Właściwie jej „czytalność”, gdyż Koza niezbyt piśmienna w L2. Mimo to niech obije jej się o uszy, niech zahaczy wzrokiem o
popularną regułkę, iż dwuznak „rz” wymienia się na „r”.
Przeglądamy gotowe zestawy wyrazów i wymyślamy własne:
wierzyć – wiara
mierzyć – miara
gospodarz – gospodarny
rycerz – rycerski
Przy tym „rycerskim” rycerzu to myślę sobie trzeba wstrzymać wodze
ortografii i gramatyki i przesiąść się na coś, co znaczenie wyrazu wyjaśni, bo
Koza na pewno nie wie, co ów przymiotnik tak naprawdę oznacza.
- Odważny? Silny?
Ładnie rzuca polskimi słówkami, ale wiedziałam, że nie trafi.
Oczywiście
zabrania mi podania gotowej definicji na talerzu. Jak Wam zapewne wiadomo, wolno mi tylko podetknąć delikatną
podpowiedź, więc mówię, że chodzi o zachowanie mężczyzny wobec kobiety... Nie kończę,
bo niecierpliwa Koza wtrąca się po angielsku:
- Mama, to tak jak w szkole na stołówce! Przysiada się ciągle do nas, do
dziewczyn, taki jeden chłopak i rumieni się i chichocze i gada od rzeczy... Robi
z siebie tak kompletnego idiotę, że aż żal patrzeć i odechciewa się jeść!
***
A moje skojarzenie ze słowem „rycerski” przywodzi na pamięć początek lat 90-tych w Polsce, kiedy to panowie Polacy otwierali drzwi do budynku przed grupą świeżo przybyłych
Amerykanek. To właśnie niektóre z nich się rumieniły. To im brakło języka w gębie.
(Nie wiedziałam wtedy, że w Stanach jest równouprawnienie, objawiające się nierzadko m.in. tym, że mężczyzna nie podchodzi celowo uchylić „wrót”, aby przepuścić kobietę
przodem.)
Jedna z tych pań „zagramanicznych” raz nie wytrzymała, kiedy inny Polak spróbował
odsunąć jej krzesło przy stole. Rzekła do koleżanki, sądząc chyba, że nikt nie zrozumie:
„Nie wiem, jak można żyć w takim ciemnogrodzie i pozwalać sobie nadskakiwać
mężczyznom. Czy w tym kraju nie ma feministek?”
I wtedy postanowiłam sobie po raz pierwszy, że mogą mnie tasakiem krajać,
palić na stosie i kołem łamać, a ja amerykańską akurat feministką nie zostanę.
Ten feminizm jeszcze im bokami wyjdzie, jak już nie wychodzi. Ale tak samo jest Sylaba tutaj, w Danii.... Czasami duńscy mężczyźni są delikatniejsi od Dunek. Takie babochłopy, żadnej kobiecości. Fuj!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A ja w ogole, wcale, ani odrobine nie cenie polskiej "rycerskosci". Nie uznaję tego za nadskakiwanie, tylko za gigantyczną ściemę. No, ale ja się otwarcie przyznaję do tego, że owszem, jestem feministką.
OdpowiedzUsuńBa! Ale ja nie pisalam o rycerskości-ściemie, tylko o rycerskości-rycerskiej... :-) Tej rasowej :-)
OdpowiedzUsuńTa się nie przejawia przepuszczaniem w drzwiach i odnosi sie do ludzi jako takich, nie tylko do kobiet :).
UsuńChyba jednak nie mówimy o tym samym. To, co opisujesz to osoba kulturalna, dżentelmeńska.
OdpowiedzUsuńA ja mówię o rycerskości mężczyzn względem kobiet. (Cytując za Małym Słownikiem Języka Polskiego, str. 820, „rycerski” to „pełen uprzejmości, galanterii (zwłaszcza w stosunku do kobiet)”. I w Polsce, w stosunku do kobiet, utarło się tam kiedyś, że „rycerski” mężczyzna np. otwiera przed damą drzwi.
Mówimy dokładnie o tym samym, ja naprawdę dokladnie znam etymologię i znaczenie slowa "rycerski", i własnie rycerskość mężczyzn wobec kobiet w Polsce uznaję za gigantyczną ściemę, a żeby się przekonać, jak wielką wystarczy powiedzieć, że nie trzeba, dziękujesz za przepuszczenie w drzwiach, calowanie dłoni albo odsuwanie krzesełka. Ach, jak ta rycerskość pryska, jak banieczka mydlana po prostu.
UsuńOraz zgadzam się z Amarantą, byle zul spod budki z piwem gnie się u nas w ukłonach, i owszem, wolę to niż normalne zachowanie zulika, ale tylko mnie to utwierdza w powyższym przekonaniu - drzwi ci taki przytrzyma i już się czuje Zawiszą Czarnym, i nie stoi to w żadnej sprzeczności, że do nieznajomych kobiet mowi "kotku", "nie zaprzątaj sobie tym ślicznej główki", soli uwagi na temat bab za kierownicą i czuje się panem stworzenia, a durna baba czego jeszcze chce i co się czepia, toz jej krzeslo przysunął, dżentelmenem jest!!!
Jako wredna i zła feministka wolę, by nie był rycerski (nie żul, że uściślę, po żulach to ja się niczego nie spodziewam, zwykły facet), ale by mnie traktowal jak czlowieka. A nie jak damę.
Teraz jestem pewna, że faktycznie nie mówimy o tym samym. Ty nadal o ściemie i chamstwie, wręcz o szowiniźmie, które mają zasłonić rzekomo uprzejmy, wyuczony odruch bez pokrycia.
UsuńA ja nie mówię o podmiotowym traktowaniu kobiety, tylko o zjawisku podobnym do tego wspomnianego przez Amarantę – o szczerej galanterii. Mówię o mężczyznach, którzy nie mówią do żadnej kobiety „kotku”, nie prawią komplementów tylko dlatego, że są pijani i nie czują się panami stworzenia.
To, że takie zachowanie jest rzadkie, nie oznacza, że nie istnieje. ;-) I nie mam nic przeciwko temu, aby taki facet traktował mnie jak damę.
Ja myślę, że tę polską rycerskosc trzeba traktować z przymrużeniem oka; to rodzaj gry, konwencji. U nas byle menel spod budki z piwem kłania się w pas i przepuszcza przodem. Wolę, jak taki zagra przede mną dżentelmena (choć ja wiem, że to żulik) niżby się miał zachować w sposób sobie naturalny.
OdpowiedzUsuńOczywiście. Albo można mieć podejście sentymentalne... Że w tej pierwotnej formie ono rzadko już istnieje...
OdpowiedzUsuńJa tę pierwotną rycerskosc rozumiem jako gotowość do poświęceń dla kobiety i w tej formie myślę że to przetrwało w małżeństwach. Od obcych facetów nie oczekuję poświęceń, ale uprzejmości, a nawet galanterii- jak najbardziej! :)
OdpowiedzUsuń