Nic, że ostatni
miesiąc roku raczy nas pogodą, o jakiej tylko w grudniu nawet na Florydzie
można śnić, zapisując się nam we wspomnieniach owocami papryki na tarasie,
chodzeniem w t-shirtach, oknami „rozdzianymi” na oścież, kolacją na zewnątrz... Mój świat szarzeje na myśl, że więdnie dwujęzyczność Córki. (Jest dokładnie co przewidziałam - coraz trudniej przychodzi jej mówienie po
polsku.) Kwitnie jedynie kozine słowotwórstwo,
którym Dziecko non-stop wzbogaca swój udziwniony, rzekomo polski leksykon.
Żeby nie było, że nie
mam podstaw do psioczenia, oto kilka słówek, które moja pamięć zarejestrowała z
konwersacji z Kozą w ciągu minionego weekendu:
rzodkiewki to turnipki
strażak to pożarnik
wróble to wróbki
kuropatwa to kuroplak
pisk to pyszk
puszcza (las) to puszyca
na obozie to
na łobuzie...
I przykłady można
mnożyć, tym bardziej że zwierzyniec to
osoba, która morduje zwierzęta, a pająk krzyżak to pająk pobożny
(mieszkający w kościele).
Ach! I, naturalnie, biegunka to ścieżka zdrowia...
(Nikomu jej jednak nie
życzę. Ale nienormalnie ładnej pogody – jak najbardziej.)
U nas często używane słowa to:
OdpowiedzUsuńZyzanza (straż pożarna)
Łembold (wielbłąd)
Robot drogowy (buduje drogi)
Łompa (małpa)
Bibibelek (koliber)
Łuwan (bałwan)
Pepelia (bakteria)
Układ dychowy (układ oddechowy)
Łembold i Łompa - splakalam sie ze smiechu... Wysciskac slowotworce prosze!
OdpowiedzUsuń