poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ze słownika polsko-kozinego

językowej perspektywy grudnia zeszły wrzesień z moim pierwszym blogowym wpisem wygląda jak blednąca pocztówka z wakacji.

Nic, że ostatni miesiąc roku raczy nas pogodą, o jakiej tylko w grudniu nawet na Florydzie można śnić, zapisując się nam we wspomnieniach owocami papryki na tarasie, chodzeniem w t-shirtach, oknami „rozdzianymi” na oścież, kolacją na zewnątrz... Mój świat szarzeje na myśl, że więdnie dwujęzyczność Córki. (Jest dokładnie co przewidziałam - coraz trudniej przychodzi jej mówienie po polsku.) Kwitnie jedynie kozine słowotwórstwo, którym Dziecko non-stop wzbogaca swój udziwniony, rzekomo polski leksykon.

Żeby nie było, że nie mam podstaw do psioczenia, oto kilka słówek, które moja pamięć zarejestrowała z konwersacji z Kozą w ciągu minionego weekendu:

rzodkiewki to turnipki
strażak to pożarnik 
wróble to wróbki
kuropatwa to kuroplak
pisk to pyszk
puszcza (las) to puszyca 
na obozie to na łobuzie...

I przykłady można mnożyć, tym bardziej że zwierzyniec to osoba, która morduje zwierzęta, a pająk krzyżak to pająk pobożny (mieszkający w kościele).

Ach! I, naturalnie, biegunka to ścieżka zdrowia...
(Nikomu jej jednak nie życzę. Ale nienormalnie ładnej pogody – jak najbardziej.)

2 komentarze:

  1. U nas często używane słowa to:

    Zyzanza (straż pożarna)
    Łembold (wielbłąd)
    Robot drogowy (buduje drogi)
    Łompa (małpa)
    Bibibelek (koliber)
    Łuwan (bałwan)
    Pepelia (bakteria)
    Układ dychowy (układ oddechowy)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łembold i Łompa - splakalam sie ze smiechu... Wysciskac slowotworce prosze!

    OdpowiedzUsuń