- Mama, kup mi świnkę.
Po angielsku to powiedziano, do mnie.
W odpowiedzi milczałam znacząco moją
najlepszą polszczyzną, bo w „godzinach lekcyjnych” nie chcę słyszeć angielskiego.
Koza się poprawia:
- Kup mi pigletka.
- Prosiaczka.
- Kup mi prosiaczka...
Próbowano już przepchnąć dudka
i żółwia. Doszłyśmy, widać, do ssaków.
- Ale wymyślasz! Po co ci prosiaczek?
- Zobacz jakie są
śliczne! - Zaparkował mi przed nosem laptop (podstępnie otwarty
na stronie pełnej różowych ryjków i ciemnych raciczek). - To... myniczeur prosiaczki...
- Miniaturki.
- I zobacz, co tu jest napisane:
przywiezione do USA z Twojej u-ko-cha-nej Europy!
Zadźwięczał dzwonek u drzwi wejściowych.
- Tak, malutkie są śliczne... Tylko
jaką masz gwarancję, że taka miniaturka nie rozrośnie się w zwykłą świnię
hodowlaną?
Ponowny dzwonek do drzwi. Tym razem
niecierpliwy. I jeszcze jeden. Wstałam od biurka.
- Wpisz w wyszukiwarkę „maciora”, wybierz images,
to pogadamy - rzekłam na odchodne.
Odkluczyłam drzwi wejściowe.
- Cześć, to ja! - uśmiechnął się z
wycieraczki Kozak.
- Co ty tu robisz?
- Tata zabrał mnie na spacer.
Luby Mąż wyłonił się na chodniku,
targając kozaczy rower. Kozak zadzwonił dzwonkiem jeszcze kilka razy, uznał, że
wystarczy, zbiegł ze schodków i pognał dzwonić do drzwi sąsiadów.
Wróciłam do Kozy zgarbionej nad
komputerem i za Kozą kompletnie zbiło mnie z tropu.
Na ekranie napakowany
koksem gościu w pretensjonalnej pozie smoli cygarosa wielkości kabanosa. Zwierz -
nie zwierz, próżno deliberować - w każdym razie samiec. Klasy „truteń” mym skromnym zdaniem.
(Zdjęcie stąd)
- Co ty za strony przeglądasz? - pytam
Córkę.
Koza dalej gałuje w komputer. Żuje dolną
wargę.
Szukam wąskiego paska przeglądarki - co tam wpisało moje dziecko, że
zamiast maciory byczek się pojawił?
I za chwilę namierzam odpowiedź: „Macho Ra”.
Kwik kwiiiik :):):):)
OdpowiedzUsuńA jednak to nie była przenośnia z tym dudkiem? No to zapraszam na Zaogonie na stosowne łowy.
Pigletów tu nie mamy, ale jaki macho to by się znalazł; fryzjer Adrian na przykład, o!
Nie, nie :-) Dudek był całkiem na poważnie! Kiedy czytałam w Twoim nie-za-dalekim wpisie o dudkach od razu pomyślałam sobie, że Koza by czuła się u Ciebie jak w raju :-)
UsuńFryzjer Adrian brzmi ciekawie ;-) Zawód ma, czyli nie truteń ;-)
Adrian własnoręcznie myje klientkom włosy! To jest coś, powiadam Ci!!:)
UsuńNie gadaj... ale jazda!
UsuńPopłakałam się ze śmiechu...piszę przez łzy!
OdpowiedzUsuńAle się prosiaczek rozrósł!!!
Dwujęzyczność jest cudna!!
I co?? kupujesz??
Prawda? Kreatywność językowa dwujęzycznych ciągle mnie zaskakuje. Kozę też ;-)
UsuńCo do zakupów, to chyba się wstrzymam. Luby Mąż nie byłby "za" ;-)
I splunęłam na pana lunchem moim, bo jadłam w spokoju a tu takie rzeczy wygaduje twoja Koza, no i parsknęłam śmiechem panu na klatę! BOMBA!
OdpowiedzUsuń:-) Pan wybaczył, mam nadzieję...
UsuńPokazałam Kasi, uśmiała się i uśmiała...i powiedziała "O Jezu drogi..." a potem wyguglowala maciorę...Nie polecam! Wolę pana Macho Ra...
UsuńU nas po wpisaniu "Macho Ra" i wybraniu "images" ten pan pojawia się w pierwszej kolejności... Hm... Ciekawe, że u Was straszy coś większego...
UsuńMimo, że sama się ostatnio wymądrzałam skąd mieszanie [ci] i [cz] u Kozy,
OdpowiedzUsuńMimo, że myślałam, że po dzisiejszym "iósz" u gimnazjalistki niewiele mnie zdziwi,
to jednak......
...
jak mówi e-matka "oplułam monitor"
]:->
Mówisz :-) A co to jest "iósz"? Bo z niczym nie mogę skojarzyć...
OdpowiedzUsuń"już" :P
OdpowiedzUsuńdokładnie :)
UsuńLaski, wygłupiacie się...
Usuńnie :) serio ;)
OdpowiedzUsuńRety Macio RA!
OdpowiedzUsuńWczoraj jak to zobaczylam, zaczelam sie zachowywac tak dziwnie, ze Leopold patrzyl na mnie z niepokojem. To niewatpliwie z tego powodu moj wczorajszy komentarz sie nie ukazal, musialam dzialac w jakims amoku!
Dopiero dzisiaj zrozumialam moje zachowanie, jak weszlam jeszcze raz na Twoj post i zobaczylam twarz Leo ogladajacego Macio - najpierw konsternacja, a pozniej jeden wielki rzacy kwik I II II !!!!!
Wiedzialam, ze dzieci nas nasladuja, ale zeby az tak!?!?!
ps. dawno sie tak nie usmialam - dzieki!!!
:-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńhahaha:)
OdpowiedzUsuńKurcze! Obudziłam dziecko! Tak ryknęłam śmiechem, że obudziłam Anię! (siedzę przy niej z komputerem i czekam aż zaśnie)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem może ostrzegaj, że zanim zacznie się czytać należy przenieść się w odizolowane miejsce ;-)
O, przepraszam... pardon! To odgórnie ostrzegam, że co drugi wpis przynajmniej może być do śmiechu! ;-)
OdpowiedzUsuńSpadłam z krzesła! Nie mogę się głośno śmiać, bo córka właśnie zasypia...
OdpowiedzUsuń:-D
Znam to uczucie (spadania z krzesła) ;-) Oj, załatwiła mnie wtedy córa na 102!
Usuń