Pierwszy raz po kilku
upalnych miesiącach otworzyłam okno. Zaraz po wstaniu podciągnęłam żaluzje, z
piskiem szyn ruszyła przesuwna szyba i łyknęłam nagrzanego, wilgotnego
powietrza. 
Pół godziny i pokój miał
dosyć. Zrobiło się zbyt lepko i zdecydowanie zbyt ciepło, więc zrezygnowałam z
wietrzenia domu metodą naturalną.
To było blisko dwa
tygodnie temu. 
Dzisiaj otworzyłam okno
i uradowana pobiegłam otwierać następne. Wysoka wilgotność powietrza się nie
zmieniła, ale poranek był prawie chłodny.  Cała godzina wietrzenia moja!
O tej porze roku
szukam nie tylko świeżego powietrza. Siłą przyzwyczajenia rozglądam się też za
czerwienią, rdzą i złotem. 
I są.
Czerwienią wybujałe
hibiskusy i przykurczone niecierpki. (Podpowiem, że w tym klimacie niecierpki nie cierpią upałów. Właśnie dochodzą do siebie
po ostrym lecie i najładniej pokwitną sobie zimą.) 
Jak na obecny przełom
pór roku przystało, również na czerwono szczerzą zębiska nasiona magnolii
wielkokwiatowych.
Niegroźne są. Malutkie
- niewiele większe od ziaren kukurydzy, a w dotyku przypominaja gładkie, młode skórki
kasztanów. 
I chociaż żal, że opadają
pierwsze liście z dolnych patrii ulubionych lagerstroemii, daleko do
środkowoeuropejskiej, jesiennej melancholii. 
Lagerstroemie pierwsze z niewielu gatunków drzew w okolicy idą jesienią na odstrzał, ale ceglasto nakrapiane listowie opada na ciągle
zielony trawnik, a same drzewka odbijają się wciąż od błękitnego nieba. 
Grzech narzekać.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz