wtorek, 18 października 2016

Poradnik domowy na nadchodzące wybory prezydenckie

Putin woli Trumpa, Włosi Clinton. Papież Franciszek zaleca amerykańskim katolikom modlitwę i rozeznanie zanim pójdą do urn. Pardon, zanim pójdą głosować. Bieżę wyjaśnić tym, co lubią szczegóły, że urn w Stanach się nie używa, korzysta się z maszyn liczących głosy. Przynajmniej w moim hrabstwie najprawdopodobniej i tym razem skaner wciągnie wypełnione karty.

Ale do rzeczy. Każdy wie, co dla mnie najlepsze, Amerykanin czy nie. Natomiast ja, jak pisałam wczoraj, chcę mieć na uwadze dobro mojej rodziny, a nie cudze upodobania. Przeprowadziłam zatem domowy sondaż pojedynczym pytaniem: na kogo byś zagłosował/zagłosowała w nadchodzących wyborach?

Przerwałam Lubemu Mężowi służbową telekonferencję. Drgnął i spojrzał na mnie, że powiało lodem.
- Jeśli zamierzasz oglądać jutrzejszą debatę prezydencką, to wracam z pracy okrężną drogą!

Przerwałam Kozie popołudniową drzemkę i córka słodko odrzekła, że oddałaby głos na tego pana od zwierząt, któremu nie udało się dotąd zrobić kariery w polityce.
- Weterynarz? - Zawstydziłam się przy okazji, bo nie skumałam, o kogo chodzi.
- Nie, mówię o gościu z poprzednich wyborów.
Aha! Czyli musiałabym go osobiście wpisać na listę.
- Ale który to był?
- Ten, co obiecywał, że jako prezydent sprezentuje każdemu kucyka.
Gdyby kto pytał, do tej pory nie kupiłam Kozie ani żółwia, ani dudka. Ani wymarzonego, miniaturowego prosiaczka.
- Co prawda wolałabym jednorożca, ale kucyk też może być. - Koza zakryła głowę kocem i dyskretnie wskazała palcem drzwi.

Zapytałam o zdanie Kozaka. Mówię mu, że nie wiem, na kogo głosować i on jeden potraktował mnie poważnie. Nie przestraszył za ojcem, nie zbył obrazem Vermina Supreme'a.
- Mamo, nie martw się - odparł mój syn. - Zrób to, co ja na sprawdzianie z matmy. Uczciwie wybierz odpowiedź jak leci. To najlepszy sposób.

O tym sprawdzianie rozmawiałam dziś z wychowawczynią na indywidualnej wywiadówce o siódmej pięćdziesiąt, kiedy jeszcze ranne ptaszki świergoliły. Lepiej do tego nie wracajmy.

Moja puenta jest następująca: nadal, jako ten co czwarty, młody, ankietowany Amerykanin pytany o zdanie, nie widzę w Białym Domu ani Trumpa, ani Clinton. Wolałabym za opiniami badanych z Reutera, żeby prędzej pierdyknął w Ziemię gigantyczny meteor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz