Opowiedziałam dziś Synowi pierwszy raz tę bajkę, rzeczywiście
wiele ryzykując, bo nie występują w niej żadne urządzenia elektroniczne, nic
się w niej nie obraca i nic się nie włącza i wyłącza.
O dziwo, Malec słuchał uważnie. Do samiutkiego końca.
- To była ładna bajka – skonstatował.
- Prawda?
- Oj, ten niedobly wilk! Połknął babcię i dziewcynkę.
Chcę dodać, że „tak to w życiu bywa”, ale jeszcze Kozak
weźmie te słowa dosłownie. Lepiej zaakcentować pozytywną stronę rzeczy. Niech
Syn wyniesie z tej opowiastki coś budującego: że nigdy nie wiadomo, co się może
wydarzyć, kiedy jest się w dołku, że zdarzają się zakończenia, których nikt się
nie spodziewał, że nie powinno się z góry zakładać, że sytuacja jest bez
wyjścia. Słowem, nigdy tak naprawdę nie wiemy, jak się potoczą nawet najgorsze sprawy...
- Ale widzisz – przypominam Kozakowi – potem pojawił się
pan gajowy...
- Tak. I psysed pan gajowy i połknął wilka i uciek.
Adasiowi opowiadałam tę bajkę jakiś czas temu i niestety "zraził się" do wilków. Dzisiaj oświadczył, że boi się tylko dwóch zwierząt: wilków i rekinów (na drzwiach przedszkolnej toalety jest namalowany rekin, więc Adik chodzi do drugiej)
OdpowiedzUsuńO! A czym podpadły mu rekiny? :)
OdpowiedzUsuń