wtorek, 2 kwietnia 2013

Lekcja Dwudziesta Ósma: Murowana

Dokładnie pięćset lat temu, w Niedzielę Palmową, poszukujący legendarnego "Źródła wiecznej młodości", hiszpański żeglarz Juan Ponce de León dopłynął do brzegów nowego lądu i zachwycony rosnącym nań bujnym kwieciem nadał mu imię „La Florida”.

Tak zaczyna się bajka o początkach zeuropeizowanej Florydy i tę opowiastkę sprzedaje się wszystkim, którzy zechcą w nią uwierzyć. Głębiej jednak poszperać i fakty wyglądają inaczej. Przyjmuje się, że Florydę odkryto trzy, może cztery lata wcześniej, bo zachowały się w Europie mapy z lat 1509 i 1510, na których nad dzisiejszą Kubą zaznaczony jest ląd. Owszem, niezbyt precyzyjnie i niezbyt foremnie - ale jest. (Przypuszcza się, że wiedza o tej części świata dotarła na stary kontynent np. za sprawą Portugalczyków.)

Że Juan Ponce de León istniał nikt nie przeczy, lecz wnikliwi historycy przypominają, że hiszpański konkwista nie przybył tu kwiatków wąchać, a szukać złota i łupić co wpadło pod miecz (i przy tej niechlubnej okazji zapoznać tubylców z wiarą katolicką). Wiadomo, że w 1513 rozczarowany brakiem cennych kruszców Ponce de León dość szybko opuścił Florydę, a same walki z Indianami miały miejce nieco później, gdy Juan ponownie przybył na półwysep - który od lat uważał zresztą za wyspę - i gdy w lipcu 1521 przyszło mu za ów najazd zapłacić bolesną śmiercią. (W ranę od indiańskiej strzały wdała się w nogę sepsa – reszty możecie się domyślić.)

Ale wróćmy do roku 1513. Gdzie dokładnie przybiła do brzegu flota hiszpańska pozostaje zagadką, bo zgubił się dziennik pokładowy. Istnieją trzy sporne możliwości i jedna z nich wskazuje na północne okolice dzisiejszego St. Augustine, uważanego za najstarszą osadę „przybylców” europejskich w Stanach Zjednoczonych (za rok powstania miasta uważa się 1565).

Gdybyście zabłądzili kiedyś w te strony zostańcie tam na dwa dni, bo nie ważne tak naprawdę kto kiedy pierwszy, drugi... przypłynął, zdobył, nie zdobył... Na zmyślone atrakcje patrzy się z przymrużeniem oka, a autentyczne budynki przypominają, że St. Augustine jest jednak bogatą częścią historii Stanów Zjednoczonych. I tego faktu przeoczyć się nie da.

(A wiecie, jak tam się śmiesznie jedzie? Z typowego, współczesnego, amerykańskiego krajobrazu à la „country bumpkin”  - wybaczcie porównanie, ale jest najlepsze, jakie do głowy mi przychodzi - z tzw. beznadziejnej „wiochy” wjeżdża się raptem w ulice, na których czas zatrzymał się kilkaset lat temu.)

Miasteczko St. Augustine utrzymuje się głównie z odwiedziń turystów. Nie ma tam ani wielkiego przemysłu, ani renomowanych uczelni. Przyciągają inne miejsca. Takie jak to: w okowach wiedzy”, czyli najstarsza w Stanach drewniana szkoła podstawowa, wybudowana w 1788 roku.





Jak to dobrze, że nie musiałam się uczyć w tym niedogrzanym lub przegrzanym budynku, siedząc wyprostowaną na drewnianych ławach bez oparcia, za przewinienia obrywać witką po rękach lub przesiadywać w ciasnej komórce pod schodami odganiając się od szczurów, bo wyżyła się na mnie sfrustrowana, zakochana nauczycielka. (Kobietom uczącym w szkole nie wolno było wychodzić za mąż, a nawet się zaręczać.)

Muszę o tym przypomnieć dziś Kozie na lekcji polskiego: oto ma do dyspozycji siedzenie z oparciem, w pomieszczeniu w tej chwili chłodzonym kilmatyzacją, nikt za błędy nie łaja i nie trzyma za karę w klatce. Szczyt szczęscia, prawda? ;-) Od gryzoniów odpędzać się nie musi, bo ja i Luby Mąż urządzimy na nie w stosownym czasie obławę (niestety, wlazło coś takiego z dworu, zdarzyło się, nie powiem). Krótko mówiąc, niech dziecko „nie pęka” i uczy się przykładnie. Kto wie, może już za jakieś 50 lat pojawi się tu jakaś mocniejsza słowiańska osada i polski wtedy będzie jak znalazł?

Póki co - z okazji rozpoczynającej się tygodniowej fety pięćsetlecia stanu – viva Floryda!

Ps. Nazwa Florydy pochodzi od hiszpańskiej nazwy świąt Wielkiej Nocy - „Pascua Florida” („Święto kwiatów”). 

9 komentarzy:

  1. Bardzo pouczająca dziś lekcja, Sylabo. Najbardziej powala widok tej dziewczyny w szortach. Sorki, my tu w Europie wciąż przynudzamy o zimnej pogodzie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pouczająca lekcja mi wyszła, powiadasz? To chyba wyjątkowo ;-)

      Co do pogody, to marzec był chłodniejszy od lutego, ale od niedzieli jest właśnie tak jak na fotce: bardzo, bardzo ciepło. Nie będę rzucać temperaturami, bo nie przystoi. Uczciwie żałuję, że nie mogę się z Wami tym słońcem podzielić.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawie...nie miałam pojęcia o niczym, o czym pisałaś. I bardzo się cieszę, że są takie miejsca jak to - Stany stają się bliższe :-)! Idę zrobić herbatę z sokiem z malin bo mną zatrzęsło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej się już czuje? ;-)

      St. Augustine jest naprawdę wyjątkowe w porównaniu z resztą historycznych zakątków Stanów, bo zachował się tam spory kawałek historii.

      Wszystkie nadatlantyckie stany mogą wskazać na swe miejsca najwcześniejszych osadników z Europy, ale St. Augustine różni się od tych miejsc tym, że jest najstarsze z nich.

      (Wcześniej Europejczycy osiedlali się w dzisiejszych krajach Ameryki Środkowej, np. na Kubie, w Dominikanie, Meksyku, Panamie itp. Zresztą Kolumbus Ameryki Stanów Zjednoczonych też nie odkrył, a którąś z wysp na Bahamach - nie wiadomo którą dokładnie.)

      Dla porównania, St. Augustine powstało w 1565, a dopiero w później osiedlano się na północy wybrzeży amerykańskich (cały czas mówie o terenach dzisiejszego USA).

      Nie mówi się o St. Augustine jako pierwszej stałej osadzie europejskiej w kraju, bo nie założyli jej angielskojęzyczni, a Hiszpanie, którzy pojawili się na Florydzie w 1565 pod wodzą Don Pedro Menendez de Avills ;-)

      Bardzo niesłusznie w podręcznikach szkolnych wspomina się jako pierwsze miejsca na terenach dzisiejszego USA, gdzie zagnieździła się ludność europejska Jamestown (1606) czy Plymouth w Massachuttes (1620).

      Historię można przekłamać zawsze i wszędzie ;-) W Ameryce też ;-)
      Szkoda, bo właśnie w St. Augustine znaleziono najstarsze dokumenty pisane w USA, pochodzące z roku 1594.

      (Tu artykuł po angielsku jedynie, niestety: http://jacksonville.com/news/2013-03-30/story/preserving-history-first-floridians)

      A nawiązując znów do Twoich słów, Aniu, w St. Augustine Europa staje mi się znów bliższa ;-) Dlatego nie mogę się już doczekać kolejnej wyprawy w tamte strony.

      Usuń
    2. Na dreszcze jest inne lekarstwo,zamiast herbaty z sokiem malinowym,
      może czerwone winko,tylko jaki gatunek????

      Usuń
  3. Gdyby tak moja nauczycielka historii wykładała to i owo, to na pewno zostałoby w tej makówce więcej z historycznych tematów. Proszę częściej takiej posty :) oczywiście jak można. O Stanach zawsze lubię czytać, i takie teksty to prawdziwe rarytasiki dla mnie. No i teraz wiem skąd się wzięła nazwa Floryda ;)

    A tak w ogóle to koniecznie przyślij mi trochę tego słońca i ciepła, bo jasna cholercia ta zima nie chce puścić! Teraz przynajmniej wiem, gdzie ciepełko się zawieruszyło! U Sylaby na Florydzie! Podziel się kochana! No, nie bądź taka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojoj... ja też bym chciała częściej takie posty, ale siedzę w domu (praca) i nie wypuszczam się za bardzo za własne cztery kąty... lecz obiecuję, że gdy trafi się znów wycieczka do St. Augustine (bo jest o tym miasteczku co pisać), to dam znać. Bo poza St. Augustine wielkiego wyboru (z historycznego punktu widzenia - nie ma).

      Tak... ciepełko się do nas właśnie przykulało... I zaraz poważnie z nim zagadam, żeby przeskoczyło taki jeden wielki zbiornik wodny i przysiadło nad Europą ;-)

      Usuń
  4. doksztalcaj nas kochana :-) - bardzo interesujace to, o czym piszesz :-) - ja w ogole zielona jestem jesli chodzi o ameryke i jej historie, zwyczaje itd ( nieliczac tych , o ktorych z usmiechem opowiada sie tu, badz tych z amerykanskich filmow)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasami też czuję się zielona, chociaż mieszkam tu tyle lat, że wstyd się przyznać. Ale może dla "zmiany koloru" na bardziej "doinformowany" czasami się dokształcę i tą wiedzą podzielę ;-) Nic nie wiadomo ;-)

      Usuń