sobota, 3 listopada 2012

Gorąco i troskliwie


I po tropikalnej burzy Sandy. 
Odeszła, zniknęło zimno, które do nas nawiała. Podniosły się rekordowo niskie, chwilowe październikowe temperatury (siedem stopni nad ranem, kilkanaście w dzień). Znów można chodzić na boso, w sandałach.

Przycinaliśmy krzewy. Ładowałam ścięte gałęzie w worki, Koza pomagała.
Nie dało się mimo wszystko długo wystać na słońcu. Zaczęłam baręczęć pod nosem.
- Od tego słońca mi się chyba zaraz mózg zagotuje...
- Przyniosę kapelusz, okay?
- Dzięki, lecz teraz to już nie ma sensu. To ostatni worek.
- Nie, idź do domu. Ja to pozbieram. 
Od kiedy Koza taka troskliwa? Dzień Matki jest w maju.
- E... wytrzymam tyle.
Daj mi ten worek. Proszę... Marmolado?
Córka poważnie chce mnie odsunąć od roboty.
- Ależ daj mi skończyć...
- Ale ja nie chcę, żeby ci się mózg gotował!
- Przecież to tylko przenośnia... metafora...
- Metafora? Co ty, mama! Większość twojego mózgu to woda! Aż trzy z cztery części. Lepiej idź do domu, bo ci się zrobi w głowie jedna wielka paciaja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz