czwartek, 3 października 2013

Publiczne odgrażanki

Przypuszczenie, że wczorajsze spotkanie Obamy z liderami Kongresu zaowocuje ustępstwem któregoś z polityków jest tak iluzoryczne, jak moja poranna radość, że mogę oto o 8:30 jechać sobie samochodem bez uruchomienia wychłodzonego nawiewu.

To jeszcze nie ta faza lata, niestety. Cztery zakręty i klima poszła w ruch.

Ale do rzeczy...

Kiedy wróciłam tego roku z wojaży, czekał na mnie „list miłosny” w trzech kopiach, każda z adresem zwrotnym spółdzielni mieszkaniowej. Na tym datowanym najbliżej mojego powrotu stało nawet wielkimi literami FINAL NOTICE.  „Czepiali się” nie o „te trochę przerośniętej trawy”, ale o wszystko! Że pod rozcapierzonym „bananowcem” znikła jedna trzecia fasady domu. (W tym jedno okno.) Że Duranta erecta wdrapała się na dach. Że gałęzie dębu za nisko wiszą nad chodnikiem, przez co przechodniom w oko...

Oczywiście, że przesadzam, ale nie przesadnie ;-)
Okno może być zakamuflowane, byle nie tak ciasno, lecz definitywnie miałam nakazać krzakom zejście ze ścian.

No to naszarpałam się, naciachałam... Zatrzymałam dopiero po wypełnieniu zielskiem iluś worów i dopiero wtenczas przeszłam do domu paść bez czucia (bo mdleć na chodniku w ten upał to można się jeszcze poparzyć).

Wracając do szarpania się z krzaczorami, najładniejsze ścinki - żółtopstre listki szeflery -nawtykałam w wazony. 






Te bukiety potrafią tak stać z 10 dni, nawet dwa tygodnie.

A potem pod sekator pójda kolejne gałęzie. I gdy te zwiędną, pójdę po jeszcze... i najprawdopodobniej po jeszcze... bo lato w październiku zwykle się nie kończy i dopóki trwa, dopóty krzewy będą prowadzić rozlazły tryb życia. Dopiero nadejście jesieni w listopadzie ukróci ten proceder.

Zaczynam rozumieć, dlaczego Florydianie nie pchają się gromadnie do obsadzania domostw czym popadnie. Zanim się obejrzę, rośliny przerastają moje najbujniejsze oczekiwania.

Nie wiem, co planuje rząd Stanów Zjednoczonych pracujący od wtorku na 75% gwizdka, ale ja następnym razem dwa razy się zastanowię na co wydać pieniądze.

Dru... Trze... ten tego... Czwarty raz już taka głupia nie będę, kiedy znów będę sadzić nowe „fiatki” zimą. Dobrze obmyślę, co się nie opłaca!

***

Tym listowiem na fotce przede wszystkim witam cztery miłe panie, które dołączyły w to lato do czytelników bloga :-) 

4 komentarze:

  1. Ale czepiacze, a Ty przeciez tylko tajemniczy ogrod chcialas stworzyc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przecież! Zero romantyzmu w tej administracji osiedlowej...

      Usuń
  2. Kochana, nawet jeśli zdecydujesz dokupić jeszcze tone fiatkòw, bedzie to lepsza decyzja od jakiekolwiek ostatnio podjetej w tym kraju - mówie to ja dotknieta przez zamkniecia podwójnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie to się trafilo... czekam na pełną relację z podróży ;-)

      Usuń