Coraz gorzej
Kozie przychodzi mówienie po polsku.
Czyta w miarę, ale nic jakoś z tego nie wynika. Non-stop zwraca się do mnie po angielsku.
Czyta w miarę, ale nic jakoś z tego nie wynika. Non-stop zwraca się do mnie po angielsku.
Czuję, że
stanęłyśmy w miejscu, a jedyne, co się rozwija to kozie „unikaty”,
czyli uniko-komunikaty przed robieniem czegokolwiek z polskiego.
- Dlaczego
muszę to czytać? - Koza patrzy niechętnie na lekturę in Polish.
Powodów jest
wiele, ale zaprząta mi głowę przegląd
świątecznego menu, więc podaję pierwszy z brzegu.
- No dlaczego?
Dlaczego? Jestem ciekawa, o czym jest ta książka, a sama nie mam czasu na
czytanie. Przeczytasz, to mi opowiesz.
Córka podaje mi
książkę odwróconą tyłem do góry.
- Tu jest
streszczenie. Przeczytaj sobie i będziemy obie miały wolny wieczór - mówi, taksując
bałagan w kuchni. Bierze pogniecioną papierową torebkę po suszonych grzybach.
Rozprostowuje, otwiera, wkłada doń usta i nos. Robi inhalację.
- Co za piękny
zapach! - Rozmarzone ślepia wznoszą się ku niebiosom. - Czy można w Polsce kupić
taki spray zapachowy? Spryskiwałabym sobie nim pokój...
Stoję z książką
córki w rękach. Z jednej strony serce mi się kraje. Nie wycisnę z dziecka ani
sylabki słowiańskiego słowa... Z drugiej strony serce roście. Gada dziewczę po obcemu,
ale przecież swojska krew! Od listopada wierci mi dziurę w brzuchu o pierogi z
kapustą i grzybami, o paszteciki do barszczu...
Co by nie
ponarzekać, czasem niedaleko pada pomarańcza od jabłoni...
***
Nie piszę, bo spiętrzyły się pozablogowe sprawy niecierpiące zwłoki i doszło na koniec świąteczne koncertowanie.
Ktoś z widowni podczas jednego z koncertów nawet telefonem filmik strzelił naszemu chórowi, gdyby więc kto miał ochotę zapraszam do podlinkowanego video pod spodem. (Przesuńcie tylko film dokładnie o minutę do przodu, żeby odsłuchać właściwą rzecz).
Tu trza kliknąć. Otworzy się Wam O, Holy Night? Oby...
I tą kolędą życzę
Wam świąt, że hej! I takiego samego Nowego Roku, a po naszemu radochy i tężyzny... ku chwale ojczyzny!