Celowo na pierwszy plan palmy nie dawałam. Ani na
zdjęciach, ani w zawiłościach słowotoku.
Bo nie mogłam się
zdecydować.
Jak osiołek Fredry,
gdy mu w żłoby dano „w jeden owies, w drugi siano”, zastanawiałam się, co
ugryźć wpierwej: rozpracować któreś z ponad dwóch tysięcy gatunków palm czy też może od razu górnolotnie porównać
własną osobę do drzewa rzucającego na dzieci cień swej przeszłości, kultury,
języka, a przez to raz chwalebnych, raz nieudolnych prób wypośrodkowania między
byciem Polką a Amerykanką?
Miałam bujne plany
opowiedzieć o tym, że za Jackiem Kaczmarskim życzyłam sobie kiedyś wychować
dzieci na Kosmopolaków – na Polaków, którzy dobrze czują się w świecie nie
rezygnując z polskości. (Przy czym Kaczmarski miał na myśli i tych rodaków, co
nigdy żadnej części ciała poza ojczyznę nie wytknęli jak i nadwiślańskich obieżyświatów,
a ja wyobrażałam sobie wyprowadzić na światowców czujących się Polakami nie do
końca polskiego rodu dzieci i w dodatku zrodzone poza Polską.)
Utopijność mojego myślenia przysypał ostatecznie piaskiem
huragan Sandy, kiedy siedziałam na wietrznej florydzkiej plaży zastanawiając
się nad sensem przekazywania zamerykanizowanemu potomstwu słowiańskiej
tożsamości.
„Kosmopolskie” wychowanie
Kozy i Kozaka nie uda się chociażby ze względów formalnych, lecz nie
przeszkadza mi to gdzieś głęboko między wątrobą a wcięciem mostka czuć się
Polką. Nadal „brzoza i
wierzba są mi bliższe niż palma i cytrus, a Mickiewicz i Chopin drożsi, niż
Szekspir i Beethoven. Drożsi dla powodów, których znowu żadną racją nie
potrafię uzasadnić”.
W przeciwieństwie do
cytowanego powyżej Tuwima umiałabym chyba wytłumaczyć przywiązanie do języka czy kraju w
którym wyrosłam, ale chciałam dziś ugryźć temat od innej strony.
Palma, nawet gdy rosła, strzelista, w gronie kilku
podobnych sobie lub wpięta w „pakiet” innych roślin, co na nią zerknę zachowuje
narzucony jej przez naturę odstęp od reszty. Nie dano jej porządnie się zbratać
i przytulić. Niby w grupie raźniej, a coś każe stronić od towarzystwa w którym
się znajdzie. Żadne „kępą, mości panowie” nie wchodzi tu w grę.
Obawiam się, że nawet,
gdy bardzo się staram, wyglądam jak ta palma powyżej - jakbym nie pasowała do
całości.
Do tego nierozgałęziona kłodzina nie ma
czym innych pni „uchwycić”. I nie widać na zdjęciu, ale pod ziemią sytuacja ma
się podobnie. Nie ma w co się zagłębiać, bo palmy mają płytki system korzeniowy.
Szkopuł w tym, że to w palmie-odludku tkwi imperatyw przeżycia
największych huraganów. Jak żadne inne
to drzewo posiada zdolność porzucenia wszystkich swych gałęzi, żeby w czasie
sztormu wygiąć się prawie do ziemi i nie złamać.
Oto korona palmie z
głowy spada, po wietrzysku zdarzy się, że drzewo leży jak kłoda, a ma siłę ponownie
zacumować się w piasku i z czasem unieść nad sobą fontanny nowych liści.
Chciałabym umieć od nowa zapuszczać korzenie.
Alez pieknie napisalas o sobie kochana Sylabo :-) Doslownie pochlonelam Twojego posta. Dzielna z Ciebie kobietka :-) Pozdrawiam cieplutko :-D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, Agato! Pozdrawiam i Ciebie i Twój dom!
UsuńPięknie napisane, samo się czyta.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Palmo, prosto!
Dziękuję! Podle wytycznych - zamierzam trzymać pion ;-)
UsuńPiękny i głęboki wpis, Sylabko. A jak ma się do tego stare polskie przysłowie "starych drzew się nie przesadza"? Ja czasem się czuję tak, jakby wiek prawie 30 lat, kiedy się z własnego wyboru "przesadziłam" z ziemi polskiej na brytyjską, to już starość w sensie tego przysłowia. Albo przynajmniej na pograniczu, bo tak jakby jedna noga mi wrosła w nową ziemię, a druga wciąż pragnie nieurodzajnej gleby kielecczyzny. Ściskam mżawkowo :-)
OdpowiedzUsuńAneto, jest tak jak mówisz - jedna noga w Polsce, druga w Stanach. Nie można już ani wybierać, ani naiwnie demonizować jednego kraju, a chwalić drugiego (czy odwrotnie). To "rozdwojenie jaźni" to stały stan umysłu i dlatego powyższe zapuszczanie korzeni odnosi się w dużej mierze do przeprowadzania do końca raz podjętych decyzji (nie tylko do fizycznego pozostania w jakimś miejscu) i do bycia odważnym, kiedy trzeba się pozbierać i zmienić kurs. Pozdrawiam z coraz bardziej rozpalonej słońcem Florydy!
UsuńTak jak ty mnie, ja tobie też nie wiem co napisać...u nas i elastycznych drzew brak i halne słabe. Jak się porozglądam wokół za metaforą to chyba jedynie do owcy pasącej się za halach mogłabym się porównać, ze spuszczoną głową, za głupia na samodzielną inicjatywę stoi w deszczu, na wietrze, uparta, nie polezie pod dach bo na łatwiznę nie pójdzie, bo duma nie pozwala...stoi i beczy głupia! A serio....trudno mędrkować bo chyba nie ma sposobu na takie rozdwojenie jaźni. Można mieć tylko nadzieję, że elastyczność palmy pomoże nam w innych "przestrzeniach życiowych" i że staniemy się trochę bardziej pogięte ale może nie połamane. Twój post był fajną inspiracją do długiej rozmowy z moją słowacką przyjaciółką dzisiaj. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńMówisz... to bardzo mi miło, że miłą pogadankę sobie strzeliłyście. Nawiązując do owcy, to ostatnio sprytną taką poznałam - w książce Daniela Nappa pt. "Pan Brumm wybiera się na wycieczkę" ;-) Także są owce, o których mam wysokogórskie mniemanie ;-)
UsuńSylabo, palma faktycznie odstaje i inna od wszystkich, z wyjatkiem innych palm. Na szczescie troche ich jest na swiecie i to jest pocieszajace:-)
OdpowiedzUsuńA co do slabych korzeni, wiotkosci, wlasnie w czasch huraganow i kryzysow, zmian mozna docenic te przypadlosc! A to wazne.
I jeszcze jedno, moze najwazniejsze. Palma (a nie dab, heban czy orzech)jest symbolem zmartwychwstania, zwyciestwa zycia nad smiercia: Niech Palma o tym nie zapomina! Nigdy!
No widzisz! A w wielu krajach palma to "drzewo życia", ale ja aż tak wysoko nie mierzę :-)
UsuńA ja to widzę tak: jesteśmy przesadzeni i już. Zapuszczamy korzenie, tyle ile trzeba do przetrwania. A żyć powinniśmy jak ta palma - prosto, podnosić się, zrzucać ciężkie balasty, które przeszkadzają w przetrwaniu i wypuszczać nowe liście - BŁOGOSŁAWIĆ ŻYCIE! Radośnie zielenią liści. Dawać cień dzieciom. Popatrz - palma sobie radzi tym, jak "organizuje" się na górze, korzenie są bo są, bo muszą ją trochę trzymać.
OdpowiedzUsuńTak Ci życzę, by Ci opadały korony, które muszą a wyrastały nowe czupryny!
A żeś inna: w tym cały cud, piękno, błogosławieństwo, dobro, bogactwo, skarb, dobro. To dasz dzieciom i umocnisz w sobie.
A huragan trudów przetrwasz! I wszyscy będę podziwiać Cię jakaś piękna!
I tego optymizmu sobie życzę. I piękności - zawsze i w dużych ilościach. Ale nie za cenę "korony". Tu by się chciało, żeby co musi przyszło łatwo. Taka człowiecza natura: łudzić się jak najłużej ;-)
UsuńSylabo, dodam jeszcze-
OdpowiedzUsuńWiesz, że cenię Twój talent już od czasów przed-kozakowo-blogowych, ale po tym poście poczułam, że niestraszne mi czytanie z monitora, choćby telefonu!
Poproszę o szczegółowe instrukcje jak dobrać się do "potrawki..."Nie musi być nawet specjalnie łopatologicznie, i tak udostępnieniem mi powieści zajmie się Jarecki :)
Pozdrawiam!
Ojeja... Chcesz się zabrać za moją książkę? Tak mi miło, że... zdębiałam! OK, to ja wejdę zaraz na stronę wydawnictwa Nowy Świat i skopiuję link do księgarni/książki i prześlę Ci go emailem.
UsuńWiem, że trzeba się na początek zarejestrować na stronie księgarni (10 sekund?), potem wybrać rodzaj tekstu - czy ma być dostępny przez komputer (zielona chmurka - epub) czy do ściągnięcia na czytnik (granatowa chmurka - mobi).
Wiem też, że jeśli się czyta przez kompa, to unikać otwierania strony z książką przez przeglądarkę Explorera, bo w Explorerze program się zacina. Lepiej mieć Firefox.
To chyba tyle... patrz, ile mimo "zdębienia" udało mi się z siebie wyprodukować... ;-)
Jeśli faktycznie będziesz czytać, to życzę Ci wesoło-wzruszającej lektury.