czwartek, 11 października 2012

I żyli długo i szczęśliwie...

Postanowiłam, że Kozak jest na tyle duży, że nie obciąży go zbytnio psychicznie historia Czerwonego Kapturka i jego babci.

Opowiedziałam dziś Synowi pierwszy raz tę bajkę, rzeczywiście wiele ryzykując, bo nie występują w niej żadne urządzenia elektroniczne, nic się w niej nie obraca i nic się nie włącza i wyłącza.
O dziwo, Malec słuchał uważnie. Do samiutkiego końca.
- To była ładna bajka – skonstatował.
- Prawda?
- Oj, ten niedobly wilk! Połknął babcię i dziewcynkę.
Chcę dodać, że „tak to w życiu bywa”, ale jeszcze Kozak weźmie te słowa dosłownie. Lepiej zaakcentować pozytywną stronę rzeczy. Niech Syn wyniesie z tej opowiastki coś budującego: że nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, kiedy jest się w dołku, że zdarzają się zakończenia, których nikt się nie spodziewał, że nie powinno się z góry zakładać, że sytuacja jest bez wyjścia. Słowem, nigdy tak naprawdę nie wiemy, jak się potoczą nawet najgorsze sprawy...
- Ale widzisz – przypominam Kozakowi – potem pojawił się pan gajowy...
- Tak. I psysed pan gajowy i połknął wilka i uciek.

2 komentarze:

  1. Adasiowi opowiadałam tę bajkę jakiś czas temu i niestety "zraził się" do wilków. Dzisiaj oświadczył, że boi się tylko dwóch zwierząt: wilków i rekinów (na drzwiach przedszkolnej toalety jest namalowany rekin, więc Adik chodzi do drugiej)

    OdpowiedzUsuń
  2. O! A czym podpadły mu rekiny? :)

    OdpowiedzUsuń