wtorek, 4 grudnia 2012

Lekcja Trzynasta: Musowo pechowa; przełożona

W listopadzie, na Florydzie
Różnie się przedstawia życie.
Zachwyt aurą nie jest stały,
Więc się obuj należycie:
Raz w półbuty, raz w sandały.

(Strofka moja)

Tak, ale to już nie listopad, a grudzień. A w grudniu baczyć trzeba, żeby częściej na nogach były półbuty. 

Fakt, ten grudzień – jak na swoje możliwości – rozpoczął się bajeczną „bezskarpetkową” pogodą, lecz gdyby kózka nie skakała...

Piję tym razem do siebie, nie do Córki. Czyli gdybym była posłuchała „własnoręcznie” skleconej fraszko-przestrogi i nie wylazła późnym wieczorem z domu bosa, z mokrą głową, to bym dzisiaj nie łykała aspirynki. Nie byłabym zmuszona odwoływać lekcji z Dzieckiem.

Ale w końcu i Koza i Kozak po kimś muszą mieć niechęć do słuchania jakichkolwiek dobrych rad. A w materii „uparcieństwa” to ja świecę iście mrocznym przykładem. 

I dlatego, jak wspomniałam, uparłam się wczoraj, że wieczorem musi być tak ciepło jak w dzień (i - dodam - że żadne zarazki akurat mnie nie dopadną), dzisiaj zamiast nauki polskiego Koza będzie miała wolne.

A ja, jej Marmolada, mam nauczkę!

***

Ale jeszcze mnie na tyle nie zmogło, żeby nie przywitać Justyny, Kasi i Niny, które zawitały w gronie obserwatorów. „Witam i o zdrowie pytam”. Apsik!

3 komentarze:

  1. O, to chyba do mnie ;) Dziekuje za mile powitanie :)
    I zdrowka zycze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! (I proszę bardzo. Słowa powitalne zostały skierowane jak najbardziej do Ciebie!)

    OdpowiedzUsuń
  3. A gdzie lekcja dwunasta???
    Rozumiem, że niektórzy omijają numer trzynaście, ale żeby dwanaście?

    ;-)

    OdpowiedzUsuń