poniedziałek, 8 września 2014

Lekcja Czterdziesta Siódma: Chińskie kamienie młodości i zanik pamięci na sen.

- Can you take me, or do you want me to ask daddy?
A po co zaraz tatę angażować? Skoro córka prosi, żebym ją zawiozła do koleżanki na popołudnie, to przecież zawiozę. 

Plan jest prosty. Jadąc pięciominutową trasą będę do Kozy dużo mówić po polsku. Trzeba, bo w lato bez mego nadzoru zangielszczyła się do bólu. Momentami polskiego nie rozpoznaje. Ta, która pierwsze pełne zdanie w swoim życiu wypowiedziała po polsku: Mama pi, tata pacy”. - Mama śpi, a tata jest w pracy. (Wychodzi na to, że leniwą matką byłam, co?)
Dzisiaj nawet byle jakim polskim Koza nie zaszczyci. Najgorzej, że ciągnie mnie w swój angielskomyślący świat, a ja, stara baba, daję się zapędzić w kozi róg. 

Pięć minut do koleżanki. Pięć minut od koleżanki. Razem to przecież aż dziesięć minut nawijki po polsku. Ja będę gadulić, Koza może słuchać, jeśli muza w słuchawkach nie będzie jej dudnić za głośno.

Wiem, że nie nadrobię strat z wiosny. Nie nadrobię strat z lata. I uwaga! Nie będę nic nadrabiać! Precz z nadrabianiem! Ten rok za bardzo mną potrząsnął i jeszcze do siebie nie doszłam, więc po co udawać, że się da, jeśli prawdopodobnie się nie da? Strata goniąca stratę też ludzka rzecz i przyjmuję to na biust. Ale jestem teraz w domu. A w domu z przyzwyczajenia i tak zwracam się do Kozy po polsku, chociaż ona do mnie - tak jak w pierwszych słowach tego wpisu - mówi już wyłącznie po angielsku.

- Przyślij mi SMS-a, kiedy mam po Ciebie przyjechać - instruuję Kozę wyskakującą z samochodu.
- 'kiej - Spoks woła Koza i śmiga do drzwi, które ktoś już od środka otwiera.

Mija popołudnie, przychodzi wiadomość: You can pick me up. (Możesz po mnie przyjechać”.) To wystukuję standardową odpowiedź i siadam za kierownicą.

Gadka szmatka z mamą koleżanki, Koza żegna kumpelkę, wsiadamy do minivana, trzaskamy dverjami, odpalam silnik i słyszę po angielsku:
- Mama, a co ty mi napisałaś?
- Kiedy? Gdzie?
- Kiedy przysłałaś SMS-a. O co chodzi z tym kamieniem?
- Z jakim kamieniem?
- No dobra! Minerałem!
- Wybacz, Rybka, ale nie wiem... - rozglądam się stojąc na pierwszym skrzyżowaniu przy znaku stopu - ...nie wiem, o czym mówisz.
- Napisałaś dziejd...
- Co tam takiego napisałam? - ruszam przed siebie ostrożnie, bo na tym skrzyżowaniu często wymuszają pierwszeństwo.
- Dziej-ej-di-i! - literuje po angielsku Koza.
Jest taki kamień, prawda, zielonkawy. Mam nawet z okruszków nefrytu bransoletkę. Jednak nie przypominam sobie, żebym słała dziecku SMS-a o nefrycie.
- Nic takiego nie... - HA! I owszem. Napisałam. Cztery literki składające się w jeden wyraz: J-A-D-E. 
Każdemu by tak wyszło bez polskiej klawiatury. Mój amerykański nie-smartfon nie ma takiej opcji. Ale żeby brak ogonka tak zniekształcił słowo, że Koza nie kuma?

Niestety. Tylko pomarzyć można o dawnych czasach, kiedy to-to mówiło do mnie exlusively in Polish. Mama pi... do dziś mnie rozczula. Nie pamiętam, czy kiedy stanęła w sypialni miała na sobie piżamkę w biedronki i inne stonki, ale i tak słodko mi się na obecność Kozy zrobiło, gdy usłyszałam przez sen w ciemny, zimowy ranek jej pierwsze zdanie. I od razu, zwróć uwagę Luby Czytelniku, zdanie złożone! Mama pi, tata pacy - przymknijmy oko na to, że bez spójnika. 

Mama pi... i pospałaby jeszcze, mama, pospała. Na skołowanie najlepszy jest sen.

Oh, yeah? I have news for you, mama! Czyli niosę ja tobie wiadro zimnej wody! Dzieciak już nawet prostego jadę nie rozumie! Twój ciężki rok wsadź se gdzieś! Ty się, matka, lepiej OBUDŹ! 


Ps. Zapisała się do czytania mamajanka. Mamo Janka - pozdrawiam!

22 komentarze:

  1. No skojarzenia... piekne.Mialam w Austrii kolezanke o nazwisku JADE...czytane z fr.to faktycznie nazwa kamienia... obudz sie matka,obudz... coz za wolanie... Czuje sie jakbys do wielu wolala... a z pewnoscia do mnie...ok!tak jest!co tam trudy roku.BUDZIMY sie!musze pomyslec co opisac na blogu... w zwiazku z pobudka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że jakbym do "mas" występowała? Nie... ja tylko do siebie. Li i jedynie. Only i solo, bo padam na pyskawkę, a życie za mną, daleko, daleko z tyłu... :-) Całuję Cię, matko młodszej młodzieży :-)

      Usuń
  2. Ja tez jestem w szoku. Ile lat ma Twoja corka?
    Ile lat mowila po polsku? Zdumiewa mnie, ze jak piszesz niedawno moeila do Ciebie jedynie po polsku a teraz nie potrafi odczytac prostego slowa i to wynikajacego z kontekstu / z pytania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romano, moja Koza mówiła do mnie jeszcze po polsku w zeszłym roku czyli wychodzi 12 lat. Mejlować to po polsku nie mejlowała, ale sms-a z jednym, dwoma słowami wysłać potrafiła. A tu taki afront ;-)

      Usuń
  3. Toście sobie pogadały, tzn. poesemesowały ;)) Fajnie, że znowu jesteś :)
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha... właśnie. "Tośmy sobie". Fajnie, że znowu czytasz! :-) Dziękuję za pozdrowienia i odwzajemniam. :-)

      Usuń
  4. Napisałaś: "To (...) blog o rodzinie, w której nikt nie pretenduje do bycia idealnym".
    Jeśli chcesz, to się obudź :-)
    Ale nie rwij szat, że spałaś, bo przecież nie spałaś...
    A gdybyś postanowiła jednak się obudzić, to życzę spokojnej "pobudki" i wielu powodów do radosnych/śmiesznych wpisów na blogu o nie_idealnej rodzinie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tego będę się trzymać. Że i temu należy dać szansę co ma się nie udać. Nigdzie nie było napisane, że jak coś nie wyjdzie, to trzeba płakać i nie będę. Koza nie będzie dwujęzyczna, to nie. Najważniejsze, żebym się odnalazła znów w swoim domu, a język... będzie musiało wystarczyć to, na co mnie stać. Pozdrawiam Bubo Twoją rodzinę!

      Usuń
  5. Sylaba...jak dobrze, że piszesz...JADE - bomba! Ale nie wydaje mi się, żeby to było jakieś straszne. Jedno słowo, bez kontekstu, Koza nie spodziewała się, że będzie po polsku, przeczytała poprawnie w języku, który używa najczęściej...Ale rozumiem, kochana co czujesz...U mnie zaś coś odwrotnego!! Jestem zdumiona. Dzieci "na zewnątrz" mówią do mnie wyłącznie po polsku, szczególnie Kasia...Myślę, że całe życie były przyzwyczajone, że zawsze mogłby mówić po ang i nikt ich nie rozumiał ani w niemieckim "nazewnątrzu" ani w polskim. A teraz też by chciały być niezrozumiane i mówią po polsku. Myślę, że to tymczasowe, ale się cieszę!! Musimy się spotkać Sylaba teraz kiedy jestem na tym samym kontynencie i przywiązać dzieci kolektywnie do słupa aż zaczną po polsku mówić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie mnie pocieszasz, tylko ja piszę do niej SMS-y po polsku. Nie po angielsku. Ona wie, czego może się po mnie spodziewać. ;-) I zwyczajowo odpisywałam córce "jadę" (OK, "jade"). I wiadomo było, o co chodzi. A tu nagle wystarczyło 3 m-ce nie pisać, nie mówić i proszszężesz: kamienie w SMS-ach się Kozie pojawiają. Zbaranieć idzie ;-) Tak, trzeba się spotkać na tym kontynencie. Popieram. I nieładnie zazdroszczę, że dzieci Twe widzą sens polskiej mowy (choćby nawet jako a secret language). A może właściwie nie zazdroszczę? Cieszę się, że chociaż ktoś gdzieś... :-)

      Usuń
  6. Sylabo, myślę, że Koza będzie chciała przyswoić polska mowa choćby po to, żeby przeczytać książkę o swojej rodzinie - tymczasem uprzedź, że piszesz dużo o niej i bloguj zaciekle. Nie będzie ciekawa co tam o niej wypisujesz? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Jarecka! Jakże dawno... (Jak mówię jestem daleko za życiem, z czytaniem blogowym włącznie.) W jakimś magazynie kulturalnym wyszły dwa artykuły o moim ś.p. tacie. Przysłano mi je właśnie i podtykam Kozie pod nos. "Poznajesz?" - pytam wskazując na zdjęcia. "A! Dziadek!". "No, dziadek. Masz, poczytaj sobie". "Poczytam, jak to będzie po angielsku". Czyli na ciekawość o rodzinie stawiam krzyżyk. Jestem ciekawa, czy jeszcze interesowałby ją blog. Może trza sprawdzić... Jarecko, pozdrawiam Cię i Twe potomstwo i męża. Serdecznie i gorąco!

      Usuń
    2. Spróbuj! I jeszcze powiedz, że w komentarzach się o niej rozpisujemy :))))
      A na eksplorację historii rodziny jeszcze chyba za wcześnie. Nastolatkom się zdaje, że czas narodził się wraz z nimi ;)

      Usuń
    3. Rozpisujemy się, my, "stare kobity". Gdyby tak jaka młodzież... ;-) Masz rację, że na rodzinne historie jest za wcześnie. Zbieram je teraz, układam, żeby kiedyś Koza i Kozak mieli pamiątki. Szczególnie, kiedy mnie nie będzie.

      Usuń
    4. O! Mama myśl: może by tak blog kozo_polski założyła Twa córa? ;-)

      Usuń
    5. Bubo, założyła, założyła. A potem stwierdziła, że po polsku pisać nie będzie, bo wszystko jej źle wychodzi. I blog padł ;-)

      Usuń
  7. o, jesteś :-) jak miło Cie widzieć :-)
    pozdrawiam
    ivonesca
    PS.
    i przyznaję się że książki w komputerze nie przeczytałam :-( .... może można pdf wydrukować?? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie można? A może można? A musiałabym to sprawdzić. Tylko plik nie jest w pdf. i dlatego chyba raczej nie można. A nie szkoda Ci papieru na ponad 200 stron? Mnie by było szkoda... ;-)

      Usuń
  8. może dla potomnych by zostało....albo przekazałbym komuś do czytania dalej ;-)
    hmmm....nie wiem jak to wykombinować....w pracy nie przeczytam ;-) w domu zawsze ktoś okupuje komputer....jak bym miała wersję papierową to wtulam się w fotel, zapalam lampeczkę i .....
    pozdrawiam
    ivonesca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka fajna jesteś, Ivonesco :-) I życzę Ci jak najwięcej tych wtulań w fotel pod lampeczką :-) Ściskam mocno!

      Usuń
  9. Jak się cieszę, że wróciłaś! :-)
    Czytam i czytać będę Twoje zapiski by ... poprawiać sobie humor, bo dzieci masz super! A wiesz, że znam kilku dorosłych Amerykanów mających polskie korzenie, którzy w dzieciństwie ni be ni me po polsku nie mówili, a później na studiach stwierdzili, że jednak warto by wrócić do tych korzeni i nauczyć się polskiego. Może ten wakacyjny kurs na Jagiellońskim byłby pomocny? Lub jakiś inny obóz w Polsce w przyszłe wakacje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że też takich "porządnych" Amerykanów nie mam tu wokół siebie. ;-)
      Wiesz, z powodów zdrowotnych (Koza jest na bardzo okrojonej diecie, bardzo rzadko może jeść poza domem, a jeśli je, to dlatego, że zabrała z domu) właśnie te wszelakie obozy językowe odpadają. Ale modlę się, żeby udało się polecieć latem do Polski chociaż pod moimi skrzydłami. To już zawsze coś.

      Usuń