Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rachel Renée Russell. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rachel Renée Russell. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 września 2014

Lekcja Czterdziesta Ósma: Wybaczcie, jeżeli nie znacie angielskiego, ale był konieczny

Grzebałam w biblioteczce Kozy i ciśnienie mi się podniosło.

Książki stały równo. Nic z tych rzeczy, kiedy matka wpada czystki robić u dzieci. (Gdy w domu mnie latem nie było, Koza pięknie poustawiała swoje czytadła, za co pochwała się należy!)
Po prostu znów złapałam za „Dzienniki Nikki” - polską wersję amerykańskich powieści dla „wczesnonastolatek” - Dork Diaries Rachel Renée Russell. Młodsza Koza zaczytywała się w tej serii parę lat temu i na moją prośbę przysłano mi wtedy tłumaczenie pierwszego tomu.
Zdenerwowałam się, bo znów stanęły mi przed oczami stracone pieniądze na ten zakup i przesyłkę. A za stracone je uważałam dlatego, że przekład zaliczam do byle jakich, a in the long run (w rezultacie) - krzywdzących.

Już na pierwszych kilku stronach widać, że

1. tłumacz nie zna amerykańskiego angielskiego lub nie ma dobrego słownika

Tłumaczy „but I figured I couldn’t go wrong” „to i tak nieźle”.
I figured” – niesłychanie popularny zwrot w potocznym amerykańskim – znaczy „dojść do wniosku, że”; „can’t go wrong” znaczy tu mniej więcej „nie rozczarować się”, „nie ma mowy o rozczarowaniu,” a w książkowym kontekście „nie pożałować zakupu” (bohaterka komórkę sobie sprawiła). Proponuję więc „ale doszłam do wniosku, że nie pożałuję zakupu”.

Dalej o telefonie po polsku można przeczytać, że był w promocyjnej cenie. Ale w oryginale nie ma nic o promocji (sale) a o wyprzedaży i to końcowej, mianowicie „clearance”. Taka wyprzedaż sugeruje, że towar nie schodził i trzeba było cenę obniżyć do 70 czy 80 czy więcej procent, żeby po prostu się go pozbyć. I ten żart, że telefon pochodził ze spadów umyka w tłumaczeniu.

Reasumując, punk 2. brzmi: tłumacz nie zna się na realiach rządzących amerykańskim handlem, a zakupy przecież to sport, który Amerykanie lubią uprawiać najczęściej i na wiele sposobów. Tu akurat nie powinno się iść na skróty.

3. tłumacz gubi się w grze słów

Juicy gossip” w tłumaczeniu to „gorące plotki”, a „Juicy Couture designer cell phone” przetłumaczono „Gorący Telefon”. [Tłuste literki moje.]

Juicy Couture to markowa firma i „Gorący Telefon” tego w ogóle nie oddaje.

Gdyby tak przetłumaczyć „juicy gossip” na „plotki w pikantnym stylu”, a „Juicy Couture designer cell phone” na „telefon markowej firmy Pikanty Styl”, zachowana zostaje gra słów „juicy gossip” i Juicy Couture”. (I sugestia poprawkowa: pojawiające się wówczas na stronie 3 nieporozumienie z telefonem można wytłumaczyć np. tak: „powiedziałam dzwońcie ‘z ploteczkami w pikantnym stylu na moją nową komórkę’, a NIE ‘z nowymi ploteczkami na moją komórkę z Pikantnego Stylu’ ”.) 

4. tłumacz pomija slang

I was like, ‘Hello’ ” – witamy w tekście amerykańską plagę językową ostatnich lat, wyrażenie „I was like”, które tutejsi nauczyciele próbują tępić w mowie u dzieci i młodzieży! Koniecznie trzeba oddać to niechlujstwo odpowiednim, innym polskim błędem językowym. Od jakich słów nieładnie zaczynać w polszczyźnie zdania? „Więc”, „no i”? Na pewno się coś jeszcze znajdzie. (Pomożecie?) O, na przykład "i". I :-) kiedy autorka podkreśla u niedojrzałej bohaterki wszędobylski tudzież byle jaki styl mówienia typowej amerykańskiej nastolatki, w tłumaczeniu odzywa się ona o dziwo bardzo poprawnie:
„- Halo? – powiedziałam.”

5. tłumacz gubi się w gramatyce na poziomie średniozaawansowanym

Na stronie 7 ktoś woła: „OH. NO. SHE DIDN’T!”
Jedna z poprawnych wersji tłumaczenia patrząc na kontekst to „NIE! NIE WIERZĘ!” a nie „O, NIE, NIE ZROBIŁA TEGO!”
She didn’t” – patrząc od strony gramatycznej, przedstawia się następująco: she - „ona” (trzecia osoba) i operator czasu przeszłego prostego „did” plus przeczenie „not”. Nie ma tu czasownika. Żadnego. Tym bardziej czasownika „robić”.

Przetłumaczenie powyższego na „nie zrobiła tego” to błąd, jaki robią polscy uczniowie może w szkole średniej, może w liceum, ale tłumacz? „Nie zrobiła tego” w języku angielskim to „She didn’t do it.”

She didn’t” jest celowo niekompletnym wyrażeniem w języku amerykańskim (być może i innym angielskim), bo ma podkreślić niedowierzanie, a ściślej ten moment, kiedy odbiera człowiekowi mowę i reszta zdania nie chce przejść przez usta. Jeszcze dosadniejszym „NIE WIERZĘ!” byłoby nawet rozparcelowanie operatora i przeczenia: „She did not!”. A jak komu „nie wierzę” nie leży, to niech sobie wstawi „coś ty!”. Opcji jest sporo.

6. tłumacz nie ma czasu na niuanse, wiem, mało który tłumacz ma, ale zawsze tych smaczków szkoda, szczególnie, kiedy usuwa się humor

Talk about major HEARTBREAK!” nie jest w oryginale aż tak melodramatyczne jak to przedstawiono w języku polskim - „ZŁAMAŁA MI TYM SERCE” (pomijam, że polska wersja w ogóle tu nie trzyma się oryginału). Zdanie angielskie sugeruje rozczarowanie, ale też ironię, a w tym kontekscie nawet i złość. Potwierdza to poprzednie zdanie, a konkretnie wyrażenie „just a stupid little book”. W ten sposób odezwie się w języku angielskim rozgniewane dziecko. W dodatku "talk about major HEARTBREAK" brzmi śmiesznie w angielszczyźnie. A „ZŁAMAŁA MI TYM SERCE” za bardzo śmieszne czy ironiczne nie jest, stąd prędzej przetłumaczyłabym zdanie jako „Zafundowała mi niezły CIOS W SERCE!”

Mogłabym dalej rozprawiać o tym przekładzie, o tym, jak przedstawia się kolejny raz polskiemu czytelnikowi byle jakie tłumaczenie (wiem, czemu, wiem), ale wystarczy, że stałam przed gablotką Kozy i trzepałam paluchami po stronicach i że córka musiała tyrady wysłuchać. Bo przy Kozie, Kochani, to sami swoi - nie wyrażałam się o nieścisłościach tłumaczenia tak układnie jak tutaj.

Co tu robi w ogóle ten post?

Kiedy poszłam sobie ochłonąć, miętoląc w ustach ostatnie złości pod adresem tłumacza, Koza wzięła książkę do ręki, bo... nic nie działa w marketingu tak skutecznie jak antyreklama?

I teraz nie wiem, Drogi Tłumaczu, czy w efekcie mam Panu dziękować czy nie.

Bez nagonki Koza czyta rzecz po polsku. Może nie przebrnie przez więcej, niż kilkanaście stron - jak jej matka - ale fakt faktem, że czyta. 

A ja jestem w kropce. Czy nagłe zainteresowanie Kozy oznacza, że nie pożałuję zakupu”?