środa, 21 listopada 2012

Zabawy przedświąteczne

Kozak ze Swoim Tatą demolują garaż.
Przynajmniej takie można odnieść wrażenie, bo walą młoty, tną piły i świszczą wiertarki. Uporawszy się z sałatką z ananasa, orzechów i żurawiny i korzystając z tego, że Męska Część Rodziny naprawia rozchybotaną szafkę Kozy, postanawiam upiec ciasto. (Dla przypomnienia - jutro wypada w tym roku Święto Dziękczynienia, czyli Największa Amerykańska Wyżerka.)
Bezszelestnie odmierzam produkty, mieszam mąkę z sodą, rozpuszczam tłuszcz i wyciągam mikser z szafki, gdy zza łokcia wyłania się łepek Syna.
- O! Piecemy! Pomogę ci!
„Piece-MY?” „My” to raczej nie.
- Nie dzisiaj, synu...
- Ale ja jestem dobly do pomagania.
- Wiem, wiem... Tylko bardzo mi się śpieszy, kochanie.
- Ale tseba się dzielić!
- A! On jest z tobą? – W kuchni pojawia się Mąż. - To świetnie.
Uśmiecham się krzywo. Zależy mi, aby móc dziś popiec bez zapalonych pomagierów... 
- Mama mówi, ze nie mam pomagać – skarży się po angielsku Syn na widok Ojca. - A ja umiem!
- Pewnie, że umie! – rzecze chytrze Mąż i dowcipkuje:
– Mogę ci go z czystym sumieniem zarekomendować jako summienego pracownika. Chcesz zobaczyć, jak mi „pomógł” w garażu? Czy wolisz, aby dosłać ci potem pisemne referencje?
Wybieram pisemne referencje i wciskam w ręczny mikser końcówki do mieszania. Błagalnie patrzę na Męża, żeby ten jednak zabrał mi spod nóg Naszą Pociechę. Ta akurat sięga po mój mikser.
- Mama, ja nie chce jus pomagać tacie! Ja chce się telas bawić twoją wieltalką!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz