środa, 17 kwietnia 2013

Pierwszy stopień do piekła

Psycholingwista François Grosjean w jednej ze swoich książek pisze (parafrazuję, ale mocno trzymając się oryginału), że oceniając osoby dwujęzyczne prawie zawsze posługiwano się normami stworzonymi przez osoby jednojęzyczne. 

Rzeczony jednojęzyczny pogląd na dwujęzyczność z którym się nadal spotykamy w mniemaniu ogółu społeczeństwa doprowadził do powszechnego, błędnego myślenia, że osoby dwujęzyczne w tym samym stopniu opanowały oba języki i oba znają perfekcyjnie.

Według Grosjana nie tylko „u wielu osób dwujęzycznych jeden język dominuje nad drugim”, ale nawet niektóre osoby dwujęzyczne „nie potrafią ani czytać, ani pisać w jednym ze znanych sobie języków” (moje tłumaczenie).

A teraz słowa polskiej logopedki, psycholożki, świetnej terapeutki dzieci niesłyszących, autystycznych i dyslektycznych, Jagody Cieszyńskiej znalezione na tej stronie internetowej:

„Język pierwszy bez znajomości kodu pisanego jest ubogi leksykalnie, kaleki gramatycznie, stylistycznie niezniuansowany. /.../ Brak wszystkich sprawności, nawet w jednym z dwu używanych języków, jest przykładem znajomości języka drugiego lub obcego, a nie dwujęzyczności”.

Grosjean jest dwujęzyczny, oceniając go zarówno przez pryzmat jego własnej definicji dwujęzyczności jak i definicji Cieszyńskiej.

A czy pani Cieszyńska jest dwujęzyczna przynajmniej w definicji Grosjeana? Czy ktoś wie?



Ps. "Tłustodruk" powyżej to moja sprawka. 

Ps. 2 Cytowane fragmenty pochodzą z drugiego rozdziału, „Describing Bilinguals”, z książki Bilingual: Life and Reality wydanej w 2010 przez Harvard University Press.

Ps. 3 Jeśli się nie mylę, wypatrzyłam dziś nową „buzię” u siebie – Witam Kaczkę! 

33 komentarze:

  1. Sylabo, z tego co wiem, prof. Cieszyńska zna niemiecki, jako obcy.
    Dodam jedno - pracowałam dość dlugo z niesłyszącymi i autystykami (uczyłam ich MÓWIĆ)i wiem jak inny jest odbiór świata,kiedy nie możemy go nazwać, określić językowo.
    Jeśli nie znasz leksyki, gramatyki nie możesz czytać o awangardzie, sawannie i botanice. Nie mówiąc o niuansach - dotyczących wszelkich dziedzin życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te niuanse definiującym dwujęzyczność chyba sprawiają największe trudności... (nie darmo diabeł leży w szczególe). Czy ktoś kiedyś jednoznacznie rodzieli dwujęzyczność od znajomości języka obcego, tak, aby ogół to zaakceptował? Nie wiem.

      Ale mnie zastanowiło coś innego: np. leksyka i gramatyka opanowana, ale jeżeli nie potrafisz sprawnie *pisać* w drugim języku (a dobrze mówisz i czytasz), to jesteś dwujęzyczny, czy nie? (Domyślam się, że "prawidłowa" odpowiedź to sprawa subiektywna.)

      Więcej - jak to jest, że chętnie definiujemy dwujęzyczność z punktu widzenia osoby, która nie zna dobrze dwóch języków? Czy lepiej więc uznać za autorytet kogoś, kto posługuje się na codzień jednym lub więcej językami, czy kogoś, kto nie może czerpać z takich doświadczeń?

      Ja tylko głośno myślę. Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań.

      Usuń
    2. Tak Sylabo, niuanse... i może przy tym zostańmy?:-)
      Dobrze,że mam "kiepski" dostęp do netu, bo jeszcze bym się rozpisała... a sama nie wiem czy mogę, bo z pewnością ja dwujęzyczna nie jestem!;-)
      I nie wiem też do czego upoważnia mnie to, że jednak ta dwujezyczność mnie bardzo dotyka...
      Więc ile wydaje się sensowne, tyle tylko tyle może, będę mówić i pisać i robić dla swoich dzieci.

      Usuń
    3. Bierz, Elu, przykład ze mnie - sama mam wątpliwości, jak siebie sklasyfikować, a piszę :-)

      Usuń
  2. Kaczka staje do apelu! Poruszane tematy sa kaczce bardzo bliskie i bedzie tu wracac i czerpac z doswiadczen, choc u kaczki i spolki jeszcze zawilej, bo probujemy wprowadzac trzy jezyki na raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spooo-CZNIJ! Kaczko, ale masz giciorowy blog! Już się podhaczyłam w grono podglądaczy. Trzy języki, powiadasz... Kłaniam się tylko, podziwiam i jeszcze raz... witam! ;-)

      Usuń
    2. Sylabo, a ja znalazlam tu przystan, bo ciska mna wsrod tych jezykow okrutnie. Bo do glowy mi nie przyszlo, ze to bedzie takie trudne i ze oprocz codziennej udreki, aby Dynie saturowac jezykami, trzeba bedzie mi nieustannie w tej materii sie o cos wyklocac i walczyc z placowkami edukacyjnymi (nasza ochronka miala onegdaj pomysl, ze zrobi dwulatce (!) plakacik z polskimi slowami, zeby sie dziecina czula swobodnie (!), no i rzecz oczywista, bedzie przemawiac do Dyni polskimi slowami bez znajomosci polskiego, ale od czegoz app w iphonie). Wiedza, jak postepowac z dwu lub wielojezycznymi wsrod przedszkolnych pedagogow na Wyspie jest mizerna, jesli nie zadna.
      Jestem laikiem jezykowym. Zawodowo komunikuje sie z najprostszymi, jednokomorkowymi formami zycia, wiec w kwestii wprowadzania trzech jezykow kieruje mna glownie intuicja i garsc poradnikow. Te poradnik zreszta sa dla mnie dosc okrutne. Mowia, ze powinnam byla zostac w domu z dzieckiem przez pierwsze cztery lata, rozmawiac wylacznie po polsku, ograniczyc kontakty z jezykiem angielskim, zatrudniac angielskich studentow pedagogiki, aby przychodzili bawic sie z moim dzieckiem raz lub dwa w tygodniu. Slowem, wprowadzic jeden jezyk jako baze i na tym budowac. A ja musialam chodzic do pracy...
      Definicja pani Cieszynskiej wydaje mi sie dosyc ortodoksyjna. Zweryfikowalam swoje prenatalne oczekiwania wobec Dyni (... bedzie recytowac Szekspira, symultanicznie tlumaczyc na niemiecki i ulepszy przeklady Baranczaka, yeah!). Widze, ze oprocz tego, ze , mlodziez uczy sie szybciej, lapie przywoity akcent, to wcale nie jest taka bulka z maslem, widzejakie to jest trudne dla malego czlowieka na wielu plaszczyznach. Nie wierze, ze da sie perfekcyjnie rymowac, spiewac i tanczyc we wszystkich jezykach, nawet jesli sie w nich wyroslo. Bo nie da sie zyc w trzech kulturach jednoczesnie. Zreszta to chyba prowadziloby do chaosu. Niech jezyk bedzie narzedziem. I wszystkimi kaczymi konczynami sie podpisuje pod twoim kolejnym komentarzem. Niech mi Dynia bedzie wrazliwa, rozumna, a ja bede walczyc o ulamki tych jezykow, bo wierze, ze warto. Ze to jej sie przyda w przyszlosci.
      usciski!

      Usuń
    3. Właśnie. Rozumiem Cię nader świetnie, bo o ile udało mi się z Kozą być więcej w domu, z Kozakiem już tak nie mam. Koza była właściwie polskojęzycznia jedynie do 4-go roku życia, a Kozak od początku ma większy "input" (że się brzydko, bo nie po polsku wyrażę) pół polski, pół angielski.

      Mam wrażenie, odnosząc się zresztą do całokształtu swych poczynań, że to co robię to jeden wielki eksperyment, którego wyniku nikt nie zna ;-) A z tym recytowaniem Szekspira, to kto wie, może Ci się udać... ;-) Tj. Twojej Dyni. ;-)

      Usuń
  3. mysle , ze kazdy czlowiek jest takim indywiduum,a sprawa definicji tak subiektywna , ze reaguje na teorie dwujezycznosci, mowy autystow ( a przedewszystkim wrzucanie ich do jednego worka - spektrum autyzmu jest przeogromne) dosc alergicznie ;-) .powiem tak - cieszmy sie postepami naszych dzieci(tak jak ty na przyklad to robisz- to takie mile :-)), nie dorabiajmy za duzo teorii , a wszystko bedzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja (nadal celowo drążąc dziurę w całym, dla uciechy ;-), zapytam, czyż teorie nie są po to, żeby systematyzować praktykę, rozjaśniać ją, pomagać? ;-) Dobra... Bez mrugania okiem napiszę, że tak jak Ela, tak jak Ty, tak jak wiele z nas zamierzam robić swoje.

      Moja teoria jest taka (a co! też chcę poczuć, że mam coś do powiedzenia), że intuicja jest najlepszym kierunkowskazem. I moja mi podpowiada, że nawet jeżeli kiedyś tam dwujęzyczna Koza z definicji idealnej (odnajdująca się łatwo w dwóch kulturach, językach) stanie się "półtorajęzyczna", to moim psim obowiązkiem jest z walczyć choćby i o to "półtora", "jeden i jedną czwartą" czy inne ilości.

      A tak naprawdę, bardzo głęboko sobie życzę, żeby to dziecko wyrosło przede wszystkim na wrażliwą, rozumną kobitkę. Nawet jeśli wybierze na lata dojrzałe posługiwanie się tylko angielszczyzną.

      Usuń
    2. zgadzam sie - i ja tez walcze , i najpierw walczylam jak lwica zeby mlody rozumial w jakimkolwiek jezyku i wiek, w ktorym pokazal , ze cokolwiek rozumie sprawil , ze targaly mna po drodze watpliwosci(podzegane "dobrymi radami" jednojezycznych mam" co do dwujezycznosci w naszym przypadku, na szczescie mamy "pod reka " fajna logopedke , ktora umocnila mnie w moich poczynaniach i nie przerwalam walki o jezyki i mlody rozumie oba , choc "mowi" przede wszystkim jednym (poza moze 5 slowkami wtracanymi po polsku co jakis czas), z czego sie jak wariat ciesze :-) - fajnie , ze Twoje dzieci tak dobrze sobie z polskim radza - gratulacje!

      Usuń
    3. Dziękuję. Ale Ty masz za to załugi na innym polu... ważniejszym zresztą.

      Usuń
  4. No coz, dotknelas Sylabo dosc kontrowersyjnej kwestii definicji dwujezycznosci.

    U wiekszosci specjalistow wypowiadajacych sie na temat dwujezycznosci "pokutuje" jeszcze definicja, jaka w 1935 roku podal amerykański językoznawca Leonard Bloomfield okreslajac dwujęzyczność jako zdolność do mówienia dwoma językami jak osoby jednojęzyczne...
    Przyjecie takiej definicji jest jednak najczesciej bledne, gdyz DOSKONALA DWUJEZYCZNOSC NIE ISTNIEJE, a jezeli pojawia sie, to naprawde bardzo wyjatkowo.

    Nabycie przez osobe dwoch systemow jezykowych w identycznym stopniu, graniczy praktycznie z cudem. Sytuacja taka wymagalaby posiadania takich samych doswiadczen w dwoch jezykach rownoczesnie, a wiec rownomiernego rozwoju slownictwa, gramatyki; mowienia bez jakichkolwiek nalecialosci wymowy pochadzacych z drugiego jezyka, posiadania takiej samej dostepnosci mentalnej dwoch jezykow...Generalnie, aby taka dwujezycznosc otrzymac nalezaloby powielic wszystkie sytuacje spoleczne, kulturalne, emocjonalne i poznawcze dziecka, a pozniej nastolatka.
    Mimo najszczerszych checi, zaangazowania rodzicow i dziecka, nawet szkolnictwa w dwoch jezykach, tak rozumianej dwujezycznosci jest praktycznie niemozliwe.
    Doskonala wiekszosc dzeci dwujezycznych jest wiec dwujezyczna, ale w niepelny sposob, jak to sie okresla wsrod niektorych specjalistow, wiele z nich nie mogac ksztalcic sie w dwoch jezykach nie osiagnie wiec poziomu czytania i pisania w rownomiernym stopniu.

    Wydaje mi sie, ze to, co mowi na ten temat prof. Grosjean staje sie ogromna ulga dla rodzicow, ktorzy pomimo wielu staran nie moga rozwinac u swego dziecka dwujezycznosci pelnej. Z roznych konferencji znam jego schematy dziedzin kompetencji w poszczegolnych jezykach, dziedzin ktore rzadko sie pokrywaja; np corka bedzie swietnie znac po polsku slownictwo kulinarne, bo czesto gotuje z mama polskie potrawy, natomiast po angielsku nazwy ptakow zamieszkujacych w niedalekim rezerwacie przyrody, ptakow, ktore nigdy do Polski nie docieraja...
    Nie pamietam teraz dokladnie w ktorej pozycji ksiazkowej autor podaje te dane...jedno jest pewne, ze jego doswiadczenie jako osoby dwujezycznej i ojca dwujezycznych synow sprawia, ze odkrywa nowe sposoby w towarzyszeniu dwujezycznosci, sposoby najczesciej przez niego wybrobowane, czesto w rozterkach i watpliwosciach.
    Z podobnych, doswiadczonych przez swoje osobiste doswiadczenia autorow polecam psycholingwiste i matke trojjezycznych dzieci Barbare Abdelilah-Bauer.

    Co do czytania i pisania w dwoch jezykach, to jednak nalezy podkreslic, jak wazne jest ich osiagniecie, zwlaszcza w jezyku mniejszosciowym. Nie jest to najwyrazniej warunkiem sine qua non zaistnienia dwujezycznosci, ale prof. Cieszynska slusznie podkresla ich wage. Zwlaszcza umiejetnosci lektury pozwalaja na samoistne przyswajanie slownictwa i wiedzy kulturowej, podtrzymanie jezyka etc. Istnienie takiego papierowego przyczolka, moze nas rodzicow bardzo wesprzec w przekazywaniu jezyka, no i jest tez swietna forma nawiazywania kontaktow z innymi, np przez net, fb itd.

    To chyba tyle wywodow na dzisiaj :-) moze Kozak, jak juz zrealizuje swoje boskie aspiracje, nas kiedys na ten temat lepiej oswieci...
    Pozdrawiam serdecznie!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faustyno, Twój komentarz zasługuje na poważną odpiskę, a muszę wychodzić. Wrócę do Ciebie wkrótce!

      Usuń
    2. Skłaniam się właśnie ku teorii, że nie ma mowy, aby opanować dwa języki na tym samym poziomie. Któryś zawsze przeważy. Raz jeden, raz drugi. Chciałabym bardzo, aby było inaczej, ale realia życiowe nie pokrywają się z teorią.

      Jest dokładnie tak jak mówisz: Grosjean jest b. wyrozumiały w swoim podejściu do dwujęzyczności. Szokujący przez to dla kogoś, kto wyrósł na bardziej wymagającej definicji dwujęzyczności.

      Podałam za Grosjeanem przykład osoby, która mówi i czyta w dwóch językach, ale nie pisze, lecz Grosjean podobnych przykładów daje więcej: uważa, że np. dwujęzyczną jest też osoba, która zna świetnie drugi język w piśmie, bo tłumaczy z jednego języka na drugi, ale mówić raczej nie umie. (Przychodzi mi tu np. profesor łaciny.)

      Tak czy owak, jestem również za nauczeniem dziecka pisania w drugim, trzecim języku, ale ponieważ pisanie - jak wspominałam wcześniej na FB - jest ostatnią z umiejętności jaką uczeń rozwiją w nauce języka, czasem nie ma na nią tyle czasu co na mowę i czytanie.

      A nawiązując do przyszłości Kozaka, myślę, że jemu mogę naukę czegokolwiek całkiem odpuścić. Zostanie Panem Bogiem, to będzie znał wszystkie języki... ;-)

      Usuń
  5. O rany, kobity jakie Wy mądre! Mi nic innego nie pozostaje jak tylko po cichu czytać i dokształcać się :-)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorotko, a nam pozostaje od Ciebie sie uczyc jak te wszystkie teorie elegacko w czyn wprowadzic :-)

      Usuń
    2. A, i zapomnialam Doroto! Kto tu pisze uczone ksiazki, po chinsku w dodatku!!! :-)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. ABSOLUTNIE SIĘ ZGADZAM! (Rzadko używam wielkich liter, lecz teraz się należą). Efekty pracy Doroty z jej Zosią cały czas wprawiają mnie w rozmarzone osłupienie - mówię o video zamieszczanych na jej blogu czy vlogu Zosi. Doroto, jesteś moją BOHATERKĄ. Nie znam lepszego słowa na wyczyn, którego jesteś autorką...

      Usuń
    4. Dorotka też pisze książki?! No przestańcie dziewczyny już tak pisać bo moja depresja wróci :-)! I zgadzam się z Sylabą - ty już Dorotka w ogóle nie musisz być mądrzejsza. To co zrobiłaś i robisz z dziećmi - czapki z głów!

      Usuń
    5. Aniu, Dorota stworzyła rzecz ważniejszą - naukową :-)

      Usuń
    6. O Matko...to ja zabieram zabawki i idę :-)...

      Usuń
    7. Hahaha... I to po chińsku napisała... "Se" wyobrażasz?

      Usuń
  6. Sylabo, kwestia definicji dwujęzyczności to chyba najbardziej sporny temat w całym zagadnieniu dwujęzyczności. Gdzie kończy się jednojęzyczność , a zaczyna dwujęzyczność? Mam ochotę poruszyć wiele kwestii poruszonych tu przez Faustynę, ale nie będę się powtarzać :-) Dodam tylko swoje trzy grosze. Są maksymaliści, którzy od dwujęzycznych oczekują native-like znajomości obu języków i jest to model absolutnie idealny, aczkolwiek spotykany niesłychanie rzadko o ile nie wcale. Są też minimaliści, którzy już osoby z jako taką kompetencją w języku obcym zaliczają do dwujęzycznych. Mnie osobiście najbliższe są definicje koncentrujące się na umiejętności skutecznej komunikacji i adekwatnym funkcjonowaniu w społeczności. Patrząc na miliony osób dwujęzycznych na świecie, którzy na co dzień posługują się dwoma językami, zapewne zauważymy, że zdecydowana mniejszość z nich potrafi czytać i pisać w obu językach. Umiejętność czytania i pisania w obu językach zwana biliteralizmem uważam jako bardzo przydatny do podtrzymywania i rozwijania dwujęzyczności bonus, a nie jako wyznacznik czy dana osoba jest dwujęzyczna czy nie. Podobnie z dwujęzycznością wiąże się bikulturalizm.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyny, wy chyba rzeczywiście byłyście ze mną dzisiaj w Ikei. Ten biedny Grojsean i inny jemu podobni pewnie nie mogą czkawki się pozbyć. Z wypiekami na policzkach czytam...

    OdpowiedzUsuń
  8. No dobra...Jak przeczytacie u mnie, ta dwujęzyczność spać mi nie daje. Faustyna, to ja powinnam się chyba ze wstydem przyznać, że jedną nogą jeszcze jestem w 1935 roku. Zawsze jednak byłam zgodna ze stwierdzeniem, że dwujęzyczność doskonała nie jest możliwa, a na pewno nie jest możliwa na dłuższą metę. Nie wiem dokładnie bo nie pamiętam Kasi każdego słowa i zachowania i nie wiem bo nie analizowałam jej języka wtedy tak wnikliwie, ale mogłabym zaryzykować twierdzenie, że do wieku 5 lat (wtedy poszła do szkoły, w której spędzała pół dnia) Kasia była dwujęzyczna z 1935 roku. Słownictwo, które wtedy miała, takie "małe" czytanie, pisania - było na tym samym poziomie w obu językach. I ja wtedy właśnie myślałam, że TO jest dwujęzyczność. Wszystko co działo się potem, było walką, żeby tę dwujęzyczność utrzymać czyli podciągać język polski. Uczy się o królikach, to ja też jej o królikach, uczy się liczyć, to ja też liczyć po polsku. I zgodziłabym bym się z panią Cieszyńską, że jednak czytanie i pisanie jest ważne, nawet bardzo! Z drugiej strony, rzeczywiście jak pisze Grosjean, gdyby brać pod uwagę "starą" definicję dwujęzyczność, grupa takich osób byłaby bardzo mała. I bardzo dobrze, że Grosjean rozszerzył definicję. Muszę jednak przyznać, że było mi trudno zaakceptować przykłady dwujęzycznych osób, które nie umieją czytać czy pisać w danym języku. Chociaż znamy przypadki osób, które nie umiały czytać i pisać bo nie chodziły do szkoły a chyba należało by ich nazwać native speakerami tym bardziej, że wyrażali się w jednym języku. Przecież nie nic-nie-speakerami. Więc nadal nie wiem. Gdyby używać kryterium Anety, to ja chyba jestem środkolistą bo dorosłam już od kilku dni do tego żeby nie uważać, że dwujęzyczny musi być native-like ale jakoś nie mogę przełknąć faktu, że ktoś mógłby nazwać mnie dwujęzycznym jeśli chodzi o niemiecki...dogadam się czyli, że funkcjonuję w środowisku, przeczytać, to co mi potrzeba, przeczytam, napiszę też (z błędami ale nikt nie wspomniał, że ma być bez) ale jakoś nie...nie zaakceptuję siebie jako dwujęzycznej z niemieckiego. Wróćmy do tego kiedy przyjdzie kupiona na ebayu książka Grosjeana i ją przeczytam, co? I jeszcze ze trzy razy do Ikei razem pojedziemy!

    Aaa...wpadłam na pomysł, że poproszę znajomy na FB o definicję dwujęzyczność. Chciałam zbadać co mówi lud! Jestem bardzo ciekawa co myślą ludzie, którzy są dwujęzyczni (czy to według starej czy nowej definicji) czy mają dwujęzyczne dzieci. Na razie mam dwa. Podzielę się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziel! Bo ja mam swoją teorię na to, "co mówi lud". Ciekawe, czy wyniki "badań" się pokryją.

      Usuń
  9. Przespałam się i jeszcze mi coś przyszło do głowy, ale ostatnie już, obiecuję! Grosjeana nie czytałam jeszcze nic (książka idzie) tylko jakieś artykuły w sieci. Czy aspekt kulturowy języka jest dla niego ważny? Czy ważne jest że dziecko ma jakąś łączność kulturową, obyczajową, historyczną i można pójść dalej, emocjonalną z tym językiem? Może i jestem marzycielem językowym, nierealistą, ale chciałabym, życzyłabym sobie, żeby dwujęzyczność miała jakieś głębsze znaczenie (kultura, obyczaje, historia, uczucia i emocje które ten język niesie ze sobą) niż "tylko" znajomość (od "dobra znajomość" do "native-like" znajomość) języka. Przepraszam, że tak niejasno się wyrażam ale bardzo trudno rozmawiać i definiować coś tak abstrakcyjnego jak język.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu musi Ci fachowczyni lub fachowiedz odpowiedzieć. Albo ja doczytam zaczętą książkę ;-)

      Usuń
  10. A,jaki tytuł tej książki :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niesłychanie ciekawe

    OdpowiedzUsuń