poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wydziwiania kulinarne

Klub Polki na obczyźnie rozpisuje się właśnie w temacie „co do garnka” i jako członkini poplotkuję dzisiaj o miejscowym jedzeniu. Pominę jednak to, co nie jest tajemnicą, mianowicie ani

1.    o jakich porach jadają Amerykanie,

2.    że mają w zwyczaju przynajmniej raz w tygodniu stołować się rodzinnie poza domem,

3.    że przeciętnym, pojedynczym, amerykańskim daniem restauracyjnym mogą się swobodnie podzielić dwie dorosłe osoby lub

4.    że nie ma takiej potrawy, która pojawiłaby się w menu każdej lokalnej restauracji.

Jedzenie w Stanach to kolosalne ekstrema smakowe i odżywcze, bo tak samo, jak roi się tutaj od tanich fast foodów, tak i nie brak wysokiej jakości produktów z certyfikatem eko i co jadalne, a co nie zależy li i jedynie od gustów i przyzwyczajeń grup etnicznych zamieszkujących dany region lub część miasta.

Przysłowiowe „smacznie i tanio”, czyli to, co "Sylaby" lubią najbardziej, jest podyktowane nie samym kodem pocztowym, ale panującym tam klimatem. A w cieplutkim klimacie Florydy na uprawnym lądzie świetnie radzą sobie od pięciu wieków sady cytrusowe.






Pomarańcze są „w sezonie” prawie cztery pory roku poza najgorętszą częścią lata – lipcem i sierpniem i symbol tego owocu chlubnie ozdabia standardową stanową tablicę rejestracyjną. 




                                               (Fotka nie moja. Znalazłam ją TU.)


Te cytrusy na Florydzie często tańsze są od ziemniaka (dla zainteresowanych - również wyhodowanego regionalnie; jego zbiory przypadają tylko na wiosnę) i gdybym miała podać ich cechę charakterystyczną, to powiedziałabym, że tutejsze pomarańcze to sam słodki sok w cienkiej skórce. Owoc wcale nie musi być duży, żeby wycisnąć z niego prawie pół szklanki soku i zrobił z tego użytek przemysł spożywczy.

Pomarańcze (już bez skórek) lądują w kartonach lub w butelkach.



                                                             (Fotka stąd)


A co można zrobić z sokiem z pomarańczy wyciśniętym „prosto do szklanki”? 
Można zrobić z niego marynatę. Mąż się w niej lubuje, szczególnie, gdy utopi w niej piersi kurczaka.
A przygotowuje to danie tak:

Miesza w misce
2/3 szklanki świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
2 łyżki miodu
3 małe ząbki czosnku (najlepiej zgniecione przez praskę, ewentualnie drobniutko pokrojone)
1 ½ łyżeczki suszonego tymianku (lub 1 łyżkę posiekanego świeżego)
2 łyżeczki startej skórki pomarańczy

Dodaje Chłop 3-4 piersi kurczaka (bez skóry), upewnia się, że są całkowicie pokryte marynatą, nakrywa naczynie i odstawia do lodówki na 1-4 godziny.

Potem kurczaka wyciąga i z lodówki i z marynaty, doprawia solą i pieprzem i grilluje ok. 6-8 minut po obu stronach (czyni to albo na grillu z prawdziwego zdarzenia, albo na patelni do grillowania).

Kiedy kurczak się ostudzi (ok. 5 min) poda go z michą młodych listków sałaty, w której są też pokrojone na małe cząstki

3 pomarańcze,
1 szalotka
oraz 1 pomarańczowa słodka papryka

A całość jest zlana tym cytrusowym sosem vinaigrette:

2 łyżki oliwy extra virgin
1 łyżka białego octu winnego
¼ szklanki soku z pomarańczy
1 ząbek czosnku
sól i pieprz do smaku 

I goście do stołu...




                  (Przepis i fotka pochodzą z ksiażki Simply Salads Jennifer Chandler)


Wracajac do sklepu spożywczego, oprócz cytrusów, na stoiskach owocowo-warzywnych Florydy mnóstwo innych śladów tropików: korzenie buraka, selera i pietruszki zastępują kiście tanich bananów (niecałe pół kilo za około 60 centów) i plantanów (tylko niesmacznie wyglądających bananowych kuzynów). 

W zależności od pory roku pojawia się więcej lub mniej awokado, mango, ananasów, papaji, karamboli oraz melonów o miąższu zielonkawym (honeydew - czy zna ktoś polski odpowiednik?), łososiowym (kanatalupa) lub ciemnoróżowym (arbuz).

Nie brak winogron i borówek. I kilku gatunków wyżej wymienionej pomarańczy oraz grejpfrutów i mandarynek.

I ten rewir florydzkiego „spożywczaka” bądź targowiska rekomendowałabym bez trzech zdań, choć okroiłam go do kilkunastu produktów.

Gdyby nadarzyła się okazja, poleciłabym zajrzeć na półki wyłożone paprykami, a nie tak, jak ja, niepotrzebnie długo krążyć wokół nich bez przekonania. Mimo wywieszki z informacją o stopniu ostrości każdego rodzaju papryki zeszło kilka lat zanim wzięłam do ręki np. dużą, spiczastą poblano.




A szkoda, bo po spróbowaniu okazało się, że nie jest ostrzejsza od rzodkiewki, a tej tu, niestety, per mój gust – jak na lekarstwo. Na swe usprawiedliwienie dodam, że odstraszało mnie sąsiedztwo papryczki habanero, o której wyczytałam, że zawiera olejki posiadające do 350 tysięcy SHU w skali pikantności Scoville’a, czyli, że nie poleca się rozcinania warzywa bez zakładania rękawiczek i okularów ochronnych. I bez przeniesienia czynności na zewnątrz.

Po krótce, Floryda to raj dla frutarian i wegan. Wegetarianie mogą przebierać w warzywach, zbożach, fasolkach, orzechach i serach. (W te ostatnie najlepiej zaopatrzone są, jak zwykle, sklepy ze zdrową/importowaną żywnością.)

Dla gustujących w smakach „nadmorskich”  – „prze bardzo” – są i ryby i frutti di mare.

Ci, którzy wolą steka, bez trudu zamówią go w odpowiednich restauracjach. (Mój Luby Mąż posłużyłby listą takich punktów gastronomicznych, ale kazałam mu odczepić się od mojego posta kulinarnego, który ma uwypuklić, co najbardziej „florydzkie”, a nie „ogólnoamerykańskie”.)

Kiedy trwa sześciomiesięczne lato, poza ranną kawą czy herbatą nie chce się tutaj pić nic gorącego. Prawdę rzekłszy, przez cały rok ciepłej herbaty w miejscach publicznych nie uświadczysz (poza rzadkimi restauracjami). Z reguły na całym Południu Stanów podaje się za to mocną herbatę z lodem. Pije się ją przez słomkę, w wysokich tumblerach. Takich jak do wody przynoszonej gratis do posiłku. Przy czym lodu ładuje się w naczynie prawie po brzeg.

Ponieważ w upały z ochotą na gotowanie i pieczenie bywa różnie, chętniej składa się dania na zimno. Osobiście wyciągam przepis na meksykańską sałatkę z mango, czarnej fasolki, awokado i „natki” kolendry. I soku z limonki. Lekko dosładzam np. łyżką miodu. Schładzam godzinę, dwie w lodówce... Pycha! 




Hm...

Jak się rzekło w słowach wstępu, wszystko jest kwestią gustu i na widok onej sałatki Córka marudzić zaczyna, że „małe bobki” (czarna fasolka) podobnoż spadają z widelca. Koza dobrowolnie nie jada pietruszki i jej pokrewnych, a ja i tak podstępnie Kozie liście wciskam, chociaż ona woli ziemniaki. (Zawsze mnie się przy okazji tego dania spyta, czy nie zostało ich czasem od wczoraj.)

Luby sałatkę je i chociaż twierdzi, że świetna, nie mam pewności, czy mówi tak, bo wypada, czy boi się, abym nie poczęstowała go wzrokiem, jakim tasuję Kozę po jej prośbie o ziemniaki. A Kozak je, bo mu Mężo podstępnie przed obiadem obiecał w nagrodę lizaka.
(Nie znają się! Naprawdę nie znają się na tym, co świeże i smaczne...  co prawie prosto z drzewa i z grządki.)

Na sam koniec, żeby nie wyszło, że Floryda nie słynie z pojedynczej, lokalnie powstałej potrawy, dodaję, że słynie. Jest nią Key Lime Pie [wym. kij lajm paj] z Key West, czyli z samiutkiego ogona półwyspu.

Key Lime Pie to bardzo słodka tarta z nadzieniem ze skondensowanego mleka, żółtek, soku i skórki limonki. (Przepisy, również po polsku, dostępne są w sieci. Oto jeden z nich)

Niektórzy lubią deser „ulepszyć” nakładając na niego przed podaniem bitą śmietanę. Inni pieką tartę dodając na górę masę bezową.

Gdyby chciało się Wam deser upiec bez warstwy bezowej, pozwólcie, że zaproponuję wówczas i opcję „lodową”. Co zostanie poporcjować w kawałki średniej wielkości ciastka i zamrozić.

Jak znalazł na deser po sałatce z mango!



26 komentarzy:

  1. Sylabo toż to raj dla mnie! Warzywka, owocki... ahhh! Ja mięcho to od czasu do czasu wciągne, bardziej wolę zieleninę =)
    Powiem Ci, że się trochę zdziwiałam - czyżby tam się prawie wszystko jadało na słodko? Ta meksykańska sałatka wygląda smacznie, z chęcią bym ją spróbowała, tylko zdaję się że mogę mieć problem z dostępem do czarnej fasoli. Ale lukne w sklepach =)
    Fajny post, z dawką humorku, w sumie jak zawsze!
    Pozdrawiam Kochana =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żanetko, nic, tylko musisz Florydę kiedyś odwiedzić! :-)

      A post zabrzmiał „słodko”, bo jest subiektywny, mocno zabarwiony upodobaniami dziecęcego podniebienia. Co dało mi do myślenia. Czy ja już naprawdę tylko pod dzieci gotuję? Chyba jutro kupię słój kiszonej kapusty – dla równowagi kubków smakowych.

      Usuń
    2. To tam bez problemu kiszoną kapuchę dostajesz???
      Tutaj w Danii jest to niemożliwością! Wszystko co kiszone to jest dla Dunoli popsutę =)

      A Florydę odwiedzę... Kurczę już mam tyle tych miejsc do odwiedzenia, że boję się że mi życia nie starczy... No może jakbym teraz ruszyła to na bank by się udało. Ale to jednak graniczy z szaleństwem =)

      Buziaki!

      Usuń
    3. Przepis na kiszoną kapustę u mnie...

      Usuń
    4. No.. a nawet degustacja..I kiszona kapusta i kiszone ogórki...

      Usuń
    5. Kiszona kapusta jest do do zdobycia w kilku wersjach (bez dodatku marchewki). Chowa się pod niemieckim zapożyczeniem „Sauerkraut” i ta ze zwykłego spożywczego jest dla mnie zbyt ostra (lekko octem nawet „jadąca”). Hm... Tu by się przydała Julitta, „kóleżanka” obserwatorka, żeby sprostowała, czy „gUpot” nie gadam. Ale mam jeszcze do wyboru importowaną z Polski – z polskiego sklepiku. Kasują tam jednak – za słoik kiszonki jak za zboże, tak samo jak np. w sklepach ze zdrową żywnością, gdzie sprzedaje się kapuchę w torebeczkach plastykowych. I ta smakuje mi nawet bardziej „po polsku”.

      Usuń
    6. Elu, ja bym ten przepis przejrzała... z ciekawości chociażby... czy do kiszenia są potrzebne chłodniejsze warunki, a propos?

      Usuń
  2. cudowny przepis na kurczaka! dodaję sobie do ulubionych i obiecuję w tym tygodniu spróbować :)
    też używam syropu z agawy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A miło będzie Lubemu (kurczakowi pewnie mniej), że przepis wypróbujesz. Nie zapomnij o tym sosie vinaigrette – jest wspaniały!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się ślinię na myśl o tej tarcie... Jeszcze w tym tygodniu wypróbuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona jest "pieruńsko" słodka – w małych ilościach ją proponuję, bo zemdli ;-)

      Usuń
  5. Kurczaka w takim wydaniu jeszcze nie jadłam, bardzo chętnie przetestuję, ale już z tego co widzę bardzo mi będzie odpowiadał :)
    Fajny post, nie miałam pojęcia o kuchni z Florydy, chętnie bym tam u was zamieszkała i zajadała się tymi pysznościami :)

    Pozdrawiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Floryda chętnie by Ciebie przywitała i się podzieliła tym, co ma. (Wolno się wypowiadać w imieniu całego stanu? Wolno! :-) To przybywaj!

      Usuń
  6. Pomarańcze, pomarańcze...(kurna!! jak nie truskawki to pomarańcze!!!)
    A tak poważnie - przepis na kurczaka wypróbujemy!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, no tak mnie ten los „pokarał” (że owocami zasypuje)... ;-) Smacznego jedzonka!

      Usuń
  7. będę robić takiego kurczaka, bardzo mi się podoba ten przepis:) i w ogóle pysznie tam macie na tej Florydzie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pysznie, ale do statusu raju daleko. Gelato na każdym rogu nie ma...

      Usuń
  8. przepis na kurczaka na pewno wyprobuje.postaram sie juz dzisiaj,ale zalezy czy uda mi sie jeszcze wpasc do spozywczego.w belgii niestety sklepy zamykane sa o 19, wiec jak jestes w pracy troche dluzej, to nic nie kupisz:( no ale obiecuje uroczyscie,ze sie postaram twoj wspanialy przepis odtworzyc:-)
    pozdrawiam serdecznie!
    B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że kurczak na zimno (w pomarańczach) robi furorę. Przekażę mu, że staje się popularny. Żeby tylko nie zaczął obrastać w piorka ;-)

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przekaż Szanownemu Wielbicielowi Marynowanych Piersi, że zapunktował u mnie tym przepisem, chociaż nadal mam do niego żal, że nie chce gadać po polsku :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprawdę zwierzę się, że nie każdy ma talent „do języków” :-)

      Usuń
  11. "Kaziku" - Twoje artystyczne wyroby – chociaż niejadalne—również wyglądają „smacznie”!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wybieram sie na te kulinarne wydziwiania juz od dwoch dni i jak w kocu tu powaznie stanelam, to mi slinka pociekla. Kurczak juz intuicyjnie (telepatycznie?!) kupiony i czeka w lodowce na dalszy bieg wydzarzen :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. To życzę udanej zabawy w kuchni!

    OdpowiedzUsuń