niedziela, 10 lutego 2013

Tkliwie o losowaniach książkowych

Nie zapomniałam! Dziś 10-go lutego – ogłoszenie nabywcy książeczki Laury Numeroff If You Give a Pig a Party.

Z kilkunastu losów rączka Kozaka wyciągnęła karteczkę z imieniem „Ania Mama T.”

Gratuluję mamie Tadeuszka! Ale nie rozbiegajcie się jeszcze, Kochani, bo mam przed sobą prawdziwy frykas do wydania! Czy słyszeliście może o pani Elliott?

Rebecca Elliot mieszka na Wyspach Brytyjskich, jest wyjątkowo zajętą mamą trójki dzieci, a w wolnym czasie ilustruje LUB pisze i ilustruje książki.

Popatrzcie sami na te imponujące malunki z książeczki jej autorstwa Cub’s First Winter (twarda okładka, 26 x 26 cm). Nie ma polskiego wydania tej książki, więc dla potrzeb własnych przetłumaczyłabym tytuł jako Pierwszą zimę liska







a tu detale:







Ta książka jest piękna, bo jest kunsztowna a prosta i dla oka i dla ucha. Namalowano w niej świat z taką samą liryczną cierpliwością i z takim ciepłem, z jakim lisia mama odpowiada na pytania synka.








Wszystkie zapytania zaczynają się od rudymentarnego, dziecięcego „dlaczego” i na każde pada zwięzła, klarowna odpowiedź (czasem, razem z opisem zmieniającej się pogody, przyjemnie trącająca poezją), a dialog gaśnie dopiero wówczas, gdy lisie kity grzeją się wzajemnie w końcowym, rudym uścisku z okładki.

Zakochałam się w tej książce, bo wycisza i mnie i Kozaka.
Tego popołudnia, kiedy pierwszy raz przykleiliśmy się do siebie na kanapie zaglądając w Cub’s First Winter, kiedy Syn wysłuchał tłumaczonego tekstu na żywo, drgnął, odwrócił w moją stronę głowę i zapytał:
- Mama, cy ja mogę tam wejść?

Gdybyście mieli ochotę na ten kąsek, poproszę do końca lutego króciutko, króciusieńko opisać w odpowiedzi pod tym postem jedno z osobistych wzruszeń. Nie musi wypływać ono z bliskości wypływającej z kontaktu z dzieckiem, możecie wspomnieć o ważnym spotkaniu z kimkolwiek. Napiszcie tak dla rozgrzewki przy okazji czwartkowych Walentynek, albo po prostu na przetrwanie zimy, przywołując wiosnę...

(I – tak jak poprzednio – powierzę los zwycięzcy w ręce Kozaka, który
wyciągnie z woreczka szczęśliwy los.)

Ps. Aniu Mamo T., podaj mi swój adres domowy (mój adres emailowy znajdziesz w pasku po prawej stronie.) 

25 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ciesze się. A książeczkę powyższą „by chciała”? ;-)

      Usuń
    2. chciałaby, chciała:-)

      Usuń
  2. Spisałam sobie już tytuł i autora, gdyż muszę mieć tę książeczkę.
    Cudowna i w moim ukochanym stylu :)
    Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co! Od dawna parło mnie, aby się nią w przenośni i dosłownie podzielić, bo chwyta mnie coś w klatce „pirsiowej”, gdy to czytam. Płynę po prostu...

      Usuń
  3. ale numer :-D - ja jeszcze w zyciu nigdy przenigdy nic a nic nie wygralam :-D Dziekujemy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kozak wylosował Cię z bardzo uroczystą miną, że dorzucę.

      Tak w ogóle dla mnie to podwójna radość zrobić przyjemność komuś, kto nigdy w życiu niczego nie wygrał, bo ja wygrałam i znam to uczucie. (Był to singiel jednego z moich ulubieńców muzycznych, Terence’a Trent D’Arby’ego, zatytułowany If You Let Me Stay; kiedy prowadzący „Listę przebojów Programu Trzeciego”, Marek Niedźwiecki, wyczytał moje imię na antenie, myślałam, że śnię... ;-)

      Usuń
  4. Och, i ja uwielbiam takie nie-minimalistyczne książeczki... Trochę mnie tylko razi font, ale to takie moje skrzywienie ;)
    Oczywiście pragnę takiej książki w moim domu, pozwól jednak, że wymogi spełnię, jak siądę do laptopa, bo z telefonem nawet myśli trudno zebrać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amaranto, wiedziałam, że Ci się spodoba! Popatrz, jak to zostało namalowane. (Nie wiem, na ile znasz angielski, ale i bez znajomości języka, ktoś, kto ma pojęcie o malarstwie rozszyfruje kolejne etapy powstawania tych ilustracji.)

      http://childrensdoodler.blogspot.com/2011/02/step-by-step.html

      Gdybym mogła, to tę książkę wysłałabym każdemu. Leży w mnie na honorowym miejscu przy kanapie i ciągle ją wertuję, nawet, gdy nie ma przy mnie Głównego Słuchacza.

      Usuń
    2. U mnie też będą wkrótce podobnie piękne (dziwnie to brzmi, ale dokładnie to mam na myśli) książki dla dzieci-niestety tylko do patrzenia :(
      Obie anglojęzyczne... Hm. Chyba mi anglosasi bardziej ilustratorsko dogadzają :)

      Usuń
    3. Mam podobnie, chociaż mój sentyment do Jana Marcina Szancera nie gaśnie...

      Usuń
    4. O Madre! O Szancerze też szykuję! :)
      Niczym Cię, jak widzę, nie zaskoczę :)

      Usuń
    5. Zaskoczysz, zaskoczysz. :-) Dlatego lubię Cię czytać...

      Usuń
  5. Jakie śliczne obrazki... dawno mnie tutaj nie było, muszę nadrobić zaległości.
    Zapraszam Kochana do mnie po wyróżnienie =)
    http://iloveiwish.blogspot.dk/2013/02/z-cyklu-hot-monday-depp-scones-i.html

    Pozdrawiam z zimnej Danii,
    Żanet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyróżnienie? „Siem” wyróżniłam, powiadasz? Zaraz patrzę w Twego bloga...

      Usuń
  6. Pamiętam, pamiętam o warunkach :)
    Wzruszające spotkanie?
    Zawsze mnie wzruszają szeroko pojęte spotkania z Historią.
    Np. jak w Sylwestra ładnych parę lat temu(a było to w Toruniu :)) otworzyłyśmy z przyjaciółką listy, które napisalysmy do siebie pięć lat wcześniej i które przeleżały pod opieką naszych mam czekając na swój czas. Było to nie tylko wzruszające ale i zabawne!!! (Rech rech rech)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo wspomnienie listów „papierowych” mnie już przyjemnie rusza... Dziękuję! :-)

      Usuń
  7. no to jeszcze raz! osobiste wzruszenie?? mogłabym opisać każdy dzień spędzony z moją córeczką. zwłaszcza wieczory, gdy mówi: "przytul mnie, tylko delikatnie, porozmawiamy sobie cichutko, żeby księżyc nie usłyszał". albo dziś, gdy mąż zapytał co wzięłaby na bezludną wyspę: "słodycze czy mamę" - bez wahania odpowiedziała: "mamę, zrobiłaby mi naleśniki i kupiła czekoladę":-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłe ciarki „mnię” przeszły przy tych księżycowych pogaduszkach do poduchi ;-)

      Usuń
  8. hej,dopiero dziś udało się zakupić twoją książkę!:-) zabieram się za czytanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cieszę się, że ją dostałaś! Miłej lektury!

      Usuń
  9. Przepiękna ta książka, bardzo przyciągająca.
    Jedno z osobistych wzruszeń? Szukam w pamięci i szukam i mam.Pierwszy krok mojej pierwszej córeczki.
    W pewien sierpniowy dzień, podniosła swoją pulchną nóżkę i zrobiła swój pierwszy krok. Taki malusieńki, samodzielny, aż trudno go nazwać krokiem i mogłam go zobaczyć. Teraz mam troje dzieci, ale widok, właśnie tej, małej stopki odrywającej się od ziemii będzie zawsze w moich myślach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczyłam tę stópkę w wyobraźni... Świat zamiera... A potem to już i on i nóżka - tylko do przodu!
      Dziękuję bardzo za wspomnienie.(Na Twojego bloga zerknę, goniąć za pomysłami do zabawy. Odgórnie i za nie dziękuję.)

      Usuń