(I prośba do tłumaczy jej książek: błagam, nie zamieńcie ich w beznadziejną papkę, gdzie liczy się tylko fabuła.)
Ale do rzeczy... W ramach ćwiczeń gramatycznych Koza
wypełniała ostatnio tabelkę z rzeczownikami w liczbie pojednynczej i mnogiej i
sprawdzając zadanie ucieszyłam się, że Córka pokonała swą awersję do
czworonożnych drapieżników (więcej TUTAJ) i bezbłędnie rozpisała „lew – lwy” i
„tygrys” – „tygrysy”.
Lecz sobą by nie była, gdyby nie omieszkała też pojechać
po bandzie w innych częściach tabeli: dwie „żarówki”, ale w liczbie
pojedynczej wpisała żarówa,
dwie „kucharki”, ale jedna kucharz... „Bagaż” w kozinej
liczbie mnogiej został przechrzczony na bagażnik,
a co się porobiło z „planetami”, to wstyd mówić! W liczbie pojedynczej
podzieliły los „kucharek” (stały się rodzaju męskiego) i dodatkowo wykazały się
niskim ilorazem inteligencji. Dość rzec, że jedna planeta według rozpiski Kozy
to palant.
- Rybcia, aleś powypisywała! Nie zastanawiałaś się
zbytnio nad tym, co robisz, dobrze mówię? –zagadnęłam przeczytawszy odpowiedzi.
- Nie za bardzo – szczerzy się Córka.
- A dlaczego?
- Bo się śmiałam.
- Co w tym zadaniu było takiego śmiesznego?
- Nic. Po prostu przypomniało mi się jak nie lubiłam w
pierwszej klasie zadań domowych...
- No, ba... kto je lubił...
- Ale ja, kiedy miałam pisać jakieś ćwiczenia, kładłam
zeszyt na stół i zamykałam oczy. Z całej siły! I myślałam, że jak je otworzę,
to od tego zaciskania zeszyt zniknie.
Ryczę ze śmiechu. Koza mi wtóruje.
- Szybko dotarło, że tą metodą nigdzie nie zajedziesz, co?
- Tak! Jak zauważyłam, że to nie działa, to wyobrażałam sobie, że znika cały
stół razem z zeszytem!
Ta Twoja Koza poczucie humoru ma po mamusi! Moja Talkusia kiedyś wydawało się, że na poważnie spierała się ze mną, że mówi się i pisze "rencami", a ja jej uwierzyłam i pociłam się przez kilka minut, by jej sprawę wytłumaczyć. Jak wydało się, że to tylko żart, to chciałam się gniewać, ale histeryczny śmiech skutecznie mi przeszkadzał.
OdpowiedzUsuńPod włos brać własną matkę ;-) Dowcipnisia...
Usuń:DDD
OdpowiedzUsuńSpróbuję tej metody w pracy!
Myślę, że nastąpi taki wzrost wydajności, że podwyżkę masz murowaną!
UsuńNo u mnie też nic nie działa...powieki tylko bolą!
OdpowiedzUsuńPatrz... to całkiem jak u mojej Kozy!
UsuńJa też próbuję tej metody - wyobrażam sobie, że znikają naczynia w zlewie...
OdpowiedzUsuńEj! Kompletnie zapomniałam, żeby spróbować tej metody przy sprzątaniu... ;-)
UsuńWspanialy pomysl! Gdyby tylko to dzialalo :p Ja jak bylam mala to w ten sposob probowalam sie przenisc w inne miejsce.. takze bez skutku :p
OdpowiedzUsuńCo do cwiczen gramatycznych - brawo dla Kozy za kreatywnosc :p Pozdrawiam cieplutko
Dzięki! Pozdrawiam również :-)
UsuńKiedy s pisałam Ci o ćwiczeniu gramatyki jakby poza zadaniami na kartce - rodzic wie co chce ćwiczyć i trochę to wciela w życie, w trakcie normalnych rozmów. Przypominam Ci o tym...żeby Koza wszystkiego nie zaczarowała...
OdpowiedzUsuń