Pierwszego grudnia wyjęłam ze skrzynki pierwszą kartkę świąteczną. Przypomniała mi, że samemu trzeba będzie wysłać kartki. Ale kolejne dni miałam wyjęte z
kalendarza przez zobowiązania chórzystki. Odłożyłam więc pisanie życzeń, a potem przybieżała wirusówka i do wczora wieczora leżałam. Leżałam tzn. zostawałam w
łóżku, kiedy nie musiałam odwozić i przywozić ze szkoły, gotować, prać itp. Dzisiaj
założyłam na piżamę spodnie i kurtkę i wyszłam na dwór gotowa zmierzyć się bez
nurofenopodobnych z dwudziestoma trzema stopniami Celsjusza.
Pojechałam na główny róg osiedlowy do kiosko-apteki sieci CVS. I normalny
człowiek wszedłby, kupił co pod ręką i wyszedł. Ale nie ja. Ubzdurałam sobie kartki
ze Świętą Rodziną, bo rodzina na święta to rzecz święta. Tu, przy okazji, zapytam
z całą mocą - dlaczego nie ustawia się kartek bożonarodzeniowych na wysokości
oczu? Co komu przeszkadzają przed świętami kartki świąteczne, że upchnięto je
na spód półek z gwiazdkowymi pierdołkami?
Padłam na kolana, z nosem w regale przewalam w pudełkach. Niestety, w
żadnym najtańszym pakiecie produktu pakowanego, ani za 4,99 ani za 7,99 dolarów
nawet śladu stajenki. Wszędzie jakieś dżamperskie zimowe widoczki. Albo postaci
z kreskówek. Żeby jeszcze coś w znośnym guście, to nie! Co się da napaćkane brokatem.
Zniesmaczona zajrzałam na tył półki. O! Dobrze widzę? Dwie głowy pochylone
nad jedną mniejszą. Niestety, obrazek okazał się częścią kartki z pozytywką
(drożyzna!). W dodatku stało na okładce jak byk po hiszpańsku Feliz Navidad. Really? Tylko to mam do wyboru? Przysiadłam na wykładzinie sklepowej, zastanawiając się, gdzie podziali się
w centralnej Florydzie angielskomówiący, którym nie przeszkadza stajenka. Wypisali
się w tym roku z programu świątecznego? Nie wierzę, żeby ostali się tylko latynosi.
A jeśli jednak tak? A ja, ciemna masa, dałam się zaskoczyć?
Mój spóźniony zapłon to ostatecznie nic dziwnego. Że dowiaduję się o wszystkim
poniewczasie to u mnie regułą odkąd weszłam w wiek wapniaczy (40 lat i wzwyż). Np. minęły lata zanim zakapowałam, że należy się zwracać do ludzi Happy Holidays! (Merry
Christmas! okazało się zbyt konkretnym i politycznie niepoprawnym
przegięciem.) Podobnie późno przyjęłam do wiadomości, że okres Bożego Narodzenia
zaczyna się w listopadzie, w Czarny Piątek i, analogicznie, dopiero po fakcie odkrywam, że
tegoroczny kartkowy szoping nie uwzględnia szopek.
Co teraz? Wstąpiły na mnie siódme poty. Jeśli jeszcze dziś nie wyślę kartki
świątecznej do Polski, to życzenia na pewno nie dojdą w tym roku. Głupia sprawa
wyjdzie. Matka tyle serca włożyła w swoją paczkę, którą już otrzymałam i schowałam
w odpowiednie miejsce, aby od razu sobie przypomnieć, gdzie jest, kiedy
przyjdzie czas ją rozparcelować... A ja nie mogę się zrewanżować zwykłą kartką.
Rozejrzałam się bezdradnie. Lord Vader w trzydziestu egzemplarzach jakiegoś
gwiazdkowego opakowania obserwował mnie bez słowa spod czerni kasku (dziś premiera Ostatniego Jedi), ale i bez tego zabrakło
mi powietrza. Bo co ja zrobię? Nie mam siły wałęsać się po wielkich sklepach.
Zapłaciłam za środek przeciwbólowy i doznałam olśnienia. Pojadę do kiosko-aptecznej konkurencji!
Zapłaciłam za środek przeciwbólowy i doznałam olśnienia. Pojadę do kiosko-aptecznej konkurencji!
W sieciówce Walgreens to samo - wręcz identyczne kartki świąteczne przy
samej podłodze, czyli obejrzyj sobie nasz asortyment, drogi kliencie, na
czworakach. Ale git majonez, ważne, że coś świątecznego w ogóle mają. Jest
jakaś nadzieja.
Znów przewalam w pudełkach i znów nic oldschoolowego:
ni stajenki, ni anioła. Nawet w wersji español. Żadnych rodziców z dzieckiem,
co może później by się urodziło, gdyby nie odgórne zarządzenia (patrz:
męcząca podróż). Ale życie to ZUS, a nie bajka. Ktoś na urzędniczym stołku
wpadnie na pomysł i kupa. Pan każe, sługa musi. Nie przeskoczysz biurokreatury
i niedrukowania na święta kartek z Pierwszą Rodziną! Kto wymyślił, że będę wolała Gwiezdne Wojny z choinką? Świąteczny Lord Vader, przyznam, to pomysł bardzo prorodzinny. Najsłynniejsza wypowiedź Vadera kończy się słowami "jestem twoim ojcem". Ale mnie w tej chwili ta fabuła nie rajcuje. Kocha to poczeka, aż się adwent skończy. I nie ten ojciec przy świętach chodzi mi po głowie... No, właśnie! Będąc przy ojcach,
jeden Franciszkanin dowcipkował niedawno, że dziś najtańsze kartki świąteczne
to religijne, bo tych nikt nie chce. Nie wiem, skąd u staruszka te informacje.
Gdzie on takie kartki widział? Byłżeś ty ostatnio w jakim sklepie? Tego typu kartek
w ogóle nie ma! Można dostać za to jeszcze piękny, złocony kicz. Całe
szczęście, że rzucili go w sam kąt.
I ten kicz kupiłam, bo okazało się, że jest w ilościach znośnych, a błyszczące litery pod błyszczącą gwiazdą
betlejemską układają się w hasła z kolęd, które właśnie z chórem śpiewalim. Pudełko skromnie zmiętolone,
odarte z folijki, ale przecież nie opakowanie się wysyła. Przeliczyłam kartki.
Dwadzieścia cztery? Dwadzieścia cztery. Akcja na obrazkach rozgrywa się w Betlejem, a nie w odległej galaktyce. Biorę!
Ruszyłam w te pędy do domu. Mokra z euforii wyskoczyłam ze spodni i kurtki.
Wypisałam kilka kartek i przy okazji wzruszyłam się nieziemsko, bo po roku poszukiwań znalazłam
książkę adresową!
Zawieruszyła się bidulka między kartkami
świątecznymi z poprzedniego roku. (Przegrzebałam je, szukając resztek zeszłorocznego
opłatka.)
Cała zadowolona wyskubałam z portfela kilka znaczków. Ponaklejałam
elegancko. Wrzuciłam koperty do torebki i kiedy wypadł z niej telefon, na
rozświetlaczu ukazała się moim oczom godzina, o której należy jechać odebrać młodsze dziecko ze szkoły. Ha! Perfekcyjne wyczucie czasu! Co jak co, ale tyle jeszcze
mi zostało!
Dumna z siebie zajechałam pod szkołę.
W piżamie.
Olé!