Ale zanim wątek mi ucieknie... podchodzę do Brzozy
nadrzecznej (Betula nigra jej po
łacinie) i przyglądam się poskręcanej korze.
Pień mnie zachwyca i o tym wie i pozuje „bez krępacji”. Strzelam
sobie fotkę za fotką, aż dostaję z aparatu migający sygnał, że bateria jest na
wyczerpaniu.
I mam już odchodzić, a tu macha na mnie blaszką ostatni
żółty liść... No, to „pstryk”!
I mam już naprawdę odchodzić, a tu kiwa na mnie brodą... brzozowa koza!
Taki to chyba los matki, że wszędzie wypatrzy swe dziatki.
A jeśli nie, obiektyw jej w tym pomoże. ;-)
Brzozowa Koza jest genialna:)
OdpowiedzUsuńPrawda? :) I ta nie bodzie...
OdpowiedzUsuń...mi sie z kogutem lisc skojarzyl:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam... ciocia Ela...
Liść z kogutem? No proszę. Robi się ładny zwierzyniec :-)
Usuń