Pyton tygrysi, zwożony
wiele lat do Stanów z Azji jako „zwięrzątko domowe”, wypuszczany z czasem wbrew
panującym zakazom na wolność w zielsko za płotem, czystki czyni na
subtropikalnych mokradłach w południowej Florydzie: zjada coraz większe
zwierzęta i to zwierzęta chronione. Aligatory, bekaśnice, dławigady
amerykańskie giną od jego uścisku, a na przestępcę nie ma bata. Na pytonie
tygrysim bowiem kończy się tamtejszy łańcuch pokarmowy.
Rzucono wszem i wobec
wyzwanie i rozpoczyna się jutro kilkutygodniowa wężowa „łapanka”. A na
zwycięzcę, na tego, kto najwięcej węży schwyta, czeka 1500 dolarów nagrody i zgłosiło
się już ponad 550 chętnych z całych Stanów.
Doszliśmy po domowej
naradzie, że... też jedziemy! Tysiąc pięćset dolarów – cena jednego biletu
lotniczego z Florydy do Polski - nie chadza piechotą po rodzinnym budżecie,
szczególnie przykro nadszarpniętym ostatnio przez moje „ekscesy” w ogrodniczym.
Plan jest prosty. Kozaka
wystawimy na przynętę (chociaż zapewne Koza brzmi ponętniej), córka cabas gatunek
inwazyjny za ogon, ja za paszczękę...
- Ej, a ty? – zwracam
się do Męża, bo dociera do mnie, że oddelegował rodzinę do roboty, a siebie
pominął. – Co ty będziesz robił?
- Ja biorę na barki zadanie najważniejsze - sprawdzę najkrótszy dojazd do parku...
Aż świerzbi poskarżyć
się teściowej jaką to żmiję na własnej piersi wyhodowała!
Ps. Ale zamiast donosić, przywitam AsięG, bo widzę, że dołączyła niedawno
do grona czytelniczego. Witamy na Florydzie!
kapitalna sprawa :D
OdpowiedzUsuńprosimy o zdjęcia z wężami po akcji :)