Sadowimy się z
Kozą przy biurku, zaglądamy do polskich książek i od razu się rozczulam.
Dobrze
móc tak usiąść przy swoim Szczęściu, chociaż ono właśnie sądzi, że byłoby o
wiele szczęśliwsze, gdyby nie kazano gimnastykować się w języku, co przysparza trudności.
Córka czyta na głos.
Przyglądam się jej
drobnej sylwetce. Mam ochotę ją przytulić, ale nie chcę jej rozpraszać.
W pewnym momencie
Dziecko zaczyna burczeć.
- Mama! Ja nic
nie rozumiem, co czytam. Nic!
Budzę się z
zamyślenia, wzdycham ciężko.
- Czego nie
rozumiesz?
- Wszystkiego!
E tam! Zaraz
„wszystkiego”...
Ale dobra. Jeśli taka
potrzeba, omówimy każde słówko po kolei.
- Czy wiesz, co to jest
ląd? – pytam.
Kozą natychmiast
szarpią ambiwalentne uczucia. O ile chętnie wyzna, że niczego nie rozumie z tekstu
przed nosem, o tyle bardzo nie lubi, gdy podejrzewam ją o nieznajomość
jakiegokolwiek polskiego słowa. Natychmiast zatyka uszy i zaciska oczy, aby
tylko nie usłyszeć podpowiedzi lub nie wyczytać jej niechcący z ruchu warg.
- Nie mów mi! Nie mów!
Ja sama ci powiem!
- Ależ ja nic nie
mówię...
Lecz Koza też nic nie
mówi.
- No, to co to jest
ten ląd?
- Ląd... to jest... ten, no... - suche siąknięcie nosem – ląd to koniec lecenia samolotem, ląd występuje wtedy, kiedy
samolot zbliża się do ziemi.
...niezwykle obrazowo wyrazila sie:)
OdpowiedzUsuń"Ziemia na horyzoncie" ;-)
OdpowiedzUsuńJuż wiem - ląD, bo ląDowisko! ;-)
OdpowiedzUsuń