Bez rzeczowej motywacji prawie dziewięćdziesiąt procent tych
obietnic po kilku tygodniach jest już tylko wspomnieniem, a mimo to co roku
tradycji musi stać się zadość. Kto żyw (no, dobrze, nie wszyscy jak leci, a mniej więcej jedna trzecia współobywatelstwa) wmawia sobie, że od pierwszego
stycznia zmienią się przyzwyczajenia żywieniowe, że papieros stanie się
mniej ponętny, rodzina znośniejsza, kanapa mniej wygodna,
książka wciągająca...
Ale może nie ma co się śmiać? Ten rytuał mógłby mi być wyjątkowo
na rękę. Przyrzeknę uroczyście sobie coś i ja, a jeśli sprawa się rypnie, to
mogę wytłumaczyć nie byle czym, a wieloletnią amerykańską tradycją, zapoczątkowaną
przez samego Juliusza Cezara!
Tylko z drugiej strony – po co? Z Lachów się wywodzę i nie gęś
jestem. Swoje obyczaje mam i gwiżdżę na zachodnią modę. Dzisiaj poplanuję sobie
po „staropolsku”, mianowicie, jak mawia mój ojciec, stary Polak: jaki ostatni
dzień mijającego roku, taki cały przyszły rok. A wczoraj przecie, Kochani, sadziłam
hortensje...
Ps. Całkiem poważne gratulacje dla tych, którym się
udało. Rok dziś mija odkąd nie palą i w dodatku w maratonach biegają. Nie wiem,
jakieście to uczynili, więc z podziwu dedykuję Wam jeno to skromne zielsko.
Ale ale! Moja mama, nie taka znowu stara Polka mówi, że jaki PIERWSZY dzień Nowego Roku, taki cały rok!
OdpowiedzUsuńI ja tak wolę, tak wybieram! Takich dni jak dziś życzę sobie, Tobie i w ogóle urbi et orbi! :)
Ha! Wiedziałam, że podniesie się protest. Ale w moim domu przekręcało się celowo co się dało, a ojciec szczególnie wiódł w tym prym. Stąd trzymam się jego wersji, chociaż pierwszy dzień roku również był niczego sobie... Dziękuję za życzenia. Życzę Ci wszystkiego, co dobre serce uknuje. I sił na spełnianie marzeń.
OdpowiedzUsuń