W ankiecie rzędy pytań.
- Po co to?
- Pewna pani z Polski pisze pracę i musi przeprowadzić badania...
- Czy ta pani jest lekarką?
- Nie...
- Bo ja nie idę na zastrzyk! Żebyś o tym pamiętała!
Ależ pamiętam. (Umarły by spamiętał, gdyby mu Koza o
awersji do lekarzy non-stop truła tak jak mnie; ku wyjaśnieniu spieszę - rówieśniczki
Córki straszą się wzajemnie szczepieniami obowiązkowymi. Stąd popłoch.)
- To jest ankieta dla dzieci posługujących się dwoma
językami – wracam do tematu. – Jeśli ją wypełnisz...
- To mogę lizaka? – podrywa się Dziecko. - Jeszcze dziś
nie jadłam nic słodkiego – zastrzega.
Póki co laptop na kolana i zaczynamy czytać razem.
Potem już tylko czyta Koza, dopisuje brakujące wyrazy lub
stawia krzyżyki. I sama stawia pytania. Przykładowo, chce wiedzieć dlaczego minister
miałby przyjechać do szkoły i dlaczego dzieci miałyby mu wręczać kwiaty?
Tłumaczę, że to trochę byłoby tak, jakby w Stanach przyjechał do szkoły senator
stanu... albo gubernator... A kwiaty? Kwiaty w Polsce zawsze wręcza się Ważnemu
Gościowi w ramach podziękowania za Jej lub Jego przybycie. Chcę dodać, że to popularny
polski zwyczaj, oznaka szacunku podobna do wręczania nauczycielowi kwiatka na
koniec roku... ale tego już nie mówię, bo w porę łapię się na tym, że w Stanach
nauczycielom uczniowie akurat kwiatków nie znoszą...
- Wyrecytować wiersz przed klasą? – Córka znów nie wie, o
co chodzi.
- To znaczy nauczyć się go na pamięć i na ocenę
powiedzieć z pamięci przy koleżankach i kolegach...
Milczymy obie: i ja i Koza.
Ona pewnie próbuje sobie wyobrazić sytuację, w której
stanęłaby przed innymi dziećmi i miałaby odtworzyć ileś linijek tekstu zadanego
przez nauczyciela.
Ja dochodzę do wniosku, że Córka na mur-beton jest źle
rozwinięta, bo nigdy nie była zmuszona ćwiczyć w ten sposób swych szarych komórek.
Zgroza mnie wręcz ogrania...
- Wiesz, uzmysłowiłam sobie, że nie znasz na pamięć
żadnych wierszy...
Milczymy jeszcze chwilę.
- Nieprawda! Znam jeden i to po polsku: „Ciocia Cesia z
ciastek tacką po cukierni skacze chwacko”.
Co prawda nie jest to „Litwo! Ojczyzno moja!”, ale kręci
mi się łezka w oku. Nie wiem sama, czy wywołana własnym skojarzeniem kraju, co
jest „jak zdrowie”, czy wzruszeniem na myśl o Kozie, która może faktycznie
tylko sprawia wrażenie kompletnie niekumatej, jeśli mowa o polszczyźnie...
Dziecię szczerzy swe górne jedynki i przytula się do
mojego ramienia.
Milczymy znów sobie.
- Wiesz, Marmolado – myśli Koza głośno - ja chyba lubię rozwiązywać z tobą mankiety.
***
O
ankiecie dla dzieci dwujęzycznych w wieku 9-13 lat więcej TUTAJ, na blogu
Faustyny. (Patrz: post z 24-go stycznia - Zaproszenie...) I apel: kto może, niech pomoże. Jeszcze przez kilka tygodni autorka ankiety
będzie zbierać anonimowe odpowiedzi.
A wierszyk o „cioci Cesi” pochodzi z książki Berek literek Agnieszki Frączek.
Dziekuje Sylabo za ten post, mnie tez sie lezka w oku na koncu zakrecila...
OdpowiedzUsuńDziekuje Kozo za wypelnienie mankiety pelnej pulapek kulturowych...
Ależ nie ma za co! To ja dziękuję! (Ps. Koza o tym blogu nie ma bladego pojęcia... ;-)
OdpowiedzUsuńSylabo, nie wczytuje mi bloga Faustyny, gdy klikam Twoje tutaj !!Weszłam na jej bloga, przez komentarz na górze ale nie mogę ankiety znaleźć !! Ja wypełnię swoją i poproszę Iwonę o wypełnienie :)
OdpowiedzUsuńMogłabym podać Faustynie maila naszej polskiej szkoły. Myślę, ze jakby napisała, panie chętnie pomogłyby:)
To tak zróbmy!
UsuńJa Ci zaraz prześlę emailem potrzebne namiary.
Och, jak Ci dziękuję!
Zadanie wykonane:)
OdpowiedzUsuńZuzka podekscytowana, ze mogła pomóc:)
Wielkie dzięki! I całuję Zuźkę w jej podekscytowaną buźkę. (O! Rymnęło się!)
UsuńTrafiłam tu i dobrze. Mnie jest łatwiej, bo w Lyonie mamy szkołę międzynarodową z sekcją polską. Naukę szkolną przejęły nauczycielki. Moja rola wróciła do działania matczynego i dyskusji na temat polskich tekstów, historii. Czytam Twoje dialogi, i doskonale wiem, co czujesz. Jesteśmy obcymi osobami , ale poczułam się bardzo blisko. Pozdrawiam z Lyonu. Patrycja Todo
OdpowiedzUsuńPatrycjo! Witam Cię serdecznie! Od kilku tygodni podglądam Twoje sukcesy z językiem polskim i nie tylko i dziękuję Ci, że tu wpadłaś. Podziwiam Twoje zacięcie i w podtrzymywaniu języka polskiego w domu (i generalnie - w znajdowaniu czasu dla siebie w sztuce). Dziękuję Ci za przemiły wpis. Jeszcze cieplej mi się dziś zrobiło...
UsuńNo to jest nam przyjemnie. Wojuję rzeczywiście, chociaż już nie muszę. Eliot i Armand mają dwujęzyczność tzw idealną:) Nikt nie jest w stanie rozpoznać że dzieci nie są urodzone , ani wychowywane poza Polską. Po francusku mówią również bezbłędnie. Eliot galopuje w piśmie. Jest lepiej po polsku, ortografia Fr jeszcze jest kulawą. Armand ma podobnie. Będzie dobrze. Dzisiaj nie muszę już walczyć o polski, ale o to jak z niego korzystają. I tu mam radochę. Jako genetyczna humanistka zarażam ich wszystkim co kocham. I chyba będą z nich fajni faceci. Mają serce i duszę i kochają poznawać świat. Chwalę się, ale tyle mnie to kosztowało, i udaje się. Bardzo się kochamy i szanujemy. Teraz muszę zadbać trochę o siebie. Dużo radości życzę. Wrócę tu do Ciebie, jeszcze nie raz:). Patrycja
UsuńTylko pogratulować, że udało Ci się tak nauczyć chłopców języka polskiego, że nikt się nie domyśli, że „nie Polacy”. I chwal się, bo masz się czym chwalić! Czytałam na Twoim blogu, jak bardzo nad tym pracowałaś, jak pomagała Ci mama... naprawdę się cieszę, że odniosłaś sukces. Takie historie dodają mi otuchy, chociaż nie oczekuję u siebie tak spektakularnych wyników. Będę czekać na kolejną wizytę u siebie! Pozdrawiam serdecznie!
Usuń