niedziela, 28 kwietnia 2013

Lekcja Trzydziesta Druga: „Czytaniec” z „gwiazdami”, czyli mam za swoje

To chyba był zeszły czwartek. Idę powiedzieć Kozie, że nie tylko ja ucieszyłam się z jej ostatniego czytelniczego osiągnięcia. Niech wie. Niech wiadomość posłuży za zachętę do przyszłej lektury.
- Te, „gwiazda”, wiesz, że dużo osób gratulowało ci sukcesu, kiedy im powiedziałam, że sama przeczytałaś książkę po polsku?
Zero reakcji. Koza maluje białą farbą metalowe pudełko po miętówkach i zdaje się nie słyszeć, co do niej mówię. Miękkie włosie głaszcze z wolna pokrywkę od lewej do prawej, od prawej do lewej, od lewej do prawej... 
Wycofuję się widząć, że przyszłam nie w porę.
- Wait!
Przystaję, posłusznie czekam. Koza dmucha w mokry akryl, odkłada pędzel.
- Chcesz wiedzieć, czego dzisiaj nauczyłam się w szkole?
Zawsze! Tylko czego mogła się nauczyć, skoro na Florydzie przeprowadzane są właśnie stanowe egzaminy końcowe i lekcji jako takich nie było?
- Kiedy skończyłam test, to mi się nudziło. And you couldn’t take out a book to read. („I nie można było wyjąć sobie książki do czytania.”) To nauczyłam się na pamięć the computer keyboard.
- Układu klawiatury?
- No! Posłuchaj! Escape, F1, F2, F3, F4... – recytuje po angielsku. - Litery też umiem: Q, W, E, R, T, Y, U...
- O cholipka! Jak długo tak bezczynnie siedziałaś?
- ... I, O, P... Nie wiem... – wraca Koza do polszczyzny - Pół godziny?
- Aż tyle?
- Relax! I checked my answers three times.
A właśnie, że się nie uspokoję! Co mi z tego, że sprawdziła odpowiedzi. Trzy razy. Trzeba było pięć!
- Jak to możliwe, że miałaś tyle wolnego czasu?
- Bo dziś było Reading.
Czyli sprawdzian z czytania i rozumienia treści. Zapoznaje się uczeń z czytanką na ekranie komputera i wypełnia pod spodem szereg podchwytliwych pytań typu multiple choice (pytań dysjunktywnych). I znów delikwent czyta kolejny tekst i wybiera właściwe odpowiedzi. I tak w kółko przez 70 minut.
Przysiadam na łóżku Kozy lekko podłamana. Ocena z tych testów w dużej mierze rzutuje na poziom przedmiotu, na jaki zapiszą dzieciaka w przyszłym roku szkolnym. Wiem, że mowa tylko o gimnazjum, że zawsze tłukłam Córce do głowy, że nie musi mieć samych „ejz” (A’s - „szóstek”) - byłabym hipokrytką, żeby tego wymagać - że liczy się rozumienie przedmiotu, że życie to znacznie więcej niż szkoła, tymczasem wyrywa mi się z ust wypowiedź, którą można zinterpretować odwrotnie.
- Kochanie, Reading czy nie, zawsze trzeba się przyłożyć do wykonywanego zadania.
- Oj! Mama! Ja lubię testy z Reading. – Koza krytycznym okiem patrzy na schnące pudełko i macza pędzel w farbie. - Zapomniałaś, że bardzo szybko czytam? Przecież ja potrafię przeczytać całą książkę w jeden dzień!
„Pod warunkiem, że napisana po angielsku” – dopowiadam sobie w myślach, bo jak idzie skojarzyć z poprzedniego blogowego wpisu, po polsku kozine czytanie nie ma nic wspólnego ze śmiganiem po stronicach. Pojawia się polski alfabet i z Zygzaka McQueena zamienia się Córa w pojazd całkowicie pozbawiony napędu. Trzeba brać na popych lub na hak. A przed czytaniem na głos Koza broni się jak przed łamaniem zderzaków bez znieczulenia.
No. To jeszcze raz publicznie ustaliłam stopień zaangażowania Córki w poznawanie swego słowiańskiego dziedzictwa kulturowego...  
- To co dziś poczytasz po polsku?
- Wiedziałam, że to powiesz!
Wiedziała, skubana. Każdy by wiedział, kto by tu z nami pomieszkał. Jestem powszechnie znana w domu z tego typu zapytanek.
- OK, to co postanowiłaś? – nie odpuszczam, przyglądając się opanowanym ruchom pędzla.
- Że coś poczytam.
- A konkretniej?
- Zastanowię się.
- Rybcia, niech cię kule biją! Za uniki to medal ci się należy.
- I learned from the best – wali Koza bez zastanowienia na ułamek sekundy zerkając w moją stronę.
Nic nie odpowiadam na to pomówienie, bo pomyliło się Córce maluczko. Akurat nie ode mnie nauczyła się mistrzowskiego unikania tematu. Ja przoduję w czymś innym: w generalnym zatruwaniu życia Kozie.
- OK, OK... Żartowałam... – dodaje przepraszającym tonem.
- Ale ja się nie gniewam.
- Nie?
- Nie.
- To dobrze.
Pudełko po miętusach wygląda, jakby je obsmarowano pastą do zębów. Zadolowolona Córka ponownie dmucha w niejednolite smugi. Zamyka pojemniczek z farbą, wyciera pędzel w kawałek papieru.
- Aren’t you going to interview me? („Nie przeprowadzisz ze mną wywiadu?”) Potem nie będę miała czasu. Teraz albo never.
Usłyszałam tylko „teraz albo nigdy” i mówię, że teraz nie mogę, bo muszę dokończyć robienie obiadu.
- OK, jak nie chcesz, to nie.
- Ale co mam chcieć?
Tym razem słyszę, że chodzi o wywiad.
- Niby z jakiej racji mam z tobą wywiad przeprowadzać?        
- Kiedy tu wszedłaś, to powiedziałaś do mnie „te, ‘gwiazda’ ”. A „gwiazdy” myślą tylko o sobie i robią, co chcą. Przykro mi. I to jest dlaczego masz pięć minut. A potem - zapomnij. Muszę posprzątać w pokoju, bo powiedziałaś, że jak dzisiaj nie sprzątnę, to się wykatrupisz. I muszę sprzątnąć w samochodzie, na moim siedzeniu, bo zapomniałam to wczoraj zrobić i jak ci się przypomni, że zapomniałam, to mam przyrąbane. I na dodatek muszę czytać po polsku. Co tak na mnie patrzysz? Sama mi przed chwilą kazałaś. Więc decyduj! Jestem tą „gwiazdą”, czy nie? 

20 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Bym poszła, ale za chwilę bedę do czegoś dziecku potrzebna... to może lepiej nie... ;-)

      Usuń
  2. Sylabo czytała o liście czytelniczej bestsellerów polskich. W jakim wieku jest Koza? U nas co prawda króluje literatura chłopięca ale mogę coś polecić :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koza ma 12 lat. Wszystkie propozycje miło wysłucham!

      Usuń
  3. ja cie krece ;-) - corka w tym wieku to nie lada wyzwanie - a jeszcze taka bystrzacha , poprostu caly czas trzeba sie miec na bacznosci ! - fajnie , fajne slowka gwiazdy wy dwie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, trzeba. Koza w dodatku nie raz mówi do mnie o rzeczach, które wiem, że mówiłam tylko do jej ojca. Albo ściany mają uszy, albo są z papieru... czekaj! Oczywiście, że są z papieru (kartonowo-gipsowe). Ale czasem mówię szeptem. Nic, tylko podsłuch sobie założyła...

      Usuń
    2. Nie tylko Koza zalożyła podsłuch ... moja Zośka też ma ucho z gumy. Chyba muszę z mężem nauczyć się jeszcze jakiegoś języka, którego dzieciaki nie znają. :-)
      Pozdrów gwiazdę od Zośki.

      Usuń
    3. Ba! I tak doszłyśmy do ważnego powodu dla którego na starość rodzice powinni zabrać się we dwójkę za język totalnie obcy ich potomstwu. Moi dziadkowie np. kiedy omawiali sekrety, przechodzili przy dzieciach na poznany w młodości niemiecki. I wiadomo, że nie oni pierwsi wynaleźli ten system rozmowy przy dzieciach.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Jak gębę otworzy, to tak. Bo poza tym, to jak w opisie blogowym: "kochane stworzenie nierzucające się w oczy." Nic, tylko wcieliło się w Kozę powiedzenie "pozory mylą".

      Usuń
  5. Sprzeda rodzicow z zyskiem? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ło...tak się cieszę wrednie, że nie jestem odosobniona w przebywaniu w tak doborowym towarzystwie tak czadowych nastolatek jak nasze córki. Fajne te dziewczyny jak sto diabłów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne! Zagadzam się. Ale dodam, że kiedy słucham, co do mnie gada moja, postanawiam, że muszę się poprawić. Nie wiem tylko, czy zdążę zanim mnie laska totalnie rzuci na łopatki.

      Usuń
    2. Ale, że co? Chętnie skorzystam.

      Usuń
  7. Ze zaciekawieniem śledzę Wasze postępy :)
    Wspomniałam o Tobie w moim poście:
    http://moravia-tehotenstvi.blogspot.cz/2013/04/liebster-blog-award-22.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko, Katko! Wielkie dzięki za wyróżnienie! Tak w ogóle, to próbowałam - jeszcze, hen, dawno, kiedy Twój malec był ciupcieńki, zostawić komentarz pod Twoimi wpisami, ale nie wychodziło. Może dziś będę miała więcej szczęścia? Spróbuję!

    OdpowiedzUsuń
  9. Sylabo, dziś dzień Polaka za granicą!
    Wszystkiego najlepszego, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Ty powiesz! To trzeba poświętować nieco. Dziękuję bardzo. Przekażę wieść dalej (tym Polakom, co to ich święto ;-).

      Usuń