sobota, 1 lutego 2014

„Proszę ładnie się wpisywać, lecz karteczek nie wyrywać...”

Któregoś dnia, może z półtora roku wstecz, mój ówczesny trzylatek przyniósł kilka kartek spod drukarki i poprosił, żeby je spiąć. Powiedział, że będzie pisał książkę „dla dorosłych”, a zagadnięty o detale, dodał, że będzie dużo literek i mało obrazków.
Potem zakasał rękawy. Bez pośpiechu wyrysował rzędy szlaczków na każdej stronie i dumny ze swego dzieła przyszedł i zapytał:
- Co ja tu napisałem? Przeczytaj mi, bo nie wiem.
W ten sposób rozpoczęła się nasza rozmowa o różnicy między esami-floresami a literami, które Kozak znał już po angielsku.

Rok temu wprowadziłam polskie samogłoski (ślad tej nauki widoczny jest w tym wpisie) i zaczęłam przygotowywać się do uczenia Kozaka czytania po polsku metodą sylabową zapodaną mi przez logopedkę Elę Ławczys (autorkę tego bloga).

W międzyczasie książka Kozaka rosła. Spinane zszywaczem kolejne rozdziały doklejałam do książki-matki taśmą klejącą. Kozak nadal operował szlaczkami, ale tym razem szły one w parze z tłumaczeniem na język do rozczytania. I tak, kto zna język polski lub angielski, może dziś przeczytać w tym dziele, że 




 („To jest fajna książka dla każdego. A teraz muszę tu jeszcze dopisać literek”.)

ALBO

„Jabłecznik nie wyjdzie, bo nie założyłaś fartucha”. 
 „Papuga to ptak policyjny. Wszystko powtarza, co mówią policjanci w komisariacie i przestępcy mogą wtedy lepiej słyszeć”.
 „Łopaty śmigłowca obracają się tylko w jedną stronę”.
Itp. Itd.

Po ostatnich letnich wakacjach Kozak zapragnął osobiście zapisać coś z angielskich wyrazów wałkowanych w przedszkolu, a potem i z sylab, które poznawał po polsku, weryfikując charakter swego dzieła - odtąd co lepsze słowa musiały zostać zilustrowane.




Tworzony metodą chałupniczą wolumin tak rozrósł się wszerz, że jedną ręką dzisiejszego pięciolatka nie uniesiesz.




I zastanawialiśmy się, czy nie czas na rozpoczęcie drugiego tomu pamiętnika, a tu raptem smyk dostał „Mój pierwszy dzienniczek” Agnieszki Fabisiak-Majcher i Eli Ławczys.

Książka wprawiła Kozaka w stan zakłopotania i zachwytu zarazem. Bo - jakby nie patrzeć - konkurencja jakaś się objawiła, ale przydatna przecież - z linijkami jak ulał pod myśli nieuczesane.

Chociaż książeczka została napisana z myślą o wypełnianiu dwóch stron dziennie, zaintrygowany Kozak chciał, abym za jednym posiedzeniem przeczytała mu całość. (Niestety, tak płodnemu „artyście” jak Kozak nie przetłumaczysz, że ma się zadowolić dwoma kartkami na dobę.)
Książkę przeczytaliśmy w trzy posiedzenia i wiem, jaki temat jest na której stronie, a to przydatne, kiedy młody czytelnik nie z tych, co chce trzymać się narzuconego kierunku. Najważniejsze, że świetnie rozumie proste dialogi, lubi pytania o niego samego, każe mi streszczać mijający dzień i raz sam, raz z moją pomocą gryzmoli zawzięcie to literki to obrazki. 




Nie zaglądamy do dzienniczka codziennie. Tytuł taką częstotliwość zaleca, ale luźny format książeczki tego nie wymaga. Powroty są jednak twórcze, bo oprócz odpowiadania na pytania, Kozak nie żałuje introspekcji i wyłuszczania praw rządzących światem. Polecam stąd takie wpisy jak
„Guma do żucia zrobiona jest z żuka”
„Rano dobrałem się do słodyczy.”
„Nie lubię majazonu”. (majonezu)
„A kiedy urosnę, to będę dorosłym”.
„Dzisiaj dostaliśmy od listonoszki nowe kluczynki do skrzynki.”
oraz
„Jak nie czytasz książki, to się długo nudzisz. Przestępcy nie czytają książek”.

No.
To szklanice w górę za wszystkich „nienotowanych” i za Elę - w podzięce za przygodę z drugim pamiętnikiem Kozaka.

Muszę patrzeć tylko, żeby nie kłaść dzienniczka zbyt wysoko, bo jak to Kozak ostatnio skwitował próbując go dosięgnąć, „lepiej nie wchodzić na półkę, bo można kompletnie dobrze się zwalić”.
Aż takich poświęceń dla krzewienia języka byśmy nie chcieli... ;-)





Ps. Umyśliłam sobie od początku istnienia bloga przywitać wszystkich ujawniających się gości - przynajmniej tych, których wypatrzę -  i dziś oficjalnie ślę ukłony ivonesce. Prosto z górnej półki, że się wyrażę ;-) I pozdrawiam wszystkich!

26 komentarzy:

  1. Nieczytelność pierwszej wersji dzienniczka byłażby aluzją do dziwnego i i trudnego do zrozumienia świata dorosłych? :))))))
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Analiza literacka jakiej się nie spodziewałam... Ale bardzo mi się podoba! :-)

      Usuń
  2. No lepiej na regal nie wchodzic bo pozniej moze byc rozne zejscie chociaz Kozak przebieral w slowach,ja kiedys uslyszalam ostrzejsze epitety od 2 latka ktory juz na tym regale sie znalazl a noga nie mogla trafic na odpowiednia polke ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie pytam, co to były za wyrażenia. Domyślam się, że chodzi o te, które najłatwiej nam wchodzą do głowy... ;-)

      Usuń
  3. Jak na dwujęzycznego 5-latka, to Kozak całkiem nieźle radzi sobie z literkami :) Widać, że mama czuwa i doradzi, gdy potrzeba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pisanie lister to zasługa tych krótkich godzin w przedszkolu. Ja tylko wykorzystuję umięjętności "pisacze" Kozaka do swoich celów (uczenia polskiego). ;-)

      Usuń
  4. Masz niesamowicie zdolnego synka, Sylabo :-) Moj trzylatek by chyba nigdy nie wpadl na tak genialny pomysl jak napisanie ksiazki :-) Konstruktor, pisarz i komik w jednym malym czlowieku :-) Czym nas jeszcze Kozak zadziwi?

    Pozdrawiam Cie serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, "Irlandko" :-) Witaj! Tak, faktycznie, Kozak potrafi. Tylko komik z niego to taki "skutek uboczny". Przykładowe uwagi powyżej są wypowiadane bardzo poważnie. A co książek... Koza też na taki pomysł w wieku Kozaka nie wpadła. Każdemu malcowi chyba co innego pisane ;-)
      Pozdrawiam gorąco!!

      Usuń
  5. o rany...poczułam się zauważona....hi, hi....dziękuję bardzo :-)
    muszę poszukać na rynku takiego dzienniczka....mój najmłodszy ma 4,5 roku i patrząc jaki jest ciekawski to chyba fajna taka książeczka dla niego by była ;-)
    pozdrawiam serdecznie z Wrocławia
    ivonesca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co! Jak już wypatrzę, to nie popuszczę. (Powiem "dzień dobry" ;-)
      Dzięki za pozdrowienia! :-) Wrocław jest mi raczej nieznany, ale teraz z Tobą będzie się kojarzył.

      Przy "dzienniczku" będąc, to według mnie to rzecz dobra dla każdego dziecka, nie tylko tego, któremu drugi język się wciska (patrz: ja). ;-) To taki pierwszy "scrapbook" (album z wklejkami, zdjęciami itp), czyli "pamiętnik z wkładką" ;-) Może w nim pisać dorosły, a z czasem i dziecko. Kozak lubi przepisywać wyrazy - nauczono go tego w przedszkolu, więc niektóre słowa sobie przepisze sam, a resztę mi dyktuje. I jeszcze sprawdza, czy aby dobrze zapisałam. Jeśli źle, każe mi gumkować (piszę ołówkiem) i pisać od nowa. Fajny pomysł z tym dzienniczkiem, bo wprowadza tematy codzienne (od najprostrzych czynności), a dla malucha przecież nowe. Czasem się ich trzymamy, a czasem Kozak "popłynie" i też jest dobrze. W końcu to książka Kozaka i to on decyduje co ostatecznie zapisać, czy wkleić coś, czy może jednak samemu zilustrować itp. Nie jestem dobra w robieniu reklamy, a szkoda, bo tej książeczce reklama się należy. Np. jest jak znalazł dla rodzica zmęczonego, który nie wie, co jeszcze fajnego wymyślić, żeby zrobić razem z dzieckiem. Bo prawda jest taka, że na tym etapie, kiedy Kozak pisać sam nie potrafi, dłużej sobie o czymś "rodem z strony" gawędzimy, niż piszemy. Mnie się to podoba, bo chcę wiedzieć, co w tej kozaczej główce piszczy. ;-) I przy takiej pogadance różne kwiatki wychodzą. Moje też. Te w szczególny sposób radują Kozaka - od razu buduje się z rodzicem większa więź, kiedy ten przyznaje się do wyskoków z własnego dzieciństwa... ;-)
      Pozdrawiam Wrocław!

      Usuń
    2. "E" mi zjadło... "rodem zE strony" miało być...

      Usuń
    3. no właśnie ja mam czasem pustą głowę :-( do zabawy z dziećmi i zazdroszczę np. takiej lasche (dzięki której tu trafiłam, bo najpierw była lasche, a potem Deszczowy Dom ;-), której blog aż furczy od świetnych pomysłów dla dzieci :-) czasem coś podpatruję ;-)
      ale mam za to pomoc w domu, gdyż moja najstarsza córka (lat 21) ma super podejście dla dzieci, i jak ja już nie potrafię nic z siebie wykrzesać ;-) to Karolina może się wykazać z młodszym bratem :D
      dla ścisłości to jest jeszcze jeden brat, lat 13....ale z tym to Karolina raczej wojnę toczy :-)
      pozdrawiam ze słonecznego dziś Wrocka
      ivonesca

      Usuń
    4. Rozmarzyłam się przez Ciebie. Też bym chciała mieć takiego "starszaka" (21 lat!), który by mi pomógł z młodszym. Coś o tej wojnie z 13-tolatkiem potrafię sobie wyobrazić, tak a propos, ale i tak pomoc przy najmłodszym chociaż to świetna sprawa. No, lasche i Amaranta pomysłami zalewają blogosferę. Niektórzy mają talent...

      Usuń
    5. oj, "starszak" się przydaje ;-)...tym bardziej że obie babcie daleko mieszkają....to na pewno plus takiej dużej różnicy wieku, ale tak jak wszystko minusy też są ;-)
      jakoś próbuję się z tym wszystkim ogarnąć :8
      pozdrawiam serdecznie
      ivonesca

      Usuń
    6. Dzięki! Miłego "ogarniania się" z dziatwą i nie tylko! :-)

      Usuń
  6. Co za cudowną księgę stworzył Twój Kozak!
    Pamiętaj, że w razie jakiegoś kataklizmu (czego absolutnie nie życzę) musi być jedną z tych rzeczy, które porywasz w ramiona, bądź pod pachę, i dopiero później bierzesz nogi za pas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Absolutnie! I wszyscy wiemy, gdzie leży "grown-up book" Kozaka (bo on częściej tytułuje ją w ten sposób po angielsku; po polsku mówi "moja książka"). To największy skarb Kozaka i nie wolno wynosić książki z domu, żeby się nie zgubiła. Kozak nie dał się namówić, żeby w specjalnej torbie, pod moim czujnym okiem zanieść książkę do przedszkola w dniu, kiedy opowiadano o swojej ulubionej zabawce/rzeczy (na "show-and-tell"). Kozak nie pozwoli, żeby jego "memuar" włos z okładki spadł. ;-)

      Usuń
  7. Niezły ten manuskrypt. :) Ja bym go też do jakiegoś przedszkola nie nosiła. ;-) Raz, że to dzieło zbyt cenne/bezcenne, a dwa - nie wiadomo jak fanki zareagują? Z resztą kumple już się wypstrykali z pomysłów na tym show-and-tell, a Kozak wie co robi. Jeszcze przyjdzie czas na autografy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, Marto! Autografy? :-) Haha... No nie wiem... Nie wiem... Kozaka interesuje sam proces tworzenia i czytania w gronie rodzinnym (imprezy zamknięte ;-) Na razie przymusowe wieczorki autorskie, które nam urządza, odbywają się w domu bez rozdawania autografów ;-) Niech mu lepiej woda sodowa do głowy nie uderza ;-)

      Usuń
  8. Cudowny wpis. Cudowne książki (obie)! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bubo, dziękuję. Podwójnie. Nie tylko za komplementa książkowe ;-)

      Usuń
    2. Ano, za wskazówki różnego rodzaju. :-)

      Usuń
    3. A! Miło było :-)
      Polecam się :-)

      Usuń
  9. No i jak tu nie pomyśleć: Jaki ten świat mały...
    Powodzenia twórczego życzymy.
    Ja i Elena

    OdpowiedzUsuń