- Czekaj synek – wyskakuję z radiowozu na niby - zobaczę, kto
to...
Na wyświetlaczu krótki SMS od Lubego Męża: white smoke („biały dym”).
Co?
O Boże!
- Mama... chodź!
- O Jezzzz... - jęczę i łapię się za głowę. - Poczekaj chwilę!
Biegnę w kierunku drzwi tarasowych, szarpię za klamkę,
wybiegam za taras, na trawę... Rozglądam się po horyzoncie. „Wielkie nieba” –
myślę sobie bliska płaczu – „znowu katastrofa?”
Ale nad dachami domów ani śladu dymu. Nad lasem tym
bardziej.
Wystukuję do Męża nerwowe Where?
Gdzie ten dym? Z której strony?
I dlaczego nic nie obiło mi się o uszy o żadnym
lądowaniu?
Domyślam się, że wahadłowiec to nie był, bo program
załogowych lotów kosmicznych ostatecznie zakończył się w sierpniu 2011... O
Matko Przenajświętsza! Już kojarzę! Tak! Tak! Ja wiedziałam, że przejście na
latanie rosyjskimi rakietami skończy się dramatem! Biłam na alarm, kiedy NASA
zapodało ów pomysł, ale kto tam mnie usłuchał! Uparli się na
sprzęt z byłego Sajuza, to teraz
mają!
Stoję wstrząśnięta.
Komórka milczy. Kozak zapomniał chyba o swoich złoczyńcach,
bo z wielkim zaangażowaniem podlewa z węża błotnistą kałużę...
- Synek, nie pooblewaj się za bardzo. Muszę na sekundkę
wejść do środka! – postanawiam zasięgnąć wiedzy z kablówki, ale kątem oka
dostrzegam podchodzącą do domu Kozę.
- Cześć mama! – woła i macha na mnie ręką. - Widziałaś popa?
Pop?
A jednak coś „pyknęło”! Ponieważ jestem przyzwyczajona
do żartobliwej odmiany angielskich rzeczowników przez polskie przypadki w wypowiedziach
Córki, nie komentuję Jej swobodnego tonu.
- No właśnie nie widziałam! Gdzie ten wybuch?
- Coś wybuchło? – Koza zwalnia, okrągłe oczy lekko
wystraszone.
- A nie? Sama mówisz, że coś trzasnęło!
- Ja??? Ale nie... czekaj! Ja mówię do ciebie po polsku!
Nie że... coś pękło - popped... Mówię,
że tata mi napisał, że wybrali nowego popa...
Jana Pawła. Drugiego. Tylko nie wiem, jak teraz będzie miał na imię.
Stoję durna bez ruchu. Głowę bym chętnie włożyła w
piasek, ale do najbliższej plaży czterdzieści pięć minut stąd...
- Aha...
Angielskie pop, popped, pope [pyk, pykło, papież], polski Jan Paweł II czy prawosławny pop... wsjo rawno! Grunt, że nikomu krzywda się nie stała! Byłemu Sajuzowi zwracam honor... i zaczynam podskakiwać z radości!
Wnoszę ku Najwyższemu modły dziękczynne. Podwójne.
Koza bez szturchania sama odezwała się do mnie po polsku!
Koza bez szturchania sama odezwała się do mnie po polsku!
Czyzby to byla Boza interwencja? :) Dobrze, ze sie w koncu dogadalyscie :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż zadaję sobie to pytanie ;-) Dziękuję za pozdrowienia i też pozdrawiam!
Usuń:)
OdpowiedzUsuńA to wszystko za sprawą Jana Pawła :)
Drugiego. A raczej trzeciego. A licząc Benedykta to nawet czwartego! :)
A dodając Franciszka - piątego! Aż głowa boli od tych cyfr ;-)
UsuńJak nic POP Kozie kojarzy się z polskością, nawet językiem! Super! Niech "popuje" nam jak najdłużej, bo sympatyczny i pokorny i odważny i mądry. Może na nas coś spłynie z tych cudownych cech...
OdpowiedzUsuńJak nic! ;-) A przecież o prawosławiu nigdzie tu nie słyszała... Palec boży, nic innego ;-)
UsuńNic tylko na kolanach do najbliższej Częstochowy! Super!
OdpowiedzUsuńO choinka! Mówisz... hahaha... no, faktycznie, by wypadało ;-)
Usuń:) Piękne :)
OdpowiedzUsuńJuż od jakiegoś czasu zaglądam do Ciebie i przyznam się szczerze, że jest to jeden z tych blogów, na których z niecierpliwością czeka się na nowy tekst. Pozdrawiam.
Sojko,(a co! sprawdziłam, czyje te piękne oczy znad filiżanki na mnie wyzierają), dziękuję! Pozdrawiam gorąco! Dziękuję za pochwałę. Potraktuję ją jako wiążącą. ;-)
UsuńA my tego wieczoru zamiast spać schodzimy na dół w piżamkach obejrzeć w tv nowego Papieża. Długie oczekiwanie nudzi się Pyniowi i woła do ekranu "no wychodź, Papieżuś!"
OdpowiedzUsuńhahaha... a Papieżuś grzebie się i grzebie za tymi balkonowymi drzwiami... Ja też uważam, że Papieżusie powinni się szybciej uwijać ;-)
OdpowiedzUsuń