niedziela, 16 grudnia 2012

Dwa dni "po"...

„Gdzie był Bóg, kiedy strzelano w Newtown?” 
„Dlaczego na to zezwolił?”

Nie wiem, czy miały to być jedynie pytania retoryczne, czy zarzucono z bezsilności złą wolę lub bierność konkretnemu Bogu, czy pretensje skierowano do Tego, Który kiedyś sam doświadczył śmierci Dziecka - owszem, dorosłego - ale śmierci zadanej również ludzkimi rękami...

Gdzie szukać odpowiedzi na pytanie o to, kto dokładnie jest odpowiedzialny za tragedię w Connecticut?
Kogo ukarać?
Komu przedstawiać zarzuty?
Też nie wiem.

Bo wcale nie jestem pewna, czy to dobry czas na rozliczanie i gniew. 

Pierwszy (i chyba jak dotąd jedyny) rodzic, który w piątek stracił dziecko (sześcioletnią Emilie Parker) wystąpił przed kamerami.

Nie można spokojnie oglądać tego wywiadu i nie będę go przytaczać. Chciałam tylko powiedzieć, że ojciec dziewczynki zaznacza, że nie czuje złości. Nie wygraża mordercy, a śle jego rodzinie słowa współczucia. 
I mała Emilie podobno też by tak zrobiła. Pierwsza biegłaby innych pocieszać i to najlepiej własnoręcznie narysowaną laurką. Taką miała naturę.

Patrzę na internetowe zdjęcia tej ujmującej sześciolatki i wierzę, że istotnie by tak było.
Wierzę, bo w taki czas jak teraz najlepiej wierzyć w jak najwięcej. 

I czyje słowa pocieszenia są bardziej wiarygodne niż te ofiarowane przez ojca niewinnej ofiary bezsensownego pogromu?

***

Ciągle myślę o wszystkich, którzy zginęli i o ich najbliższych. 
O tych, którzy przeżyli piątkowy horror i o ich najbliższych.
O tych i z Newtown i spoza okolicy, którzy nie potrafią ogarnąć tego, co się tam stało.
I o wszystkich, którzy cierpią po stracie ukochanej osoby. Przed którymi za moment najtrudniejsze święta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz