Ale nie każdy wie, że aby pojawił się uśmiech na twarzy Mojej Kozy, należy
poprosić ją o zilustrowanie tego, co wbija jej się w łepetynę.
- Tylko nie podglądaj!
Dziecię jak chirurg - nie lubi, gdy patrzy mu się na ręce.
Nie podglądam. Lecz i nie staram się rozglądać po kozinej stajni Augiasza wokół
biurka. Łapię się w myślach za głowę: czy raczkujące podlotki muszą zaczynać
dorastanie od rzucania wszystkiego na podłogę? Czy ja w wieku Kozy również gustowałam
w chlewikach? Te kopczyki pogniecionych kartek okalające gęsto przybiurkowy pojemnik
na śmieci to jeszcze zrozumiem. Wszelako sama mam marnego cela. Ale co robią w
tych papierowych nasypach np. dwie różne skarpetki? Jasna, sprana, wygląda na
czystą... natomiast ta brązowa...
- Gotowe!
Zeszyt przesuwa się w moją stronę. Co tu mamy...
Otóż, Czytelniku, mamy cztery kury dziobiące opadające na ziemię ziarnka. Dzióbki
i nóżki – nie powiem - całkiem zgrabne. (Żeby Koza tak chętnie ogarniała swoje
bałagany jak brała się za gryzmolenie zwierzątek...)
- Rybcia, narysowałaś kury, a miał być zawód zakończony na „rz”.
- Oj, mamuś! – żachnie się Córa. Na dokładkę przejdzie na angielski, aby
dać pełen wyraz swego ubolewania nad moją ograniczoną umiejętnością skojarzeń –
Use your imagination!
- Do mnie możesz rzec co najwyżej „mamo, rusz wyobraźnią”...
- To ruszaj! – Koza chciała grzecznie, wyszło ironicznie i dlatego Dziecko
miarkuje się szybko. Zawstydzone pyta milej – Pomyśl, Madame Marmolado, kto
sypie kurom jedzenie?
Niech jej będzie... „Pani gospodyni” lub „pan gospodarz”, czyli jest i fach
i „rz”.
Koza, ukontentowana z kawału, klepie mnie po plecach.
- Widzisz – dodaje – już myślałaś, że nie uważałam... A ja uważałam i nawet
narysowałam ci oprócz gospodarza jego farmę
kurską.
Piękne!
OdpowiedzUsuń:D dobre! zdolniacha =)
OdpowiedzUsuńA! u nas jeszcze był ULARZ i SZCZOTKARKA (pszczelarz i pani, co uczyła myć zęby w przedszkolu...)
OdpowiedzUsuńA to pocieszne!
OdpowiedzUsuńSylabo! jakbym z Toba przy tym biurku siedziala...tak plastycznie opisane, i te chlewiki to mi sie takie znajome wydaja, u nas w kazdym prawie pomieszczeniu, mimo, ze moje potomstwo juz raczkujace, a jeszcze nie podlotki :-)
OdpowiedzUsuńA dziękuję Ci, Faustyno! I za komplement i za pocieszenie. U mnie również często chlewikowo... Tylko ja w przypływach energii je zwalczam. A Koza – nie ;-)
OdpowiedzUsuńFarma kurska? A nie kurierska? ;-)
OdpowiedzUsuńCzyli nad chlewikiem mojej córki mam przejść do porządku dziennego, bo niby to NORMALNE? O, co to to nie!
Tzn. ugnę się i nie będę kazała jej ogarniać chlewika, jeśli pozwoli powiesić na swych drzwiach kartkę z informacją, że tym chlewikiem ona zarządza SAMA! ;-)
Że "SAMA" zarządza "chlewikiem"? Czy to nie jest niebezpieczne? Aż skóra cierpnie mi na myśl o Kozie samej zarządzającej swym rewirem... ;-)
UsuńAbsolutnie sama. Zgodziłabym się na to pod warunkiem, że naprawdę sama (tzn. ja nic nie muszę ;-)
Usuń