sobota, 22 października 2016

Lekcja Pięćdziesiąta Trzecia: Poprawka na dolegliwość polityczną

Natchnął ją obrazek z książki do ortografii.
- Hełm? - pyta Koza wątpiąco, wskazując na czubek litery „h”.
- A nie?
- Narysowany jest kask.
Poszłam po okulary. Sprawdzam. Faktycznie - kask.


                źródło: Ortografia. Komiksy, ćwiczenia, zadania. Ewa Owsińska-Miedzińska.


- Podmienili w zapisie na hełm - tłumaczę - żeby użyć więcej wyrazów z samo ha. Nie ma w polskim dużo potocznych słów na tę literę. Wybrali chyba wszystkie pasujące do historyjki dla dzieci: hałas, hamulec, huśtawka...
- Mogli dodać hamburger - przerywa mi Koza.
- Czy ja wiem...
- Albo hot dog. Sama słyszałam te wyrazy w Polsce.
- Fast foody raczej za dobrze się nie kojarzą.
- Hip Hop!
Krzywię się jeszcze bardziej.
- Hashtag!
- Hulajnoga i hashtag? No, mogło by być całkiem ciekawie.
- Hillary? Happy end? Heroina?
A właśnie, że nie. Floryda będzie głosować nad legalizacją medycznej marihuany. Oczywiście chcę. Jest ponoć świetna na depresję. A ta ma wiele twarzy, skaczących sobie do oczu, poczynając od szacownych państwa poniżej.


                                                            zdjęcie stąd

wtorek, 18 października 2016

Poradnik domowy na nadchodzące wybory prezydenckie

Putin woli Trumpa, Włosi Clinton. Papież Franciszek zaleca amerykańskim katolikom modlitwę i rozeznanie zanim pójdą do urn. Pardon, zanim pójdą głosować. Bieżę wyjaśnić tym, co lubią szczegóły, że urn w Stanach się nie używa, korzysta się z maszyn liczących głosy. Przynajmniej w moim hrabstwie najprawdopodobniej i tym razem skaner wciągnie wypełnione karty.

Ale do rzeczy. Każdy wie, co dla mnie najlepsze, Amerykanin czy nie. Natomiast ja, jak pisałam wczoraj, chcę mieć na uwadze dobro mojej rodziny, a nie cudze upodobania. Przeprowadziłam zatem domowy sondaż pojedynczym pytaniem: na kogo byś zagłosował/zagłosowała w nadchodzących wyborach?

Przerwałam Lubemu Mężowi służbową telekonferencję. Drgnął i spojrzał na mnie, że powiało lodem.
- Jeśli zamierzasz oglądać jutrzejszą debatę prezydencką, to wracam z pracy okrężną drogą!

Przerwałam Kozie popołudniową drzemkę i córka słodko odrzekła, że oddałaby głos na tego pana od zwierząt, któremu nie udało się dotąd zrobić kariery w polityce.
- Weterynarz? - Zawstydziłam się przy okazji, bo nie skumałam, o kogo chodzi.
- Nie, mówię o gościu z poprzednich wyborów.
Aha! Czyli musiałabym go osobiście wpisać na listę.
- Ale który to był?
- Ten, co obiecywał, że jako prezydent sprezentuje każdemu kucyka.
Gdyby kto pytał, do tej pory nie kupiłam Kozie ani żółwia, ani dudka. Ani wymarzonego, miniaturowego prosiaczka.
- Co prawda wolałabym jednorożca, ale kucyk też może być. - Koza zakryła głowę kocem i dyskretnie wskazała palcem drzwi.

Zapytałam o zdanie Kozaka. Mówię mu, że nie wiem, na kogo głosować i on jeden potraktował mnie poważnie. Nie przestraszył za ojcem, nie zbył obrazem Vermina Supreme'a.
- Mamo, nie martw się - odparł mój syn. - Zrób to, co ja na sprawdzianie z matmy. Uczciwie wybierz odpowiedź jak leci. To najlepszy sposób.

O tym sprawdzianie rozmawiałam dziś z wychowawczynią na indywidualnej wywiadówce o siódmej pięćdziesiąt, kiedy jeszcze ranne ptaszki świergoliły. Lepiej do tego nie wracajmy.

Moja puenta jest następująca: nadal, jako ten co czwarty, młody, ankietowany Amerykanin pytany o zdanie, nie widzę w Białym Domu ani Trumpa, ani Clinton. Wolałabym za opiniami badanych z Reutera, żeby prędzej pierdyknął w Ziemię gigantyczny meteor.

poniedziałek, 17 października 2016

Przystanek na żądanie, a nawet dwa

Pytano mejlowo, fejsem, przez telefon itp. Chyba faktycznie najprościej będzie, jeśli zgłoszę się tutaj. Nikomu krzywda się nie stała. Kozak cały, Koza cała. Mąż nadal luby. Palma się prostuje.

Czy trzeba w Centralnej Florydzie bać się huraganu? 

Zależy od siły uderzenia.
Zachodnia półkula posługuje się skalą Saffira-Simpsona. Też się nią podeprę. Od jedynki do piątki.

Przy huraganie kategorii pierwszej zrywają się w okolicy gałęzie.

Przy huraganie kategorii drugiej wiatr oberwie gałęzie i zaczyna zawodzić. Gną się słabsze drzewa. Mogą zrywać się dachówki ze starszych budynków i paski obluzowanego sidingu. Może zabraknąć prądu.

Nowsze zabudowania mogą jednak przy dwójce spać spokojnie. Chyba że przypadkowa gałąź zamieni się w torpedę i trafi okno, ale prawdopodobieństwo stłuczki jest raczej małe. Oczywiście każdy zakłada, że jego akurat ominie i poleci w sąsiada. Taka prawda.

Do jedynki i dwójki Floryda z terenów śródlądowych podchodzi z umiarkowanym spokojem. Nie obawia się podtopień tak, jak inne wschodnie stany. Nie darmo pobudowano stawy retencyjne połączone kanałami. I to obok istniejących już licznych jezior i bagien. Wodę ogarniamy.

Dopiero na wieść o trójce w Orlando przestawiają się priorytety. Przy trójce legną drzewa, drżą szyby na piętrze, a wycie wiatru zamienia się w histeryczne krzyki. (Patrz: ścieżka dźwiękowa filmu Carrie z Sissy Spacek.) W domach przenośnych, tzw. mobile homes, mogą złożyć się ściany. Niewskazana jest jazda samochodem. Lepsze porywy wiatru, jeśli uderzą pod odpowiednim kątem, przesuną auto typu SUV w bok. Nawet o kilka pasów.

Razem z wichurą może zabrać się w drogę fragment zadaszenia. Tak było, kiedy przez Centralną Florydę przeszedł dwanaście lat temu huragan Charley. Do tej pory tamten huragan kojarzy mi się „na niebiesko” przez kolor brezentowych płacht zamocowanych na zniszczonych dachach. I nie ma mocnych - trójka pozrywa linie energetyczne. Co za tym idzie, kiedy leje deszcz, panuje subtropikalny upał, a wysiadł nawiew klimatyzacji, na zaciekach zaczyna rosnąć czarna pleśń. Ale załóżmy nawet, że klima będzie - naprawa dachu może potrwać tygodniami.

Następna kategoria. Czwórka. Czwórka to furia, a w amoku łatwo idzie zabić. Szczególnie bezradnych. (Nie nowina. Kto śledził nowiny z Haiti ten wie.) Wracając do Florydy, domów z pustaka nie zmiecie, ale dachy potrafi rozebrać w całości. Pójdą niezabezpieczone okna.

Piątka - apokalipsa. Podcina i przerzuca na co ma ochotę tylko wzdłuż wybrzeża. Im dalej w głąb lądu, tym mniejsze zniszczenia, np. „czwórkowe”.

So now, A zatem...

Matthew miał być czwórką i miał zahaczyć o Przylądek Canaveral - dla zorientowanych - Centrum Kosmiczne.

Ponieważ oko huraganu miało przejść ok. 80-90 km od nas, zamknięto szkoły. Takie są stanowe zalecenia dla bezpieczeństwa uczniów dowożonych szkolnymi autobusami. Większość tych pojazdów to stalowe puszki. Byle upadek konstrukcji nie zegnie, ale kiedy stała prędkość wiatru przekracza 35 mph (55 km/h), może znieść z szosy.

Szkoły zamknięto też z innego powodu. Należało w mieście zmniejszyć ruch. Jedyne dwie drogi ewakuacyjne z tej części nadbrzeża, które miał liznąć huragan biegną na zachód właśnie przez Orlando. Poza tym niektóre budynki szkolne zostały zamienione na schrony dla ewakuowanych.

Ostatecznie Matthew podszedł na wysokość miasta jako trójka i przeciążyły go wtedy własne chmury od strony oceanu. Dlatego huragan odbił około 50 km w Atlantyk. Owszem, poleciały na osiedlu drzewa, wygięły się znaki drogowe. Pół miasta było bez prądu. Ale wokół mnie nikt znajomy bardziej nie ucierpiał.


leżący dąb zimozielony metry od mojego domu

I zmiana tematu - wybory prezydenckie w Stanach.

Obserwuję je, niech będzie okrągła liczba, od dwudziestu lat i pierwszy raz w życiu boję się mówić głośno, co myślę. Wystarczy, że zajrzę w amerykańskie serwisy społecznościowe. Popatrzę na ton rozmów i zmykam, bo tegoroczne wybory jak żadne przedtem wywołują w ludziach polityczną agresję. Czasem nawet starsze osoby, które dotąd rzekomo się przyjaźniły, usuwają się z fejsbukowej listy znajomych i obrażają pisemnie na forach publicznych.

Nie umiem sobie tego zjawiska wyjaśnić. Amerykanie może nie rozprawiają na co dzień o polityce dla sportu, nad piwskiem, tak, jak my, Polacy. Owszem, o tej porze roku, jak co cztery lata, krystalizują się decyzje i mówi się o nich otwarcie. Tylko dlaczego tym razem towarzyszą im lincze?

Czy pójdę na wybory?

Oczywiście, że tak, bo wybiera się nie tylko prezydenta. Karta do głosowania to przynajmniej dwa podłużne arkusze, jeden obustronnie zadrukowany, i w tym roku w moim okręgu wyborczym czekają do zakolorowania czarnym długopisem trzydzieści dwa owalne kółeczka. Przed nami aż trzydzieści jeden pytań o sprawy niezwiązane bezpośrednio z cyrkiem przedwyborczym. Np. ocena siedmiu sędziów stanowego Sądu Najwyższego, głosowanie na poprawki do konstytucji stanowej, na kandydatów do Senatu i Izby Reprezentantów, w tym i stanowych, a także wybór lokalnego szeryfa, sędziego okręgowego itp. Z ciekawostek - połowa wydruku en españolWelcome to Florida!

Idąc na wybory, skorzystam jednak z tego, że takie głosowanie to sprawa nie tyle nawet osobista, co tajna. Wczoraj postanowiłam, że nie powiem, kogo wybrałam. Nie chcę punktować u jednych lub tracić w oczach u drugich tylko ze względu na przekonania polityczne. Szczególnie, że sama nie jestem przekonana do cudownych możliwości żadnego z kandydatów i żadnej z dominujących partii. Bardzo bym chciała, ale z nikim nie sympatyzuję.

Oddam głos na tego kandydata, który - według mojego rozeznania - najmniej zaszkodzi mojej rodzinie. A nuż pomoże? Muszę dbać o Kozaka. Muszę pilnować Kozy, troszczyć się o siebie i Lubego Męża. Będę głosować przede wszystkim jako matka. Zależy mi na tym, żeby nikomu z nas nie stała się krzywda.