sobota, 26 stycznia 2013

Konkurs książkowy ogłaszam

Czym byłoby macierzyństwo bez książek dla dzieci?

Kiedy moja Córa przyszła na świat (miało to miejsce na kontynencie północnoamerykańskim), internet w Stanach nie tyle raczkował co stawał na nogi, lecz mało która firma posiadała własną stronę www. Ani zamówić niczego za ciężkie pieniądze z księgarni z Chicago się nie dało, ani popchnąć do Polski szybkiego emaila z prośbą o poczytajkę dla Dziecka... (Zresztą w Polsce w tamtym czasie pomysł własnego łącza internetowego „legł był” wręcz w powijakach.) I wtedy mnie olśniło: jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Mając wokół siebie tylko angielskojęzyczną literaturę dziecięcą, książeczka po książeczce zaczęłam przerabiać co ciekawsze pozycje na wersje dwujęzyczne.

(Bibliofilów odgórnie przepraszam, lecz znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Mogę Was jednak zapewnić, że książki, które w ten sposób „bezcześciłam” – wstyd się przyznać: nadal „bezczeszczę” – nie należały do kategorii białych kruków.)

Na skutek indywidualnej akcji „Cała Sylaba (czyli ja) czyta dzieciom”, część  moich książek wygląda tak:







Jak można się domyślić po doklejonym paseczku pod każdym z tytułów, dołączyłam własne polskie tłumaczenia (wystukane w Wordzie, wydrukowane, wycięte i zamieszczone z boku stronic za pomocą taśmy klejącej).

Po co ten wstęp? Zamierzając zwierzyć się z tego, jak zdesperowana może być matka w środowisku, które nie mówi językiem, co ona go kocha, uświadomiłam sobie, że może jest gdzieś ktoś, komu – odwrotnie – zależy na tekstach dla dzieci w języku angielskim.

Jeśli tak, to mam Wam do zaproponowania książkę popularnej amerykańskiej autorki Laury Numeroff If You Give a Pig a Party (po mojemu: Wypraw śwince urodziny...)





Już wcześniej przy pomocy humorystycznych kreacji łosia, myszki lub – jak w tym przypadku – świnki, Numeroff błyskotliwie obrazowała zabawną stronę przestrogi „daj dziecku palec, to będzie chciało całą rękę” i Wypraw śwince urodziny proponuje ciąg dalszy nieskończonych możliwości weny twórczej kilkulatka.

Tu jedna prośba „malusza” prowadzi do drugiej, ta zaś już rodzi następną i trudno orzec, w którym momencie opiekunka świnki tak się daje „wmanewrować” w impulsywne pomysły nienasyconego zwierzaczka, że zdaje się ganiać za nim na ostatnim oddechu.

If You Give a Pig a Party zaczyna się tak...




Czyli wypraw śwince urodziny, a zachce się jej przy tym pomóc. Sama udekoruje pokój, a gdy upora się z zadaniem...




...założy swoją ulubioną sukienkę.

I niech ta sukienka chłopców od czytania nie odstrasza, bo to, co ta "dziewuszka" w "sukienczanym" stroju dalej wyprawia niczym nie odbiega od swawoli niejednego chłopczyka. (Nie zdradzam, co, ale wierzajcie mi, że może się zakręcić w głowie.)

Szczęściem w każdej historyjce z tej serii powracamy na koniec do punktu wyjścia, kiedy malec zaskakuje nas znajomym  pomysłem. I to NAM, czytelnikom, pozostaje zdecydować czy i tę prośbę należy spełnić, czy może raczej zabrać się za sprzątanie (bo po spotkaniu z tą świnką... oj! jest co sprzątać!).

Książeczka jest napisana prostym językiem dla dzieci w wieku od 3 do 7 lat. Jak najbardziej nadaje się do nauczenia w naturalny sposób pierwszego okresu warunkowego (First Conditional), czasu przyszłego prostego (Future Simple), a także prostych, codziennych zwrotów w stronie biernej (Passive Voice). A mając w nosie angielską gramatykę – książeczka jest po prostu do śmiechu!

Bajeczka jest do wylosowania, a zasady udziału w konkursie są proste. Każdy z moich obserwatorów może dodać komentarz pod tym postem. (Nie jesteś obserwatorem tej strony? zapraszam! można się szybciutko podhaczyć jak najbardziej anonimowo „dołączając się do tej witryny” w kilkanaście sekund).

Jeśli ktoś woli – może też podlinkować tę stronę na swoim blogu (który sama chętnie odwiedzę, jeśli mi go prześle emailem.)

A w komentarzu pod postem proszę tylko napisać, jaką książkę dla dzieci – nieważne w jakim języku oryginalnie napisana – polecilibyście innym. Jedno zdanie uzasadnienia wystarczy. Nawet zupełnie zwięzłe! Np. „bo jest super git”. ;)

Za dwa tygodnie, 10-go lutego, moja Córka, Kozą przeze mnie przezwana, rozpisze w ramach lekcji języka polskiego Wasze imiona na małych karteczkach, a mój syn, Kozakiem na blogu ochrzczony, wylosuje zwycięzcę.
A ja? A ja ochoczo pokryję koszt wysyłki. 

ZAPRASZAM!

46 komentarzy:

  1. Trójka poleca: "o kotku", czyli "Agnieszka opowiada bajkę" Joanny Papuzińskiej, z serii "poczytaj mi mamo". "Bo ona na końcu niesie tego kotka"- oto uzasadnienie. Czwórki nawet nie pytam, bo zaraz pomyśli że chcę jej już poczytać i poleci po ksiażkę-a siedzi w wannie...; reszty nie ma w domu, więc nie mogę zapytać :)
    A jak już zasną dodam listę obserwowanych blogów, do czego się zabieram od dawna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh... Amaranto. Ja przecież kojarzę okładkę z kotkiem... Jaka szkoda, że nie miałam tej książeczki wcześniej. Koza dla kotka (i dla kogoś, kto go „niesie”) na pewno byłaby wtedy jeszcze bardziej zdolna do poświęceń (czyt. „nauki polskiego” z mamusią).

      Usuń
  2. Te teksty po polsku - swietny pomysl! ja na to nie wpadlam:-( , mamy ksiazeczki po polsku i po niemiecku,te po niemiecku , sa czesto ksiazkami tematycznymi , o czyms , co mlodego bardzo interesuje np.insekty, czy maszyny parowe, a ze domaga sie wiedzy bardzo szczegolowej(czytania podpisow ) wiec czy chce , czy nie chce czytam po niemiecku.wczesniej jednak ogladalam z nim ( jak sie skoncentrowal przez chwilke;-P) ksiazki bez podpisow , takie , w ktorych duzo sie dzieje , tzw. Wimmelbücher - wtedy omawialam obrazki po polsku. tadeuszek ogolnie nie daje sobie poczytac niczego , co nie nalezy do jego interesow specjalnych, z jednym wyjatkiem - i to po polsku!!! i mlody probuje powtarzac cale sekwencje ( a ja dumna i blada) - to ksiazeczka Jozefa Wilkonia pt "Kici kici miau" z genialnie prostymi , chwytajacymi za serce czarno- bialymi ilustracjami , - i gdybym miala uzasadnic wybor - to mysle ze uzasadnieniem byloby - bo Tadeuszek sie nia zainteresowal ,- a to najwiekszy komplement.Twoj Blog juz przedwczoraj dodalam do mojej listy blogow ;-) - pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - mam pytanie - czy istnieje jakieś ładne tłumaczenie Wimmelbuche na j.pol.?

      Usuń
    2. :-) tez sie juz nad tym zastanawialam - i nic mi do glowy nie przychodzi - kiedy jeszcze w Polsce mieszkalam , nie bylo takich ksiazeczek w ogole - niedawno znalazlam ksiazke u kolezanki- polki na polce - nazywa sie - miasteczko Mamoko zdaje sie , ale nazwy ogolnej dla takich ksiazek nie znalazlam - pozdrawiam

      Usuń
    3. Mamoko - klasyka! Już są trzy części.
      Jakbyś kiedyś dowiedziała się jak ten RÓJ oddać po polsku to proszę daj znak!

      Usuń
    4. Kolejna rzecz o kotach... i kolejna lektura, która by chwyciła Kozę za serce, bo lubi zwierzaki... Dziękuję Ci, Aniu! Kozak jak Twój Tadeuszek jak się do czegoś uprze... Mam pytanie do specjalistów: obsesje dziecięce – nie tylko na punkcie książek - mijają w jakim wieku?

      Usuń
    5. na obsesjach to my sie znamy :-) - i mysle (nie jestem jednak specjalistka , tylko mama-specjalistka ;-P), ze poprostu kazde dziecko jest inne, jesli ZDROWE( i bez innych niepokojacych objawow towazyszacych) to mysle , ze nalezy im sie poprzygladac i poczekac , bo moze to poprostu pasja , fascynacja bardzo fajna w dziecinstwie :-) - moja dewiza jest taka - jesli cie cos niepokoi(tak bardzo), to nalezy spytac specjalisty wlasnie , ale takiego , ktory zna dziecko osobiscie

      Usuń
    6. No, i proszę, jak mama specjalistka zna się na rzeczy :-)
      Widać, że przerobiłaś niejedno...

      Usuń
  3. Witam, obserwuję od jakiegoś czasu tego bloga i dziś piszę, bo o książkach dla dzieci :) Mój dwuletni synek uwielbia książeczkę pt. "Pan Zielonka", z serii Złote bajki, do tego stopnia, że ja musiałam chcąc nie chcąc nauczyć się jej na pamięć :) Mogę ją czytać dziecku nawet do góry nogami, jeśli akurat tak chce oglądać obrazki :) " Pan Zielonka, co nad stawem mieszka sobie żabim prawem, ma kompanię całkiem sporą, dzieci ponoć aż pięcioro. Już od dziada i pradziada wielkie bagno tu posiada i przy kępie pod łopianem na folwarku tym jest panem." Urocze, prawda? :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ateno, całe 10 zwrotek na pamięć znasz? Jesteś WIELKA! Uśmiałam się (ale tak serdecznie!) wyobrażając sobie, jak czytacie wierszyk trzymając książeczkę do góry nogami. Klasyk! Jak to dwulatki potrafią podnosić nam poprzeczkę... Dziękuję za odwagę i odezwanie się na moim blogu. A przede wszystkim za ten żarcik i uroczą wizję bagna z liśćmi łopianu. :-)

      Usuń
    2. Oczywiście, że umiem na pamięć całość :) skoro ją czytam po kilkanaście razy na dzień :) Poza tym moje nauczycielskie ego nie przepuściłoby, gdybym się za tyle czasu nie nauczyła :) I nawet dzieci Pana Zielonki wymieniam po kolei, czego tu oszczędzę :) Pozdrawiam i cieszę się, że wywołałam Twój uśmiech :) " Nie wiem, czy Wam się zdarzyło tę kompanię spotkać miłą, lecz po deszcze rad się błąka z dziatwą swoją Pan Zielonka! " :)

      Usuń
  4. Znakomity pomysl z podpisywaniem - do polecenia dla innych rodzicow dzieci dwujezycznych! Ja to niestety spedzam czas na jakichs skomplikowanych operacjach umyslowych, probujac tlumaczyc symultanicznie. Kiedys mi przyszlo do glowy pisanie na ksiazkach, ale nie chcialam zbytnio bezczescic, a przyklejanie tekstow jest doskonale. Dzieki!
    Zapisujemy sie na konkurs z Panem Kuleczka Wojciecha Widlaka. Gabrys dostal w prezencie juz jakis czas od kolezanki-fanki Lusi; zaczynamy czytac dopiero teraz (4lata), ale synek juz przepada: piekne ilustracje Elzbiety Wasiuczynskiej, z humorem, z glebia, mozna czytac smiejac sie do rozpuku, czasem z lezka w oku...Pozyczamy ja na miejscu polskim kolegom,a Wam przekazujemy wirtualnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również większość książeczek czytam przy pomocy przekładu "na . żywca". Gdzieś o tym... gdzieś o tym nawet pisałam wcześniej. Chyba tu http://kozaikozak.blogspot.com/2012/11/poczytaj-mi-mamo.html...
      Prawdę mówiąc, zabrałam się za „tłumaczenia pisemne dla potrzeb własnych” po to, aby ustalić jedną, porządną wersję jezykową. Wtedy dopiero można się raczyć tekstem (i używać właściwej intonacji czy siły głosu). Tylko... cóż... każda taka przetłumaczona książeczka to krótsza noc, dłuższy, „niewyspany” dzień...

      Usuń
  5. Sylabo, więc podpisy - mogę Ci z uśmiechem zapowiedzieć, ze ucząc czytać Kozaka będziesz niedługo wszystkie książki przepisywać. Pracując z dziećmi w Szkole Krakowskiej "opisujemy" WSZYSTKIE książeczki, ponieważ do nauki czytania potrzebne są nam 1. teksty proste i dostosowane do poziomu umiejętności danego dziecka, 2. teksty pisane na początek DUŻYMI LITERAMI. A więc zapowiadam: DUŻE LITERY i teksty ze stopniowaniem trudności np: KURA JE AM AM, MAŁA KURA JE AM AM. MAŁA KURA JE DUŻE BUŁY. MAŁA CZARNA KURA JE DUŻE BUŁKI Z MAKIEM. MAŁA, CZARNA, NABURMUSZONA KURA ZAJADA WIELGACHNE BUŁKI NAKRAPIANE GĘSTO MAKIEM - CZY ABY JEJ NIE ZASZKODZĄ? - czyli zależy od poziomu jaki chcemy uzyskać. Przemyśl to. Spróbuję napisać szybko post o tym - wszystkim się przyda.
    Co do książek: Markus Osertwalder BOBO i Elham Asadi "Gdy serce bije mocno". Dlaczego? Bo lubimy: Maksiu walczy zawzięcie, żeby jeszcze raz...a Alicja wydaje jakies dziwaczne dźwięki na ich widok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepisywać? O! I Ty też tak opisujesz swoje książeczki? Piszesz po książce, czy wklejasz tekst? Dobra... Nie zawracam Ci tu głowy... poczekam na odpowiedni post na Twoim blogu.

      Nigdy nie słyszałam o „Gdy serce bije mocno” (ale ja żadnym miernikiem tego, co na topie w literaturze nie jestem...). Książeczka musi być fascynująca, skoro przyprawia Makusia i Alę o to samo...

      Usuń
  6. Witam,
    na bloga trafiłam przypadkowo - i od razu na konkurs:)
    Moje typy to seria książek wydawnictwa Zakamarki:
    Eva Susso, Benjamin Chaud "Babo chce", "Lalo gra na bębnie" oraz "Binta tańczy".
    Dlaczego? Bo nasza 5-osobowa rodzina jest w nich zakochana i zna je już na pamięć:) No, może poza 1,5 roczną najmłodszą córcią...
    Znajdziemy tu cudne rysunki i śmieszne podpisy napisane bardzo prostym językiem z wieloma "wesołymi dźwiękami". Te książeczki świetnie nadają się do rodzinnego czytania i do opisywania, które stosujesz, Sylabo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sliwko...czy my sie nie znamy??? i mamy te same ksiazki na polce !!!

      Usuń
    2. Śliwko, to wpadłaś tu jak „śliwka w konkurs” ;-) Cieszę się bardzo i postaram się, żeby żaden „kompot” Cię tu nie spotkał.
      Wyszperałam w sieci „Babo chce”... Gdybym miała tę książkę kiedy Kozak jeszcze wdzięczył się do smoczka, to stałaby się kozaczym hitem. Smoczek dawno znikł, a słowo „chcę” wciąż się mocno trzyma. Dziękuję Ci za te tytuły! Wszystkie zachowam w pamięci mej.

      Usuń
  7. Drogie Wszystkie! Przeczytałam każdy komentarz i wrócę do Was na pewno! Już za kilkanaście godzin! Bo ja te wszystkie literackie frykasy o których piszecie chcę przedtem masochoistycznie wyszperać w internecie... i zobaczyć, o czym mogę pomarzyć. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja polecam ksiazeczki bez slow :) seria Mizinskich o Miasteczku Mamoko. Dobra zabawa dla malych i starszych. Szukanie bohaterow na kolejnych stronach, zeby poznac dalszy ciag przygody, albo znalezienie wszystkich kapeluszy na kazdej stronie, naprawde wciaga ;) Trina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz! I nie trzeba nic tłumaczyć! To dopiero wielojęzyczna literatura! Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś, Trino! Miałam podobną rzecz... I przypomniałaś mi o "Coś się tu nie zgadza!" Jest tam kilka zdań, owszem, ale można je (wybacz dostojny autorze tego utworu) pominąć. Też sprawdza się jako „tekst” dla każdego dziecka, niezależnie od języka (języków), jakie ono zna.
      http://lubimyczytac.pl/ksiazka/122907/cos-tu-sie-nie-zgadza

      Usuń
  9. Super blog, fajnie, że na niego trafiłam. Ja dopiero nowicjuszka w blogowaniu, może zajrzysz:

    http://bilingualznaczydwujezyczny.blogspot.co.uk/

    Książki w obu językach to dla nas codzienny, obowiązkowy rytuał i polecam książki z serii "Mr Men" (angielska klasyka), "Kamyczek" lub "Kajtuś" (tyt.oryg. Calilou) oraz "Franklin". "Kamyczek" oraz "Franklin mają dwie ogromne zalety: każda historyjka traktuje o innym problemie, jak np. pobyt w szpitalu, czy narodziny siostrzyczki (tzw. bajki terapeutyczne), co prowokuje wiele rozmów. Drugi plus, że można te same tytuły znalezć wydane po polsku i po angielsku i pewnie jeszcze w innych językach. Mamy w ten sposób dwujęzyczną biblioteczkę. Wszystkie polecane przeze mnie książeczki tworzą serię, co przygotowuje dziecko do książek "rozdziałowych" i mają wersję telewizyjną, co dodatkowo mobilizuje dziecko do czytania. My już te ksiązki recytujemy, tak często się do nich wraca :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneto, już zajrzałam i nie tylko! Cieszę się, że na mnie wpadłaś. Kajtusia i Franklina dobrze znamy, bo co kanadyjskie trafia tu od razu, natomiast „Mr Men” – nie przywodzi nic na pamięć. Kto jest autorem? :)

      Usuń
  10. To ja chciałam Wam polecić książkę "MAPY" (http://wydawnictwodwiesiostry.pl/tytuly/mapy/mapy.html). Moje dziecko przepadło, gdy tylko dostało je w swoje ręce. Trochę o tym na moim blogu:

    http://www.dodziecizpasja.blogspot.com/2012/12/samoksztacenie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście fajne wydanie! Dziękuję bardzo!
      Zerkam też na Twego bloga – sprytną zabawę wymyśliliście z tymi zwierzaczkami. Zawsze, kiedy patrzę, ile energii w pracę ze swoimi dziećmi wkładają inne mamy, to czuję się lekko „do tyłu”. Zawstydzacie mnie. I ten wstyd to dobra motywacja do zrobienia czegoś pożytecznego na własnym podwórku.

      Usuń
    2. To jeszcze "Mapownik" tych samych autorów :-)

      Usuń
  11. Ale tu się zrobiło tłoczno - Sylabo, robisz się popularna :-) Mam nadzieję, że niedługo i Twoja powieść będzie "rozrywana" :-)
    Jeśli chodzi o książki, to lepiej ze mną nie zaczynać rozmowy na ich temat, bo zacznie się długi i nudny monolog. A czytam od małego ( już do wózka wkładano mi książki - głównie radzieckie elementarze)i kompulsywnie. Moja pociecha jeszcze nie czyta, ale pożądliwie spogląda w stronę księgarni i bibliotek, do których chodzi ze mną od niemowlęctwa. Książki dla dzieci, które znajdują się w naszym posiadaniu mogę z grubsza podzielić na dwie grupy. Pierwsza to te, które lubi mój 4-latek i tutaj mogłabym wymienić zwłaszcza serię "Mały chłopiec", wiersze Tuwima (mój ulubiony to "Abecadło z pieca spadło" - ciekawe, czy istnieje jakieś tłumaczenie, cha cha), "Martynka i jej mały świat", różne encyklopedie dla dzieci, "Koziołek matołek". Druga grupa to moje ulubione książki z dzieciństwa, na które synek jest jeszcze za mały, ale które dla niego trzymam: mój ukochany "Pan samochodzik" (obawiam się, że współczesne dzieci nie docenią i nie zrozumieją tych powieści), powieści Musierowicz, "Bułeczka", "Cudowny chleb" (baśnie i podania ze Śląska Cieszyńskiego), "Gorzkie wiosny" (powieść rumuńskiej pisarki z czasów wojny), "Historia dłuższa niż wojna" Liskowackiego, powieści Centkiewiczów o wyprawach polarnych, "Ferdynand Wspaniały". Trudno mi wybrać tę najukochańszą książkę, ale gdybym miała dokonać wyboru, padłby on chyba na DOKTORA DOLITTLE. Przyznam, że podczytuję do tej pory, a jest tam wszystko, co lubię: podróże, morze, Afryka, zwierzęta,humor. Byłabym zapomniała o jeszcze jednym autorze, za którym przepadam. PRZYGODY HUCKA FINNA Twaina była kultową książką w mojej rodzinie, wraz z siostrą czytałyśmy je wiele razy, fragmenty umiemy na pamięć. Genialna książka, genialny pisarz - właśnie przeczytałam jego "Życie na Missisipi".... Oj, chyba przynudzam, jak zawsze, kiedy zacznę wałkować mój ulubiony temat.... Wspomnę jeszcze tylko w "W pustyni i w puszczy", które lubię mimo ogólnej niechęci do Sienkiewicza i opowieść o powstawaniu filmu wg powieści - "Z Tomkiem i Moniką w pustyni i w puszczy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, ja lubię Twoje rozpisywanki. „Abecadło z pieca spadło” – ciekawe jak by wyglądała wersja angielska... Tuwim łaskawie pominął w wierszyku polskie znaki diakrytyczne, więc teoretycznie tłumaczenie jest do zrobienia. (A co do mojej popularności – zaprosiłam po prostu wiele osób do konkursu otwartego. Żałuję, że wcześniej nie pomyślałam co zrobić z klasyką dziecięcej literatury amerykańskiej, która tu jest często dostępna za grosze, jak dobrze poszperać. A moja książka? Dwa dni temu przeczytałam post o ebookach, który dał mi do myślenia... Ale może zachowam te swoje „złote myśli” na osobny wpis.)

      Usuń
  12. ... zapomniałam jeszcze dodać, że mam w domu zeszyty z serii "Literatura radziecka dla dzieci". Wczoraj z ciekawości zajrzałam robiąc porządki, zamierzałam wyrzucić i .... nie mogłam się oderwać od lektury. Urocze wierszyki i opowiadania, świetnie przetłumaczone (czego nie można powiedzieć o wielu współczesnych przekładach książek dla dzieci) ilustrowane obrazkami wykonanymi przez dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokuszę się i zapytam: literatura radziecka czy rosyjska? ;-)

      Usuń
    2. To ja polecam bardzo, bardzo: "Bajeczki z obrazkami" Władimir Sutiejew.

      Usuń
  13. my sie zglaszamy z ksiazka-wznowieniem "poczytaj mi mamo", moj starszak (4lata) wyszukuje sobie opowiadania m. musierowicz... no i wszystkie ksiazki traktujace o pociagach...wszelkiego rodzaju... byle te pociagi wagony mialy i to duzo, a lokomotywe koniecznie powinny posiadac gwizdek ;)
    dzis natrafilam na Twojego bloga, moich 2 chlopakow tez wychowujemy dwujezycznie...pozdrawiamy
    wkropka

    na moim blogu podeje dalej... www.blogwkropki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "wkropko" - Ty bloga prowadzisz w dwóch językach? Ja tu w kompleksy popadnę... Kobiety, ale macie sił... Nie wiem, jak to robicie...
      Pociągi to temat, na który przeciętne amerykańskie dziecko wie bardzo niewiele (jednak kształtuje nas kultura, w której wyrastamy!) – pociąg towarowy może jeszcze gdzieś przez amerykański krajobraz przejedzie. Ale osobowy... Życzę Twoim chłopcom wiele lokomotyw z obowiązkowymi gwizdkami!

      Usuń
  14. Ja też w sumie chętnie bym poczytała dzieciom coś nowego po angielsku :) Wicio bardzo lubi słuchać angielskich bajek, mimo że pewnie nic z nich nie rozumie. Najczęściej czytamy Opowiastki Beatrix Potter i Kubusia Puchatka.
    Ostatnio przebojem w Polsce jest książka o niestandardowych rozmiarach (chyba ok. A3) pt. Mapy, narysowana przez małżeństwo Mizielińskich. W zasadzie nie jest do czytania, tylko oglądania. Wiek od 3 do 120 lat :) Do czytania jak dla mnie Hobbit. Można zacząć czytać około trzeciego czwartego roku życia, a potem wracać całe życie. No i Astrid Lindgren książki wszelkie. Z Rasmusem i włóczęgą i Ronją, córką zbójnika na czele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzecia osoba wychwala książkę o mapach... ha...

      Usuń
    2. Właśnie, najpier napisałam, potem przeczytałam :) Tych samych ludzi jest jeszcze seria Mamoko (tudzież Mam oko, jak w ostatnich dwóch z serii o liczbach i literach) oraz dla starszych nieco S.Z.T.U.K.A., D.O.M.E.K., M.O.D.A., D.E.S.I.G.N. Dla mnie świetne książki do wprowadzenia dzieci w świat sztuki szeroko pojętej. Właściwie wciągnięcia, bo projekty pokazane w tych książkach są tak różnorodne, że chyba nie ma cudów, każdy się czymś głębiej zainteresuje.

      Usuń
    3. A to nic nie szkodzi, że o tej samej książce piszesz. To dla niej wręcz reklama ;-) I - z innej beczki - tak się domyślam, że skoroś „artystyczna” projektantka, to książki o designie wciągają Cię najbardziej...

      Usuń
    4. To ja polecę:
      1) książkę zilustrowaną przez Mizielińskich, ale nie przez nich napisaną:
      "Gdzie jest wydra? czyli śledztwo w Wilanowie" Dorota Sidor,
      2) książkę Mizielińskich (i tekst i ilustracje) "Zjedz to sam",
      o której pisałąm kiedyś na blogu:
      http://bajdocja.blogspot.com/2013/09/ksiazki-dla-dzieci-15-zjedz-to-sam.html

      Usuń
    5. To jeszcze Mizielińskich: "Kto kogo zjada" (mało tekstu)
      http://bajdocja.blogspot.com/2012/02/ksiazki-dla-dzieci-3-kto-kogo-zjada.html
      http://www.hipopotamstudio.pl/#/pl/portfolio/ksiazki/kto_kogo_zjada/

      Usuń
    6. Wielkie dzięki za propozycje. Zostaną wnikliwie przejrzane! :-)

      Usuń
  15. Witajcie
    A ja tak króciutko [bo mnie wyprzedziłyście i z Mizielińskimi i z innymi tytułami]. Polecam książeczki z serii Julek i Julka [krótkie opowiastki]- olbrzymi potencjał edukacyjno-rozrywkowy - ot co:-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino, znam tę książeczkę! Mam ją! „Najsamiejsza” wypatrzyłam ją w biegu w księgarni w czasie jednego z pobytów w Polsce. (Och, chociaż jedną z Waszych propozycji mam na swojej półce. Jestem wzruszona ;-)

      Usuń
  16. Kochani Wszyscy, mam następną książeczkę do rozlosowania. Zajrzyjcie w post „Tkliwie o losowaniach książkowych” z 10-go lutego. Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiem, że już po konkursie ;-)
    Polecam:
    1) "Rozwesołki" Papuzińskiej
    http://bajdocja.blogspot.com/2013/04/ksiazki-dla-dzieci-9-rozwesoki.html
    i inne książki Papuzińskiej też :-),
    2) "Kuna za kaloryferem" Wajraka
    http://bajdocja.blogspot.com/2013/06/ksiazki-dla-dzieci-13-kuna-za.html
    3) "To zwierzę mnie bierze" też Wajraka

    A jeśli lubicie wiersze, to polecam książki Agnieszki Frączek, która rymuje także o języku (językowych łamańcach, figlach, błędach). Np. "Kotostrofy"
    http://bajdocja.blogspot.com/2012/09/ksiazki-dla-dzieci-6-kotostrofy.html


    :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeszcze (poza konkursem oczywiście) mogę pokazać nasz (czaso- i pracochłonny) sposób na książki w innym języku:
    http://bajdocja.blogspot.com/2012/05/angielski-dla-dzieci-3-hooray-for-fish.html
    http://bajdocja.blogspot.com/2012/05/angielski-dla-dzieci-4-hippo-has-hat.html

    OdpowiedzUsuń