Kozacze techniki
budzenia mnie, gdy Syn się wyspał stają się coraz bardziej wyrafinowane. Rutynowe
„mama-wstań-bo-cię-baldzo-lubię” nie zawsze odpowiednio prędko zadziała
(bo odpowiem, „ja ciebie też” i przekręcę się na drugi bok), sprytnie więc wykoncypowano,
że należy przyjść po prośbie, z konkretnym problemem lub z odrobiną absurdu.
Pozwólcie,
że wymienię w porządku występowania niektóre z nieszablonowych pierwszych słów
Kozaka, wygłaszanych po jego wdarciu się na palcach do zaspanej sypialni
rodziców.
Ni z kijka, ni z drewka:
- Mama, poplosę
naglodę.
Lub:
- Mama, pomós mi
napisać „numely” Monday, Tuesday, Sunday
(poniedziałek, wtorek, niedziela).
Albo:
- Mama, moja kołdelka
baldzo, baldzo, baaaaaldzo się ciesy, ze jest w nasym domu, ale telas jest
baldzo, baldzo, baldzo, baaaaaldzo smutna, ze lezy na podłodze.
Wczoraj:
- Mama, cy mogę
dotknąć twoje zęby? Cy one są ostle?
Natomiast dzisiaj
Kozak przeszedł samego siebie:
- Mama, wstań, bo mam
tsy nogi.
Yyy???
Mój Boże, to straszne! Naprawdę miał???
OdpowiedzUsuńMiał. Na portrecie własnym, który narysował flamastrami. :-) Trzecią nogę uzasadnił tym, że pomoże mu szybciej biegać.
OdpowiedzUsuńNo tak, jak ma trzecią nogę to trzeba wstać ;)
OdpowiedzUsuńMusowo! Innej opcji nawet nie brałam pod uwagę!
OdpowiedzUsuńBoski ten Twój dzieciaczek ;) Buziaki =*
OdpowiedzUsuńU nas jest rutynowo: towarzystwo (Adik i pies) zdejmuje ze mnie kołdrę i rozlega się nużące: "poploszę kakałko".....
OdpowiedzUsuń