- Zostaaaw! – krzyczy Córka.
- To jest moje! – wyje Syn.
- To nie jest twoje! Dostałam to na urodziny!
- Ja dostałAm!
Nie wtrącam się od razu do kozo-kozaczej polityki
wewnętrznej. Jestem bardzo zajęta - oglądam telewizyjny kocioł powyborczy. Plus
trzeba dać szansę pokojowo rozstrzygnąć narastający konflikt.
- Jak mi nie oddasz, to powiem mamie!
- Nie zabielaj mi!
- Nie zabielaj mi!
Cóż... O ugodowym rozwiązaniu raczej nie ma mowy. Zanosi
się wręcz na pogorszenie... Wypisz wymaluj zaostrzony wyborami obecny
polityczny klincz! Jednak jeszcze nie interweniuję, czekam na „Mama, powiedz mu
coś”.
- Mamaaa! Powiedz mu coooś!
Wyłączam rozgorączkowane pudło. Szukam stopami papci przy
kanapie. Podnoszę się niechętnie, aby zarządzić rozejm. Wlokę się w kierunku
sprzeczki i coraz wyraźniej słyszę, że Koza jest wściekła jak osa. Zaczyna się jąkać.
- Oddawaj… bo… bo ci... bo ci dam... ryja!
Nie całowanie ma teraz na myśli, lecz zupełnie nie wiem,
co w takim razie za moment nastąpi, ponieważ Córka Brata nie bije. Tyle rozumu
ma. Ale czy amerykańscy politycy wkrótce nie pójdą na noże? Nikt gwarancji na ponadpartyjny kompromis mi nie da. I to mnie dziś martwi. I chociaż nie zamierzam przerwać domowego
impasu klapsem, myślę, że dorosłym republikańskim i demokratycznym „nieustępliwcom”
należało by po jednym strugnąć.
Namierzam potomstwo i zatrzymuję się za plecami Kozy. Nie
wygląda, żeby którekolwiek z Dzieci miało ochotę wyciągnąć rękę na zgodę. Na pewno nie to starsze i rzekomo mądrzejsze. Zacisnąwszy
pięści, Córka wysuwa brodę do przodu i dosłownie beczy:
- To mojeee!!! Oddawaj mi w końcu, bo bryja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz