niedziela, 5 maja 2013

Przydomowe Superspeedway

Kozak z wczoraj, podskakując z uciechy przed wyjściem na dwór:
- Wsiądę na lowel, baldzo mocno popchnę pedały i się ZApędzę!
I zwierzył się potem, że popędził tak szybko jak Thomas the Tank Engine, albowiem  Parowóz Tomek to „pociąg wyścigowy. On nie jedzie tylko wyściguje”.

Rajdowe popisy nabrały rumieńców, gdy pojawił się kolega na wypasionym rowerku prosto z taśmy. Stanął oto Kozak ramię w ramię z przeciwnikiem, przed którym można było się pochwalić „zapędzaniem”. Dosłownie. Syn wygłosił w języku sąsiada taką przemowę o swej tężyźnie fizycznej i umiejętnościach poruszania się na własnym pojeździe (lekko zjechanym, bo nabytym przez matkę za pięć dolarów na wyprzedaży garażowej), że kolega maładiec odjechał niedoczekawszy końcówki wystąpienia.
Podjeżdża więc Syn w moją stronę i, przerzucając się na polski, trąbi dalej:
- Mama, ja umiem jeździć sybciej nis samolot. I sybciej nis pląd! (O właściwościach światła i dźwięku jeszcze nie słyszał.) Jestem NAJsybsy!
- Co ty nie powiesz!
- Umiem nawet pędzić sybciej od... od siebie! Zobac!
Ruszył z piskiem przyrdzewiałych bocznych kółek, skulony nad kierownicą. Nabrał szybkości, śmignął przez dwie podłużne kałuże, przyhamował na niewidzialnej mecie. Patrzy po sobie.
Podbiegam i pytam.
- I co? Prześcignąłeś samego siebie?
- Nie...
- Przegrałeś?
- Nie. Zlemisowałem.


Ps. Pozdrowienia dla Katarzynki i Dybki - nowych osób „na trybunach” ;-) 

2 komentarze:

  1. ;)
    Tak mi sie tylko mysli: zeby mu z tego zapedzania jakies rozdwojenie jazni nie wyszlo :PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to! Bo jedna osoba w rodzinie z rozdwojeniem jaźni zmuszona wykonwywać kilka zadań na raz - wystarczy ;-) (Mówię o sobie ;-)

      Usuń