Pracujemy z Kozą nad artykułem.
Autor, Brytyjczyk mieszkający w Polce, pisze o
przygodach towarzyszących mu w odnalezieniu się w jej kulturze i języku.
Artykuł jak najbardziej stosowny, bo nic nowego donieść
nie mogę, poza tym, że jak wczoraj, tak i dziś Koza odnajduje się bez problemu
w gadżetach, jedynych dwóch zdezelowanych, jakie ma - w kompie i w komórce. W języku
matki - nie.
Aż dziw bierze, że można czytać prawie płynnie tekst z
polskiego Newsweeka, a nie rozumieć w nim połowy wyrazów.
Nie powinnam się dziwić, bo uczyłam obcokrajowców i wiem, że na tym
polega bałamutna uroda polszczyzny, iż raz opanuje się wymowę i z powodzeniem można
przeczytać i menu w pierogarni i sprawozdanie z obrad sejmu. (Inna rzecz, co
się z treści pojmie i co nam z tego zaszkodzi.) Ale zdziwko jest silniejsze ode mnie. Wrodzone.
Po skończeniu lekcji z córką przycichłam. Koza wyjmuje z uszu włożone weń przez chwilą słuchawki.
- A co ty tak posmutniałaś? - pyta po
angielsku.
- Co?
- Czemu jesteś taka smutna? - znów pada zdanie w języku
miejscowym. - Uśmiechnij się. Hej! Mama?
Wykonuję polecenie.
Nie staram się zbytnio i Koza postanawia opowiedzieć mi
dowcip.
- Znasz kawał o cyfrach rzymskich?
O tych samych, których nadal nie potrafi odpowiednio
przeczytać, gdy widzi je w polskich czytankach i o czym pisałam zawczasu? Nie,
nie znam.
- Przychodzi starożytny Rzymianin do współczesnego baru,
pokazuje dwa palce, wskazujący i środkowy i mówi "tyle piw poproszę".
Barman stawia przed nim dwa, a on się piekli o pozostałe trzy... Ha, ha, ha!
Uśmiecham się.
Uśmiecham się.
- No, dałaś się rozweselić - rzecze ona. - Twoje
szczęście, bo już myślałam, że przechodzisz kryzys wieku średniego.
- Czy ty w ogóle wiesz, co
to jest kryzys wieku średniego?
- Wiem. I wiem, że ty swój już przeszłaś. Przez moment
myślałam, że przechodzisz drugi.
- Ja przeszłam midlife
crisis??
- Parę lat temu kupiłaś sobie Kindla, czy nie?
- I co z tego?
- A potem tablet!
- No i co?
- Jedni kupują nowe samochody, a ty chciałaś się
odmłodzić na swój sposób. Czyli czytać, jak większość ludzi inteligentnych.
Pardon, ale tu się Koza myli! Statystki pokazują, że mimo
czarnych scenariuszy, ebooki i tym podobne wcale nie wyparły wydań papierowych.
To tylko 30% rynku wydawniczego. Stara kartka dobrze się trzyma, lecz nie powiem
teraz o tym Kozie, bo nie daje mi dojść do głosu.
- Nie udało ci się pójść z duchem czasu, co?
Nie odpowiadam. Koza miele gębą dalej:
- I teraz Kindle i tablet leżą nieużywane. Ładujesz je chociaż? W sumie, skoro ma już tak leżeć, to tablet
mogłabyś mi pożyczyć.
HA! Niedoczekanie!
- Ty mi lepiej jeszcze raz powiedz, co masz w tygodniu
zrobić z polskiego.
Teraz Koza wygląda, jakby przechodziła kryzys wieku
średniego.
- I po polsku mi powiedz, co masz
zadane - dodaję.
Koza się waha, ale zaczyna dukać.
- Mam wypisać resztę wyrazów, których nie rozumiem.
Takich jak kinder jajko.
- Powtórz po mnie: kinder-sztuba.
- Kinder-sztuba. Jedno i to samo... I ustąpić miejsca
strasznym.
- Star-szym.
- Niech im będzie.
Wzdycham i pytam.
- Co jeszcze?
- Napisać, co ja
wiem o kulturze polskiej. O zwyczajach na święta. Co w Polsce ludzie robią na
przykład w Boże Narodzenie.
- Tak. I uwzględnij Wielkanoc i Wszystkich Świętych.
Tu pada wzmianka o bracie.
- E, mama, a pamiętasz, jak chciał jeść pomarańcze z drzewka na cmentarzu? Mogę o tym napisać? Albo, jak pokłuł się przy jednej krypcie kaktusem? I może dodam imieniny?
- O! Czemu nie? Kapitalny pomysł - cieszę się i z nadmiaru radości skracam poprzednio wydane instrukcje. - Po
zdaniu na zwyczaj wystarczy.
- Tylko po jednym zdaniu? Super! To napiszę to teraz i
będę miała z głowy - Koza myśli pragmatycznie i głośno zarazem. I znów po
angielsku.
Właściwie jest mi wsio rawno, czy odświeży sobie pamięć
teraz, czy jutro. Jest mi to bez różnicy, bo ważniejsze, że dłużej pomyśli o Polsce.
Nie ruszam się od stołu. Udaję, że szukam czegoś
w rozsypanych papierach, żeby pobyć jeszcze obok dziecka. W tygodniu nie mamy dla siebie za wiele czasu. I - nie ukrywam - przyjemnie być świadkiem tego, że Koza jednak potrafi pomyśleć o czymś poza jej wersją problemów dorosłych. Patrzę, jak intensywnie myśli. I myśli. I zapisuje tytuł
pracy na pustej kartce, „Obczaje Polske”.
No i niech dziewczę obczaja! Plan ambitny, z całego serca życzę powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Cieszę się, że wróciłaś do blogowania!
jesteś! jak się cieszę :-)
OdpowiedzUsuńtrochę Cię nie było ;-) a ja w międzyczasie wydałam córkę za mąż, ciągle przeżywam bunt 15-latka, a najmłodszy poszedł do I klasy ;-)
pozdrawiam z Wrocka
ivonesca
GRATULACJE!!! Jak się udało weselisko? ;-) Jak się czujesz w roli matki dziecka zamężnego? (Poza tym, że młodsi nadal przypominają się, że masz jeszcze dosyć rodzicielskich obowiązków.)
UsuńWesela jako takiego tradycyjnego nie było. Młodzi zorganizowali wszystko po swojemu, po ślubie był obiad dla najbliższej rodziny, a i tak wyszło 40 osób ;-) a wieczorem była potańcówka dla znajomych (ok. 70 osób). Całość całkiem zgrabnie wyszło, młodzi zadowoleni, rodzice też. Jak się czuję? Trochę dziwnie, że mam zięcia ;-) a tak naprawdę odczuwam tylko to, że córki brakuje w domu, bo Młodzi zaraz tydzień po weselu wyjechali na roczne stypendium do Kanady. Teraz więc chyba mają bliżej do Ciebie niż do domu rodzinnego :P
UsuńPozdrawiam serdecznie
ivonesca
PS. zajrzyj tez do maila :-)
O, hejka, Magdo :-) Dziękuję bardzo, a co u Ciebie?
OdpowiedzUsuńFajnie znów czytać Twoje wpisy! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dominika
Dzięki, dzięki. :-) Coś się naskrobało... Pozdrawiam b. serdecznie!!!
UsuńKomputer, telefon, słuchawki ... najchętniej bym to wszystko dzieciom skonfiskowała. I tak robię, tylko poźniej słyszę - "A jak ja mam odrobić lekcje? Potrzebny mi Internet". Ale to tak na marginesie...
OdpowiedzUsuńFajnie jest sobie pogadać z tymi naszymi starszymi dziećmi. Czy to po polsku czy po angielsku, wszystko jedno - grunt żeby gadać i kontakt z nimi mieć.
Ściskam :-)
I uderzyłaś w sedno sprawy. Bez elektroniki nie odrobi się dziś i w Stanach lekcji. I rozrywka, gdy towarzystwa brak, jest w słuchawkach, ale tu nie mogę narzekać, bo tak samo robiłam za młodu (tachalam gdzie mogłam przenośny magnetofon; bez słuchwek.) A co do Kozy, fakt, liczy się, żeby można było po prostu porozmawiać. Pobyć z sobą. Pokazać, że mogę się czasem do czegoś przydać ;-)
UsuńByłam tu wcześniej. I napisałam komentarz. I znikł...
OdpowiedzUsuńPowtórzę więc: Dobrze móc znów Cię czytać, Sylabo :-)
Hej, Bubo! Podglądam czasem Twoją pracę z córką... i podziwiam. Trzymaj się!
Usuń:-)
UsuńJak fajnie jest ciebie znów czytać kochana... Praca z dzieckiem nastolatkowym ciężką jest. Walczę z miesiącami! Się piszą...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co to wyjdzie z tych miesiecy. :-)
UsuńTez mam kindle'a, na razie ten sam od 4 lat (nie ma kryzysu wieku sredniego, praktyczna pani jestem po prostu:)). Teraz glownie korzystam z niego do czytanie ksiazek corce. Dzisiaj ja uczylam zmieniac rozmiar czcionki na kindle'u.
OdpowiedzUsuńNie wazne ze nie rozumie polowy tekstu, wazne ze ma dobry akcent i wymowe. Reszta przyjdzie z czasem.
No, właśnie! Dorośli posiadacze płaskich przedmiotów z ekranem łączmy się! I trzymaj kurs. Pojedzie córa na wakacje do Polski jednego lata i złapie z kontekstu wiele słów, które dziś może za trudne. Pozdrawiam!
UsuńKiedys o tym rozmawialismy z mezem. Doszlismy do wniosku ze w sumie to co mozna najwazniejszego przekazac dzieciom dwujezycznym to wlasnie akcent i wymowa.
OdpowiedzUsuńWszak mozna miec swietna znajomosc jezyka a nadal mowic z akcentem (np to jest moj problem).
A jesli chodzi o kindle'a- to ja uwielbiam, co roku walcze ze soba, zeby nie kupic nowego modelu. Gdyby nie ebooki to byloby kiepsko u nas z dostepem do ksiazek polskich. Ja kupuje dosc regularnie polskie ksiazki dla dzieci. W tym roku trzymamy kurs i sama prosi zeby jej czytac. W wakacje hitem byla "Karolcia".
"Karolcia", powiadasz ;-) A skąd ściągasz na Kindla polskie książki?
UsuńKupuje w empiku.Dla Gaby kupuje ebooki a dla mnie audiobooki, bo mi umilaja czas w samochodzie albo na bieganiu.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie lekcje z Kozą. Co było dalej?
OdpowiedzUsuńSpójrz w drugi akapit. :-) Bez zmian. Lekcje się toczą, kiedy Kozę przyszpilęi i czynić to muszę coraz większą igłą i z coraz większym natarciem. Chyba o dotacje na kopię wystąpię, jeśli Koza ma się jeszcze czegokolwiek nauczyć z polskiego.
Usuń