Mieliśmy zabawić się w łowców pytonów – odwidziało nam się i pojechaliśmy
na truskawki.
Mieliśmy znów odwiedzić ocean, ale Kozak w garażu wypatrzył namiot, uznał (zgodnie
ze swą naturą) za zdobyczny i wskazał, gdzie ustawić na tarasie. Urządził sobie
w środku legowisko i zagnieździł się bez reszty pod brezntem: wieczorami nasamprzód
trzeba doń posłów słać, żeby go stamtąd wyciągnąć, a potem siłą za fraki wlec do
domu.
- Pojedźmy na kemping do jakiegoś parku stanowego – zaproponował wczoraj
Mąż. - Zobaczysz, jak się dzieciom spodoba!
Już ja dobrze wiem, kogo przede wszystkim ma na myśli – Kozaka i samego siebie.
Pytanie, czy ja też życzę sobie zostać pogryzioną przez komary?
(Wczoraj jakiś się przyplątał – i jemu się chyba pory roku pomieszały przez tę
„złotą, polską jesień” zamiast zimy.) Mąż mnie strofuje za przesadę. Owszem, przyznaję, „jeden komar lata nie czyni”, ale nadal staję okoniem, bo nie mam ochoty o
czwartej nad ranem pchać się z Dzieciakiem w krzaki, gdyż się Kozakowi akurat
sikać zachciało.
- Nie musimy spać pod namiotem – mityguje się Mąż i podchodzi z laptopem –
zobacz, są jeszcze domki do wynajęcia.
Czy ja wiem...
- O! Coś dla ciebie! W pobliżu kempingu jest fort!
Zaglądam w monitor. Faktycznie jest wzmianka o forcie z okresu wojen
seminolskich. No, może warto zobaczyć...
- Oj... Przepraszam... Fort już nie istnieje... Ale pobliskim muzeum jest makieta!
Makietą to może się wypchać!
- Poczekaj! – Luby ożywia się widząc, że szanse namówienia mnie na wyjazd gwałtownie
maleją. – Przez teren parku płynie jedna z najpiękniejszych rzek półwyspu. Nie
ma w niej żadnych zanieczyszczeń – ma prawie 99 procent widoczności!
- Chcesz nurkować??? Woda na pewno jest zimna!
- Czy powiedziałem coś o nurkowaniu? Można wynająć kajaki, kanu [dla
przypomnienia, kanu to rodzaj długiej, wąskiej łódki] albo rower wodny.
Nie odpowiadam, więc Luby marzy dalej.
- Pooglądalibyśmy sobie dno rzeki ze stateczku o szklanym dnie...
Łypnął łobuzersko w stronę skaczącego Kozaka.
-...ewentualnie z kanu, kiedy się wywróci...
Ps. Trzeba nam było jechać na te pytony. Kończą się łowy, a ze 150,000 "padalców" udało
się schwytać zaledwie 50 sztuk...
Dlaczego nie chcesz pod ten namiot? Jedź i każ Kozie pisać dziennik z podróży po polsku :)
OdpowiedzUsuńJa lada moment zasiędę do synowskiego dziennika ferii- toż będzie lektura! :)
To samo pytanie sobie zadałam po napisaniu tego posta, tym bardziej że ja lubię zaszywać się w lesie. Ale póki co i tak by nic z kempingu nie wyszło, bo kiedy zadzwoniliśmy, dowiedzieliśmy się, że wszystko wynajęte w terminie, który nas interesuje. Szkoda.
OdpowiedzUsuńhej - nejfajniejsze wakacje z dziecinstwa i czasow liceum wspominam wlasnie wyjazdy pod namiot. pamietam jak probowalam z bratem spac w hamaku przed namiotem - akurat bylo przed burza i komary ciely nawet przez spiwor, ale duma nie pozwalala nam wracac do cieplego namiotu.pamietam ogniska, grochowke gotowana przez mame nad nim , itd wspomnienia mimo komarow super pozytywne :-). ale weze? - troche wieksze od komarow, co?
OdpowiedzUsuńWiększe z całą pewnością. Pytonów w naszej okolicy nie ma, ale są inne węże. Trzeba dobrze „zamykać” namiot na noc. Nasz namiot jest jednak w opłakanym stanie. (Dlatego syn może robić w nim, co chce i nie oponowaliśmy, kiedy postanowił w nim zrobić sobie przydomowy plac zabaw.)
UsuńJedz! A mezowi, za kazdym razem jak dzieci beda chcialy siku, przypominaj, ze zgodzilas sie, zeby go uszczesliwic, wiec teraz on sie troche dziecmi zajac moze ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno pojedziemy, tylko widzę, że nie ma co się oglądać a robić rezerwacje na zaś ;-)
UsuńSto lat Kozakowi! mimo, iz spoznione pewnie :-)
OdpowiedzUsuńKozakowi bez różnicy, kiedy mu się czegokolwiek gratuluje. Wdzięcznie przyjmuje Twe życzenia!
Usuń