Wyszumiał się w trawie ciężkimi kroplami i w kilka minut wypełzła spod
trawnika na taras chmara dżdżownic ratujących się przed potopem.
Kozak je łapie i czule
przytula do policzków. Przymyka w zachwycie powieki.
- Ja kocham
dzownice...
Koza przynosi
wiaderko. Przesypuje do niego trochę suchej ziemi do kwiatów.
- Włóż je tutaj –
pertraktuje z Bratem. – One nie lubią, kiedy je zgniatasz. To je boli.
Kozak patrzy na nas,
Rodziców.
- Let them go. (Wypuść je.) – prosi Tata, który najwyraźniej trochę z
polskiej konwersacji wyłapał. Przytakuję Mężowi:
- Tak jest, synku...
Lepiej włóż je do wiaderka. Kiedy ziemia przeschnie, zaniesiecie je z powrotem
na trawę.
- No, właśnie! Nie rób
im krzywdy, bo one są pożyteczne – Koza używa nowopoznanego słowa z literką
„zet z kropką”, pomagając Kozakowi przełożyć z rąk do wiaderka śliski ładunek.
(Traf chciał, na naszej ostatniej lekcji języka polskiego rozmawiałyśmy właśnie
o dżdżownicach.) - A wiesz, co to znaczy „pożyteczny”? – ciągnie Córa
mentorskim tonem - Jak coś albo ktoś jest „pożyteczny”, to znaczy że umie ci
spulchnić gębę.
Głęboka to myśl... W zeszłym roku dentysta spuchnił mi gębę i w sumie było to pożyteczne... :)
OdpowiedzUsuńA to się chwali panu dentyscie!
OdpowiedzUsuńCiiii.... nie śmiać się! Wszyscy śpią! ;-)
OdpowiedzUsuńMy tak tylko po cichutku ;-)
UsuńNo i dowiedziałam się, że nie jestem poŻyteczna.
OdpowiedzUsuńZiemi w ustach nie zdzierŻę ;-P