A gdyby tak odwrotnie?
A gdyby tak trochę
pośmiać się ze mnie?
Ze mnie uczącej
dziecko języka polskiego?
Do tej pory „Koza to”,
„Koza tamto”.
A moja polszczyzna?
Niestety, pozostawia
wiele do życzenia.
Interpunkcji
analizować nie będę, bo ziewniecie.
Literówki – normalka.
Lecz raz mało
brakowało, żebym, przykładowo, zamiast „egzystencjalnie” napisała
„egzystencjonalnie”, a „wiekopomne” - „wielkopomne”.
Zeszło trochę, zanim
ponownie dotarło, że „na co dzień” to nie dwa wyrazy a trzy.
A w Lekcji
Trzydziestej Ósmej to naprawdę się już popisałam. Przez kilka dni „protokół”
kłuł w oczy „u” otwartym.
I jak w obliczu takich
wpadek mam skrytykować Kozę, kiedy pisze „krul”, „krulewicz” i „krulewna”?
Lecz wszystko ma swoje granice i jak zwykła hipokrytka
nie wytrzymałam. Powiedziałam, co myślę o tym nonszalanckim zapisie, przemilczając najważniejsze: że ta pisownia to porażka. Dziecko nic nie zapamiętało z regułek z zeszłego roku szkolnego.
Koza, jak to Koza. Odparła niedbale:
„Chilax, matka.”
Mam sobie wrzucić na
luzik.
I nie mam być taka sztywna w regułach, bo one są po to,
by je łamać – uzupełniła po angielsku.
Łatwo jej mówić.
Z drugiej strony chyba
ma ciągle prawo do świata, gdzie istnieją kryteria i normy bez których da się żyć
i musi być jej o wiele łatwiej poruszać się w realiach jeszcze nie do końca
rozdzielonych przepisami.
Ciekawe, że z jej
perspektywy nadal wiele „się da”.
Da się odkręcić, podmienić, wyjaśnić,
przywrócić, otworzyć.
Każda pętla na szyi
jak każde „ó”, bez wyjątków, da się wymienić na „u”.
Chilax, Sylaba... ;)
OdpowiedzUsuńJa u siebie sprawdzam posty kilka razy przed publikacją a dopiero jak już wylądują w sieci widzę kwiatki, jakie w nich nasadziłam... Nie zawsze mogę poprawić od razu, a jak nie zrobię tego natychmiast, to... jak ze wszystkim...
A polska języka jest trudna. Grunt to żeby mówiła po naszemu, a pisanie- edytor poprawi ;)
No i właśnie się "czilaksuję". Poprawna pisownia przecież to nie wszystko...
Usuńja to juz mistrzynia bykow jestem , i niedbalstwa jezykowego - ja tak sobie mysle , ze albo nie bede w ogole pisac , albo bede z bledami i kropka :-D jak przyjmiesz postawe pomiedzy perfekcja i mna , powinno byc wszystko ok :-) - Koza ma racje - daj troche na luz - juz i tak bardzo duzo z Koza robisz - nie zniecheccie sie zbyt duzymi wymaganiami - ja tez mam sukces - ostatnio Mlody zgodzil sie pobawic ze mna w "dom u babci i dziadka" i powiedzial po POLSKU - dzien dobry mamusiu :-))) pozdrowienia serdeczne
OdpowiedzUsuńTakie niewinne "dzień dobry, mamusiu", a serce mamusi roście... Cieszę się!
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńa został usunięty, bo opublikowałam go przez "omyłkę" dwukrotnie...
UsuńTo ja już się nawet nie odzywam bo byków narobię...:-)
OdpowiedzUsuńA wiesz, co ciekawe, ja cudzych nie widzę (na ich blogach np.). Tylko własne.
UsuńUczenie dziecka drugiego jezyka to kawal ciezkiej roboty. Jeszcze nie zaczelam, a juz sie trzese ze strachu co to bedzie! Zwlaszcza, ze slowenski jest tak bardzo podobny do polskiego, ze moje bledy juz dawno przestaly byc tylko ortograficzne. Mam problemy ze skladnia! Ale trzeba sie bedzie jakos zabrac za siebie i isc do przodu.
OdpowiedzUsuńA ty mozesz byc z siebie dumna!
No właśnie. Czeka Cię trochę inna perspektywa - uczenie języka podobnego do polskiego. Nie wiem sama, czy to lepiej czy gorzej...
UsuńSkładnia? O, witaj "w klubie". Przypadki mi się czasem już mylą... Albo nie mogę sobie przypomnieć liczby mnogiej rzadko używanych wyrazów.
Ale co tam.
Trzymam za Was kciuki... Myślę, że jeśli będziesz miała możliwość zapuszczać się ze "słoweńskiej krainy" do Polski, to będziesz miała o wiele lepsze sukcesy ode mnie.
Haha, moja mama wysyła mi mejlem listę z błędami, które robię w notkach, a przecież nie wychowywała córki dwujęzycznej ;) Kiedy byliśmy z D. w Polsce, on miał zresztą dużo satysfakcji, słuchając jak ona mnie ciągle mechanicznie poprawia (nie opanowałam niestety przez całe życie "oba, oboje, obydwa, obydwoje", używam na chybił trafił, nie wiem, taka skaza) i tak to autorytet nauczyciela upadł na bruk ;) Tak więc też chyba zastosuję się do trafnej rady Kozy i zaczynam "czilaksować".
OdpowiedzUsuńA metafora z pętlą "ó" na "u" jest... chapeaux bas !
Coś Ty! Tobie mama też robiła "edycję tekstów"? Myślałam, że to tylko moja miała takie zacięcie.
UsuńSprawdziłam w gÓglu ;-), co to za dwa słówka francuskie tak ładnie mi tu wpisałaś. Bardzo pochlebne, wychodzi na to. Merci beacoup :-)
Oj, już nic nie mów/pisz! Ostatnio była u mnie koleżanka z Polski i co rusz to poprawiała moją polszczyznę. Nie wytrzymałam i choć przyjechała do nas na trzy tygodnie, to po tygodniu wywaliłam ją z domu! (powodów było kilka :-) ). Nie przeczę, że mieszkając od lat z dala od Polski mój język polski zszedł na psy, ale bez przesady ...
OdpowiedzUsuńTeraz ja poprawiam polszczyznę moich dzieci, a one mój chiński :-)
Jakiś czas temu uczyłam Jaśka jak rzeczowniki odmieniają się przez przypadki - to dla niego czarna magia. A dzisiaj przerabialiśmy odmianę czasowników :-) .
No widzisz... ta językowa symbioza się przydaje. Nie ukrywam, że kiedy zapomnę lub nie znam angielskiego słówka w pierwszym odruchu biegnę do Kozy...
OdpowiedzUsuń