Miał być jeden, góra
dwa wpisy na tydzień. I co? I zrobił się dzienniczek. Obiecuję poprawę, ale
jeszcze nie dzisiaj, bo dzień – w mej skromnej opinii – byłby częściowo
zmarnowany, gdybym nie zapisała ostatnich Ważnych Przemyśleń Syna.
Oto zakładam mu spodenki
i słucham wykładu o rodzajach męskim i żeńskim w czasownikach przeszłych trybu
oznajmujacego o aspekcie dokonanym.
- Ja mówię „puścił-ŁEM
bącka”, a moja siostla mówi „puści-ŁAM bącka”.
Ach! Syn zaczyna
odróżniać rodzaj męski od żeńskiego. Wreszcie! O słodka chwilo! Myślałam już,
że to nigdy nie nastąpi! Dzięki Wam, o Niebiosa... Dzięki! (Dialogi po polsku,
które Kozak słyszy, przeprowadzam ja z Kozą – od żeńskich końcówek aż kipi!
Męskich nie uwidzisz. Mąż Amerykaniec.)
Idąc za ciosem,
ochoczo podejmuję temat.
- Właśnie! Tak się
mówi w języku polskim. Chłopcy i panowie mówią inaczej niż dziewczynki i panie.
Czyli tatuś też powiedziałby „puści-ŁEM bączka”, prawda?
- Nie. Tatuś nie pusca
bącka.
Nie? Mogłabym zaświadczyć
wszem i wobec, że – owszem - tatuś też czasem puszcza bączki. Ale Syn ma taką
minę, że mogę przysięgać na wszystkie świętości, a i tak mi nie uwierzy. Po
chwili zastanowienia obwieszcza po angielsku:
- Daddy farts!*
*Tatuś pierdzi!
Adaś nie puszcza bączków, Adaś " ma burzę w pupie" :-)
OdpowiedzUsuńSam to malec wymyślił, czy pomogłaś?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa tego nie wymyśliłam, więc albo wymyślił sam, albo pomogła mu babcia. "Burza" dzieli się na "cichą" i "głośną" (pewnie chodzi o pioruny i grzmoty).
UsuńHahaha... Znamy te nawałnice...
OdpowiedzUsuń