Kozak chciał się bawić
w szpital. (Nie mylić z przychodnią lub prywatnym gabinetem lekarskim!)
Kazał mi, pacjentce, położyć
się na kozetce (naszej nowej kanapie).
Ległam posłusznie.
Syn przyniósł ołówek i
notes spiralny z Hello Kitty na okładce (spady po daaaawnych
zainteresowaniach starszej siostry).
Usiadł przy mnie na
krześle.
Otworzył notes i popatrzył
wyczekująco.
- A więc... boli
mnie... brzuch – zaczęłam nieśmiało.
Kozak ani drgnął.
- Tak mniej więcej w
tym miejscu – wskazałam okolicę pępka.
Syn coś zanotował,
odłożył notes, ołówek, osłuchał pogryzioną słomką, długopisem „zaświecił” do
gardła i znów coś zapisał.
Starałam się nie
wiercić, kiedy sprawdził mi puls przy piętach i kiedy na minutę wyszedł z "izby
przyjęć".
Wróciwszy, centymetrem
zmierzył mi twarz od podbródka do nasady włosów.
- Przepraszam
najmocniej... – spróbowałam się odezwać, ale zaraz mnie uciszył.
- Proszę teraz nic nie
mówić.
Odczekałam aż zapisze
kolejną rzecz w notesie.
- Czy teraz mogę coś
powiedzieć?
- Teraz tak.
- Mnie nie boli ani
gardło, ani głowa... Boli mnie brzuch.
- Tak... Proszę –
Kozak wręczył mi jakiś świstek.
- Co to jest?
- Skierowanie na
rentgen oczu.
Kiego? Z byka spadł???
- Przepraszam, czy pan
w ogóle jest lekarzem?
- Nie! Nie jestem
lekarzem – uniósł się urażony Kozak. – Jestem szpitalnikiem!
Aaaa! No to jesteśmy w domu!
dostrzegasz radosne chwile... nauczyłaś się tego czy samo przyszło?
OdpowiedzUsuńubawiła mnie ta opowiastka...
dobry początek nowego dnia.
Iwono, odkąd pamiętam widziałam komiczne sytuacje nawet tam, gdzie na pierwszy rzut oka nie było do śmiechu. Zastanawiam się nawet, czy nie był mój sposób na przetrwanie...
UsuńTo wcale nie jest zabawne. U nas na izbie przyjęć czeka się całymi dniami. Ponieważ mamy kolegę szpitalnika, wszyscy znajomi zawsze z problemami udają się do jego szpitala. I dzięki tej znajomości czekają najwyżej cztery godziny!
OdpowiedzUsuńTaki szpitalnik musi mieć nerwy ze stali!
A jakie nerwy musi mieć pacjent! A tak "wogle", to 4h na izbie przyjęć przywróciło mnie na chwilę do polskiej rzeczywistości. Czego ci Amerykanie chcąod swojego prywatnego systemu zdrowotnego?
UsuńTu się czeka (na izbie przyjęć) do dwóch godzin... ale wtedy uważa się to za jawny skandal.
4h- po znajomości, podkreślę! :):):)
UsuńCóż za historia! :) Już myślałam, że dojdzie do jakiejś operacji :)) uwielbiam takie dialogi codzienne, a jednak wyjątkowe. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńokiem-ani.blogspot.co.uk
Aniu, do operacji nie doszło... doszło jednak do tego rentgenta... Szpitalnik sam go za chwilę wykonał.
UsuńNo proszę jak ładnie ;) No to ciekawe co Ci dolega ;)
OdpowiedzUsuńŻebym to ja wiedziała. Notatki szpitalnika kompletne nieczytelne, ale powiedział na koniec, że nie umrę, tylko mam brać "te tabletki" co on!
UsuńSuper Kozak! a słownictwo specjalistyczne do bólu :-) przy skierowaniu na rentgen po prostu padłam. A od szpitalników można się choroby szpitalnej nabawić, to jasne ;-)
OdpowiedzUsuńI chyba się nabawiłam... ;-) Coś tak słabiej się dzisiaj czuję... ;-)
Usuńhaha! rentgen oczu to naprawde ciekawe !!
OdpowiedzUsuńI musiałam przez to przejść... Nie popuścił!
UsuńByle zawsze się tylko na zabawie w szpitalnika kończyło :-)
OdpowiedzUsuńA że notatki szpitalnika nieczytelne, nie ma co się dziwić - toć przecież tylko aptekarze potrafią je odczytać.
Oj, prawda... :-)
OdpowiedzUsuń