Jak nie lubić bloga?
Tak tu spokojnie.
Nagłówki gazet nie
skaczą sobie do oczu. Świat nie jeży się od politycznych swad (a propos, dziś
wieczór ostatnia z trzech debat prezydenckich).
Nikt nie wtrąca się w pół
zdania.
Nikt niczego ode mnie nie chce, kiedy padam na nos.
Taki tu porządek
panuje.
Zdanie siedzi, gdzie
mu każę. Uznam, że krzywo siedzi, mogę poprawić.
Mogę wstawić co gdzie chcę i
nikt nie przestawia. Nie pożycza bez pytania.
Nie muszę tracić czasu na
szperanie, przeczesywanie, wywlekanie, przestawianie...
A gdy obrazek dorzucę,
to nie dynda za chwilę koślawo. (Na dowód – elegancko wiszące w słońcu główki
nasienne lagerstroemii.)
Nic się nie
kurzy.
Nikt lepkimi
paluchami nic nie brudzi.
Nie wiem, dlaczego tak długo opierałam się przed blogowaniem. W tym jednym miejscu moje życie zdaje się idealnie uporządkowane, a kto z nas nie potrzebuje chwilami ucieczki w świat fikcji?
Ps. Wyjątkowo wylewnie
przywitałam pierwszą członkinię bloga (TUTAJ), a zapomniałam potem podziękować
kolejnym czterem paniom za wpisanie się na „listę obecności”. Pozwólcie, że
teraz podziękuję: bardzo mi miło. Dziękuję zresztą wszystkim, którzy zaglądają. Jak widać na powyższej fotce, w grupie zawsze raźniej.
To nie jest fikcja - to uporządkowane zycie, znaczy - tylko rzeczywistość równoległa :).
OdpowiedzUsuńI tez sie cieszę, że piszesz bloga (tylko, że jak tak obie będziemy pisać i się czytać, to o mailach zapomnimy, bo przecież obie będziemy wiedzieć, co u tej drugiej ;)).
Rzeczywistość równoległa, mówisz? Chyba tylko w mojej głowie, bo bardzo blado wypada, niestety, przy tej nie-blogowej. Mam w chałupie cyrk na kółkach, choroby i walące się plany weekendowe. A tu nadal tak cichutko...
OdpowiedzUsuń