wtorek, 30 października 2012

Halloween 2012 - wcale nie do śmiechu


Obchodzenie świąt na długo zanim pojawią się w kalendarzu to amerykańska specjalność - od kilku tygodni trwa duchowe „łączenie się ze zmarłymi” i zmusza mnie do podejmowania nadzwyczajnych środków ostrożności.

Redukuję oglądanie telewizji. (Nawet niewinne logo supermarketu K-mart ocieka w reklamie krwią.)

Cenzuruję gazetę zanim Koza zacznie szukać w niej codziennych komiksów. (Szpalty roją się od fot szczerzących nieprzyjazne wampirze kły.)

Omijam bilbordy. (Z największego wyziera męska twarz w zaawansowanym stadium procesu gnilnego.)

Spacer z dziećmi odbywa się trasą okrężną. (Jedno boi się duchów, drugie kościotrupów i żadne nie lubi cmentarnych inscenizacji na trawnikach, a tych ciągle przybywa.) 

Oto coraz śmielszy straszący kalejdoskop rodem z sąsiedztwa:










































W obliczu tych dekoracji nie wiem, jak w Halloween’owy wieczór przypomnieć dzieciom, że na drugi dzień - polskim zwyczajem - zabieram je na prawdziwy cmentarz.


* * *

Zamknę wpis innym smutkiem.

W tym roku prawdziwym monstrum, które zawitało w czas na jutrzejszy Halloween, jest bez wątpienia huragan Sandy. Uderzył w samo serce kraju (Nowy Jork, New Jersey i okolice) i przyniósł zaskakującą mieszankę pogodową: zlewne wichury przekraczające 140 km/h, zrywne nawałnice, powodzie, pożary i śnieżyce. 

W trzynastu stanach w niskich temperaturach czeka na pomoc siedem milionów ludzi bez prądu. Kto wie, ile dni tak poczekają. Nie pytam, ile tygodni i miesięcy, zanim życie wróci do normy. Jak po każdej katastrofie, dla wielu ta norma może być już nieosiągalna. Huragany, które przeżyłam sama, nie wpłynęły nieodwracalnie na moje życie, ale wiem, jak bezradni są poważnie poszkodowani w takich katastrofach.

Liczba ofiar na szczęście w chwili obecnej jest niska - kilkanaście osób - i oby nie wzrosła tak jak na Karaibach (pisano o siedemdziesięciu).

Wiadomo, życie musi biec dalej. Jutro po południu dzieci jak zwykle ruszą „na cukierki” (i nie wypowiadam się o terenach dotkniętych przez huragan). A my, dorośli, możemy ruszyć na pomoc, np. wspierając organizacje humanitarne, bo w lawinie wiadomości nietrudno wyłapać kolejne zmartwienie: 

Jak zadłużony kraj wygrzebie się teraz z tych strat? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz