poniedziałek, 3 grudnia 2012

Włoska kuchnia w moim domu


Pamiętacie, jak postawiono kreskę na moje ostatnie pomidory w donicach i chciano się ich pozbyć? (Więcej TUTAJA one, wytargane przez huragan Sandy, wylizały się z ran i chociaż miejscami przybrały wygląd iście jesienny (zesychające listki, zbrązowiałe łodygi), nadal owocują. Skromniej niż na początku tropikalnego lata, ale pną się wzwyż. Ciągle walczą o swój kawałek nieba.




A propos pomidorów, taka historyjka mi się przypomniała:

Syn protestuje widząc, co będzie na obiad.
- Nie sce lasagni, mama!
- Naprawdę? Sam pomagałeś mi robić i teraz nie chcesz?
(Proszę nie doczytywać się za wiele w słowie „pomagałeś”. Kozak po prostu stał na krześle obok i wyskubywał z miski masę serową.)
- Nie sce.
- Mogę ci zrobić kanapkę.
- Nie lubię kanapki.
- Niczego innego nie mam... Chyba, że zostały jeszcze mrożone pierogi. Mogą być?
- Nie, dziękuję.
Kucam przy Dziecku. Czuję, że należy wrócić do punktu wyjścia. Niech mi Kozak wyjaśni, dlaczego nagle dzisiejsze danie mu nie odpowiada.
- Synku, lasagne są pyszne. Jest w nich wszystko, co lubisz: makaron, ser i sos pomidorowy. Dlaczego nie chcesz ich jeść?
- Bo ja sce coś baldzo, baldzo innego, mama!
Masz ci babo placek! Czegoś „baldzo innego” się Dziecku zachciało.
- Czyli co takiego?
- Spaghetti!

8 komentarzy:

  1. Moje dzieci doskonale rozumieją Kozaka! Jakiś czas temu zostawiliśmy dzieci z Dziadkami na weekend. Żeby ułatwić dziadkom życie zrobiliśmy wielki rondel sosu bolońskiego(że bankowo zjedzą, bez kaprysów), babcia miała tylko ugotować makaron. Praktyczna babcia uznała, że maluchom łatwiej będzie jeść świderki i była bardzo zdziwiona,że wnuki się nadąsały- przecież obiecano im spaghetti!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rodowici Włosi rosną z tych dzieci! (I z mojego Kozaka i Twoich maluchów). Dla Polaka może bez różnicy jaki makaron do czego poda... Ale dla Włocha... Mamma mia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale zauważ, jak nam to upraszcza sprawę- można nagotować raz na tydzień gar sosu, codziennie dodawać inne kluchy i codziennie mieć na obiad coś"baldzo,baldzo innego"!

    OdpowiedzUsuń
  4. Sylabo - zapraszam Cię do zabawy na moim blogu :) jeśli masz czas i ochotę.
    A co do tematu makaronu, to Polacy chyba się powoli też wyrabiają i już nie wszystko co "kluska" to "kluska". Pakistańczycy zostają przy swoim i nie lubią makaronu al dente na przykład, trzeba im sypać ziry i chili, i dodawać mięso do sosu, żeby to w ogóle dało się zjeść. Albo robią podsmażony a potem rozgotowany makaron na mleku jako deser. Nietety więc numer z garem sosu u nas nie przejdzie na dłużej :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Amaranto... że też to proste, wypróbowane rozwiązanie mi do głowy dotąd nie wpadło, to ja nie wiem...Tym bardziej że wywodzę się rodziny o wieloletnich tradycjach kucharstwa „na przełaj”. Chyba będę musiała się poprawić ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. O! Asia! Dziękuję za zaproszenie. Wskoczę wkrótce na Twego bloga i zerknę na Twoją propozycję.
    A co do rozgotowanego makaranonu w mleku... Nie wiem, czym Pakistańczycy go przyprawiają, ale mnie za dziecięctwa serwowano go czasem na śniadanie przyprawionego cukrem. Tej zupy mlecznej „z kożuchami” nie zapomnę jak żyję...

    OdpowiedzUsuń
  7. Będzie mi bardzo miło :)
    A makaron przyprawiają cukrem :/ jeszcze dodają przy smażeniu kardamon. Ale to wiele nie zmienia (wg mnie). Tak samo mi się kojarzy jak Tobie.
    A jeszcze posypują takim cienkim ugotowanym makaronem lody.

    OdpowiedzUsuń
  8. No, teraz to „pojechałaś po bandzie”. Lody z makaronem? Dla mnie zestaw jak z kosmosu. Jak je jesz? Usuwasz makaron, czy próbowałaś jeść razem z lodami?

    OdpowiedzUsuń