- Dobra, „laska”, ale to potem
mi opowiesz, a teraz skup się. To ostatnie zdanie. Mam dużo do zrobienia i chciałabym zakończyć tę
lekcję.
- Ja też! Już od pierwszego
słowa.
OCH! OCH!!!
To takie buty?
Żyły sobie wypruwam, a
ta bez kozery mi powie, że się nie podoba? Dziękuję za taką współpracę i mówię
to na głos.
- Czyli mogę sobie już
iść? – Koza błędnie interpretuje moją wypowiedź i wstaje od biurka.
- Nie...
- Nie?
- Nie...
- To co jeszcze
mam zrobić?
- Dobrze, chcesz, to idź, ale nie uważasz, że powinnaś mi coś przedtem powiedzieć?
Dogłębnie zraniona,
typową babską „metodą obrażalską” domagam się, głupia, żeby ktoś domyślił się
mych zbolałych uczuć i wylewnie przeprosił.
- A! O to chodzi... –
Córka ujmuje mnie za rękę. Trzącha nią w górę i w dół. - Ja też ci dziękuję za korporację...
hahah, padam ze smiechu juz drugi wieczor zaczytujac sie w Twoich historyjkach, dziekuje I gratuluje pociech, masz z nimi ubaw ;)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję wielce, że czytanie sprawia Ci taką radość.
UsuńWiesz, z dzieciakami to jest tak, że mam uszy szeroko otwarte na to, co palnie Koza, czym rzuci Kozak. Czyli - jak to dzieci... dasz im się wypowiedzieć i jest wesoło. A ja lubię te radostki zapisywać. Pozdrawiam gorąco!
Wybuchnęłam śmiechem. Córka przybiegła.
OdpowiedzUsuń- Co, co? - pyta.
Wiedziałam, że nie zrozumie (ma dopiero 9,5 roku), ale czytam...
I znów się śmieję.
A ona - Nie zrozumiałam.
No to tłumacze, że korepetycje... (Zna to słowo.)
- A co to jest korporacja?
No to tłumaczę korporację.
- Aha - mówi - Nie zrozumiałam.
;-)
A przy lekcjach miga się czasem podobnie do Kozy ;-)