Przypuszczenie, że
wczorajsze spotkanie Obamy z liderami Kongresu zaowocuje ustępstwem któregoś z
polityków jest tak iluzoryczne, jak moja poranna radość, że mogę oto o 8:30
jechać sobie samochodem bez uruchomienia wychłodzonego nawiewu.
To jeszcze nie ta faza
lata, niestety. Cztery zakręty i klima poszła w ruch.
Ale do rzeczy...
Kiedy wróciłam tego
roku z wojaży, czekał na mnie „list miłosny” w trzech kopiach, każda z adresem
zwrotnym spółdzielni mieszkaniowej. Na tym datowanym najbliżej mojego powrotu
stało nawet wielkimi literami FINAL NOTICE. „Czepiali się” nie o „te trochę przerośniętej
trawy”, ale o wszystko! Że pod rozcapierzonym „bananowcem” znikła jedna trzecia
fasady domu. (W tym jedno okno.) Że Duranta
erecta wdrapała się na dach. Że gałęzie dębu za nisko wiszą nad chodnikiem,
przez co przechodniom w oko...
Oczywiście, że
przesadzam, ale nie przesadnie ;-)
Okno może być zakamuflowane,
byle nie tak ciasno, lecz definitywnie miałam nakazać krzakom zejście ze ścian.
No to naszarpałam się,
naciachałam... Zatrzymałam dopiero po wypełnieniu zielskiem iluś worów i dopiero wtenczas przeszłam do
domu paść bez czucia (bo mdleć na chodniku w ten upał to można się jeszcze poparzyć).
Wracając do szarpania
się z krzaczorami, najładniejsze ścinki - żółtopstre listki szeflery -nawtykałam
w wazony.
Te bukiety potrafią tak stać z 10 dni, nawet dwa tygodnie.
A potem pod sekator
pójda kolejne gałęzie. I gdy te zwiędną, pójdę po jeszcze... i najprawdopodobniej
po jeszcze... bo lato w październiku zwykle się nie kończy i dopóki trwa, dopóty
krzewy będą prowadzić rozlazły tryb życia. Dopiero nadejście jesieni w
listopadzie ukróci ten proceder.
Zaczynam rozumieć, dlaczego Florydianie nie pchają się gromadnie do obsadzania domostw czym popadnie. Zanim się obejrzę, rośliny przerastają moje najbujniejsze oczekiwania.
Nie wiem, co planuje rząd
Stanów Zjednoczonych pracujący od wtorku na 75% gwizdka, ale ja następnym razem
dwa razy się zastanowię na co wydać pieniądze.
Dru... Trze... ten
tego... Czwarty raz już taka głupia nie będę, kiedy znów będę sadzić nowe „fiatki”
zimą. Dobrze obmyślę, co się nie opłaca!
***
Tym listowiem na fotce przede wszystkim witam cztery miłe panie, które dołączyły w to lato do czytelników bloga :-)
Ale czepiacze, a Ty przeciez tylko tajemniczy ogrod chcialas stworzyc!
OdpowiedzUsuńTeż przecież! Zero romantyzmu w tej administracji osiedlowej...
UsuńKochana, nawet jeśli zdecydujesz dokupić jeszcze tone fiatkòw, bedzie to lepsza decyzja od jakiekolwiek ostatnio podjetej w tym kraju - mówie to ja dotknieta przez zamkniecia podwójnie!
OdpowiedzUsuńTobie to się trafilo... czekam na pełną relację z podróży ;-)
Usuń